"Pierwszy raz zdradziłem Natalię już na naszym weselu. Przyłapała mnie w toalecie na uprawianiu miłości francuskiej. Głupia sprawa, ja z opuszczonymi spodniami, a przede mną klęcząca kuzynka... Był wstyd, rozpacz, wyrzuty sumienia i obietnica poprawy. Wytrzymałem kilka tygodni, a potem znowu pojawiły się dreszcze, zawroty głowy, obsesyjne myśli i sny. Dopiero na terapii po raz pierwszy usłyszałem, co się ze mną dzieje. Zacząłem grzebać w pamięci..." Paweł, 30 lat
Zacząłem terapię, bo kilka miesięcy temu zawalił mi się cały świat, żona wystawiła mi walizki za próg (to ona pierwsza nazwała mnie „zboczeńcem”), z pracy mnie wyrzucili… Dlaczego? Z powodu seksu.
Na terapii po raz pierwszy usłyszałem, że seks potrafi być uzależnieniem jak narkotyki czy alkohol. Ale co złego w seksie? Jak żyć bez niego? Bez sensu… Moje podniecenie bywało czasami tak silne, że nie zwracałem uwagi na konsekwencje. Im większy dreszcz, tym większe napięcie, a potem rozluźnienie… Tu, na terapii, usłyszałem, że uzależnienie od seksu ma zawsze jakąś przyczynę. Być może każdy z nas był kiedyś ofiarą przemocy seksualnej. Ale przemocy nie należy rozumieć dosłownie jako gwałtu.
– Przemoc ma wiele twarzy… – mówiła terapeutka.
Zacząłem grzebać w pamięci. Mój pierwszy seks… Ja miałem 16 lat, ona prawie 30. Była moją sąsiadką. Raz zapytała mnie, czy nie pomógłbym jej wnieść zakupy na górę. Czemu nie? W jej ruchach było coś takiego, że nie potrafiłem się oprzeć. Poszliśmy do niej… Zaczęła mnie głaskać. Byłem zaskoczony, ale ciekawość kazała mi zostać. Usiadła na krześle i prowokacyjnie rozchyliła nogi. Sam nigdy bym się nie odważył, żeby jej dotknąć. To ona pierwsza zaczęła majstrować przy moim rozporku. A potem wszystko jakoś tak samo się potoczyło… To była moja inicjacja. Zostałem wykorzystany? Być może, ale godziłem się na to jeszcze kilka razy. Ona decydowała o wszystkim – jak i kiedy będziemy się kochać. Dobrze wiedziała, że to, co nas połączyło, będzie jedynie epizodem. Śniłem o niej po nocach. Tęskniłem za jej ciałem. I tak to trwało, dopóki moja piękna sąsiadka nie znalazła sobie kochanka w bardziej stosownym wieku. Wtedy zamknęła przede mną drzwi swojego mieszkania i swoje uda też…
Koniec naszego romansu był dla mnie prawdziwym ciosem. Tęskniłem. Anita rozbudziła moje ciało na tyle, że nie potrafiłem już obejść się bez seksu. A moje 17-letnie koleżanki w większości były cnotkami. Dużo musiałem wokół nich chodzić, czasem z mizernym skutkiem. No, ale od czego są środki zastępcze? Razem z kumplami chłonąłem pornografię we wszystkich dostępnych formach. Prześladowały mnie erotyczne fantazje, masturbowałem się na okrągło. Dopiero na studiach mogłem zaspokoić swój głód. Nie przepuściłem żadnej chętnej dziewczyny. To było nawet zabawne – zdobywać je. Niestety, kiedy dostałem, co chciałem, traciłem zainteresowanie.
– No, ale przecież mówiłeś, że mnie kochasz! – słyszałem nieraz.
– Ja? Zawsze powtarzam, że seks jest fascynujący, a miłość potwornie nudna. Miałem opinię Casanovy i schlebiało mi to. Ale w końcu trafiła kosa na kamień. Ten kamień miał błękitne oczy i na imię Natalka. Była znajomą kolegi, zupełnie nieczułą na moje męskie wdzięki. A mnie wzięło jak diabli. Sam nie wiem, czemu musiałem ją mieć…
Nagle odbiło mi zupełnie. Pisałem do Natalii wiersze, robiłem maślane oczy, straszyłem nawet, że się zabiję, jeśli mnie nie zechce. Śmiała się tylko. Dwa lata starań i nic. Nie przeszkadzało mi to mieć w międzyczasie inne dziewczyny. To nawet mnie podniecało. Zdobywałem kobiety, które nic dla mnie nie znaczyły. Kochałem się z nimi, mając przed oczami błękitne spojrzenie Natalki. A ona była jak forteca. Raz na imprezie zacząłem się do niej dobierać. Dała mi w twarz. Wyszedłem, a po chwili wróciłem z naręczem tulipanów – ogołociłem cały pobliski klomb.
– Wariat jesteś! – rzuciła Nastka.
– Wariat! Dla ciebie i przez ciebie! – powiedziałem. Nie ma kobiety, której nie można zdobyć. Na każdą tylko trzeba znaleźć sposób. I na nią też znalazłem. Byłem wytrwały. To było nawet podniecające patrzeć, jak ona ze sobą walczy. Miałem opinię kobieciarza i Nastka chciała mnie trzymać na dystans, a jednak się zakochała. Pamiętam, jak kiedyś w nocy odprowadzałem ją do domu. Przystanęliśmy na mostku i spytałem, czy mnie kocha. Zawahała się. Wskoczyłem na barierkę. – Jeśli mnie nie kochasz i nie ma na to szans, to zaraz skoczę…
– Zejdź, wariacie! – zaczęła mnie ściągać.
– A kochasz mnie czy nie? – drążyłem.
– Kocham. – Powtórz to głośniej, nie słyszałem! – zawołałem.
– Kocham cię, a teraz już złaź!
Po trzech latach i ona wreszcie mi uległa. A potem były zaręczyny i szybki ślub, bo Nastka zaszła w ciążę. Kochałem ją jak żadną inną, a jednak nie potrafiłem być wierny. Zdradziłem ją już na naszym weselu. Przyłapała mnie w toalecie na uprawianiu miłości francuskiej. Głupia sprawa, ja z opuszczonymi spodniami, a przede mną klęcząca laska – tak samo pijana jak ja. Był wstyd, rozpacz, wyrzuty sumienia i obietnica poprawy. Wytrzymałem kilka tygodni, a potem znowu pojawiły się dreszcze, zawroty głowy, obsesyjne myśli i sny. Brak seksu dawał o sobie znać… Ciężarna Nastka unikała zbliżeń jak ognia, a sekretarka w pracy sama zaczęła ze mną flirtować. Ja tylko wykorzystałem sytuację. Żona o niczym się nie dowiedziała, a mnie to ponownie otworzyło furtkę do zdrad. Znów poczułem się jak zdobywca… Dlaczego nie starczał mi już seks z żoną? Urodziło się dziecko, a ona wiecznie chodziła zmęczona. Z czasem w ogóle przestała ze mną sypiać, bo… przeniosła się do pokoju dziecka. Czułem się usprawiedliwiony. Skoro żona nawet nie próbuje mnie zaspokoić, to sam przyznałem sobie prawo zaspokajania swoich potrzeb w inny sposób… Napięcie, adrenalina – to było jak narkotyk. Odstawiony od tego zachowywałem się jak uzależniony – nie potrafiłem się skupić, ręce mi się trzęsły jak alkoholikowi.
Dziś wiem, że dzięki seksowi można osiągnąć stan upojenia szybciej niż poprzez alkohol. W mózgu wytwarza się substancja podobna do amfetaminy. Seksoholik odstawiony od seksu zachowuje się jak narkoman na głodzie. Nic się nie liczy, a ty zrobisz wszystko, żeby zaspokoić ten głód… Zaślepiony popełniłem błąd – powinienem rozgraniczyć pracę i seks, a jednak tego nie zrobiłem. Zawiedziona sekretarka chciała się na mnie zemścić. Niewiele trzeba było, aby po firmie rozeszła się plotka, że miałem romans z Moniką, że Kaśce nie przepuściłem, a Alę uwiodłem pięknymi słówkami. Znów miałem opinię Casanovy, tylko że to nie bardzo podobało się mojemu szefowi. Któregoś dnia wezwał mnie do siebie.
– Chyba zapomniał pan, po co tu pana przyjąłem – wręczył mi wypowiedzenie.
Natalia też nie była ślepa. Nie pomogły tłumaczenia i prośby, żona wystawiła mi walizki za drzwi.
– Jesteś zboczony. Powinieneś się leczyć! – rzuciła mi na odchodnym.
„Z rozpaczy gada głupoty”, pomyślałem wzburzony. Próbowałem odstawić seks na bok tak jak alkoholik chowa butelkę. Nie wychodziło. Seks wciąż komplikował mi życie.
Na terapię poszedłem raczej z ciekawości niż z potrzeby. Mała salka, tuzin krzeseł ustawionych w kręgu, różni ludzie. Wszyscy kolejno się przedstawiają, a potem powtarzają obowiązkową formułkę:
– Jestem seksoholikiem. Mnie te słowa wciąż nie mogą przejść przez gardło. Siedzę tu i zastanawiam się, jak niby ci ludzie mogą mi pomóc. Wreszcie przychodzi kolej na mnie:
– Mam na imię Paweł, mam 32 lata i… jestem seksoholikiem – w końcu się do tego przyznałem. Pierwszy krok mam już za sobą.