"Gdy związek z Lilą okazał się pomyłką, bardzo chciałem wrócić do żony. Myślałem, że to będzie łatwe..."
Fot. 123RF

"Gdy związek z Lilą okazał się pomyłką, bardzo chciałem wrócić do żony. Myślałem, że to będzie łatwe..."

"W ostatnim roku swojego małżeństwa zupełnie nie zauważałem, jaką mam piękną i mądrą żonę. Może gdybym wciąż pielęgnował uczucie, które połączyło nas dawno temu, nie doprowadziłbym do katastrofy?" Wojciech, 37 lat

–  Wracacie już? – zapytała Marta, moja była żona, matka mojego syna.
– Wyruszamy z Maksiem spod zoo – poinformowałem. – Za jakieś pół godziny będziemy.
– OK. To czekam – odpowiedziała i przerwała połączenie.
– Mama dzwoniła? – chciał wiedzieć Maks.
– Tak. Już nie może się nas doczekać – wyciągnąłem rękę i potarmosiłem jasną grzywkę siedzącego w foteliku samochodowym synka. Młody już po chwili zaaferowany wpatrywał się w ekran smartfona. Uśmiechnąłem się i pogrążyłem we wspomnieniach.

Jaki ja byłem głupi, że nie doceniałem żony

 „Już nie może się nas doczekać”, zabrzmiały mi w głowie własne słowa. Nas... Tak właśnie powiedziałem i pomyślałem o Marcie. Kiedy dzisiaj zabierałem od niej Maksa, wyglądała ślicznie. W ostatnim roku naszego małżeństwa zupełnie nie zauważałem, jaką mam piękną żonę. Jej włosy, oczy, usta, nogi – kiedyś mnie rozpalały. Z czasem jednak przestałem to wszystko zauważać. Może gdybym wciąż pielęgnował uczucie, które połączyło nas dawno temu, nie doprowadziłbym do katastrofy? Teraz to, co zrobiłem, wydawało mi się tak absurdalne, że niemal nie wierzyłem, że się stało. Byłem skończonym idiotą.

Sam jestem sobie winny. Choć początkowo się usprawiedliwiałem

Przysięgając Marcie wierność przed ołtarzem, naprawdę chciałem dotrzymać obietnicy. Przejść przez życie właśnie z nią, moją studencką miłością, kobietą inteligentną, seksowną, spokojną. Gdy urodził się Maks, nie wyobrażałem sobie życia bez nich. Nie należałem do facetów uganiających się za spódniczkami. Owszem, zawsze doceniałem piękne kobiety, ale tylko z bezpiecznej odległości. Bo miałem Martę, proste. Nie przewidziałem jednak, że poznam Lilkę. Pojawiła się w mojej kancelarii jako klientka. Przyszła z trudną sprawą, nad którą ślęczałem do późna, często także z Lilą, bo tylko ona znała szczegóły istotne dla pomyślnego rozwiązania. To się stało samo... Lilka mi się spodobała. Była taka młoda, a jednocześnie zaradna, bystra, przedsiębiorcza. Właśnie to różniło Martę i Lilkę. Kiedy już wdałem się w romans, właśnie tym to sobie tłumaczyłem. Że zdradzam Martę, bo jest zbyt domowa, spokojna i mało wymaga od siebie i życia. Z Lilką nie tylko wspaniale uprawiało się seks, ale też można było snuć biznesowe plany, opowiadać o pracy i czuć się rozumianym. Z żoną nie dogadywałem się w tych kwestiach.

Kiedy odszedłem żona zachowała się z godnością

– Kocham cię – wyszeptałem Lilce kilka miesięcy później. Leżeliśmy w hotelowej pościeli.
– A twoja żona? – zapytała. – Już jej nie kochasz?
Nic nie odpowiedziałem. Jeszcze nie byłem gotowy, by to przyznać. Choć tak naprawdę pragnąłem uwolnić się od Marty, aby związać się z Lilką. Ale ten moment musiał nadejść. Nie tylko dlatego, że Lila żądała lojalności. Ja także chciałem zachować resztki przyzwoitości. Kłamstwa serwowane Marcie mierziły mnie. Miałem dość ukrywania romansu. Marzyłem o tym, żeby chwalić się Lilką przed całym światem. Chciałem codziennie budzić się obok niej, planowałem poznać ją z przyjaciółmi, z Maksem... Marta była zaskoczona, gdy powiedziałem, że odchodzę. Ale zachowała się dumnie. Doskonale wiedziałem, że jeśli wytoczę najpoważniejszy argument – brak miłości – nie będzie błagała, bym wszystko przemyślał. I rzeczywiście, przyjęła cios na klatę. Zgodziła się na rozwód bez orzekania o winie. Szczerze mówiąc, zaimponowała mi wtedy. Ujrzałem ją jakby w innym świetle. Ale tylko na chwilę, bo już pędziłem ku nowemu.

Wydawało mi się, że moje życie to bajka

Dopóki sąd nie orzekł rozwodu, byliśmy z Lilką ostrożni. Przyjeżdżała do wynajętego przeze mnie mieszkania albo odwiedzałem ją u niej. I wciąż było nam siebie mało. Ona wręcz momentami przesadzała...
– Jak to? Dziś nie będzie igraszek? – dąsała się w te dni, w które miałem wyznaczone spotkania z synem, bo wtedy przyjeżdżałem później. Czekałem przy łóżku Maksa, aż zaśnie. Oboje z Martą dbaliśmy o to, żeby syn mocno nie odczuł, że się rozstaliśmy. W końcu był dla nas najważniejszy. W tym temacie Marta również pokazała klasę. Przecież mogłaby wszystko utrudniać, lecz nie zrobiła tego. Po wyprowadzce ani przez chwilę nie dała mi odczuć, że jestem niemile widziany w domu.
– Igraszki będą krótsze, ale intensywniejsze – uspokajałem Lilkę. I faktycznie, tak się działo.
– Jesteś boginią seksu... – mruczałem zadowolony do ucha ukochanej.
Kiedy rozwód się uprawomocnił, powoli zaczęliśmy wychodzić z ukrycia. Planowaliśmy razem zamieszkać i się ustatkować, ale póki co Lilka szalała. Kino, teatr, dyskoteka, kolacja na mieście. Irytowała się, gdy nie mogłem jej towarzyszyć ze względu na Maksa. Ja z kolei denerwowałem się, że mnie nie rozumie.

Coraz częściej spieraliśmy się o młodego

– Nie możesz pojechać do niego jutro? – pytała. – Kupiłam już bilety...
– Syn prosił mnie, żebym odwiedził go dzisiaj – tłumaczyłem.
– Ale przecież masz ustalone dni, nie powinieneś się ich trzymać?
„Trzymać powinienem się syna”, pomyślałem zły. Coraz częściej spieraliśmy się o młodego.
– Zobacz, co dostałem od Maksa – któregoś wieczoru po powrocie od syna pokazałem Lili rysunek konia. – Jak żywy! – oceniłem z dumą.
– No, no, mój syn ma talent! Chyba po mnie – cieszyłem się. – W podstawówce należałem do kółka plastycznego.
Lilka ledwo rzuciła okiem.
– Nie podoba ci się? – zapytałem.
– Nie powiedziałam, że mi się nie podoba – odburknęła.
– W ogóle nic nie powiedziałaś.
– Bo ty nic nie powiedziałeś – wzruszyła ramionami.
– Jak to? – nie zrozumiałem tej idiotycznej wymiany zdań.
Nie powiedziałeś nic ciekawego dla mnie – wyjaśniła.
Zabolało. I zastanowiło.
Przecież skoro mnie kochała, powinna dzielić ze mną wszystko, a już na pewno to, co najważniejsze. Czyli Maksa.
– Nigdy nie ukrywałem, że mam syna i jestem z nim zżyty – wygarnąłem jej.
– Ale wcześniej potrafiłeś rozmawiać o czym innym – odparowała.
– Posłuchaj... Maks jest częścią mojego życia, bardzo ważną częścią... – próbowałem tłumaczyć.
– Zauważyłam – prychnęła Lilka.

Było coraz gorzej. Zacząłem rozmyślać o Marcie

To chyba od tamtej rozmowy nasz związek zaczął się chylić ku upadkowi. Im gorzej działo się między mną a Lilką, tym częściej myślałem o Marcie. O jej błyszczących oczach, spokojnym charakterze. Zawsze działała na mnie kojąco i nie pojmowałem, dlaczego, ot tak, z niej zrezygnowałem. Jakiś czas później w towarzystwie Lilki planowałem urodziny Maksa.
– Zabiorę go do kina – postanowiłem. – A w prezencie dam mu smartfona. Wiem, że o tym marzy.
Nie zauważyłem, że Lilka się niecierpliwi.
– Tylko Maks i Maks! – wybuchła nagle. – Ciągle o nim słyszę! Czy ty naprawdę nie masz innych tematów?! Przecież świat ma tyle do zaoferowania, a ty niczego nie dostrzegasz! Powiedz, twoje życie skończyło się, kiedy on się urodził?! Bo naprawdę nie rozumiem! – naskoczyła na mnie.
Milczałem zszokowany. I w końcu postanowiłem, że nie będę tłumaczył Lilce, że wraz z urodzinami Maksa moje życie dopiero się zaczęło...

Zrozumiałem swój błąd, za późno

– No, wysiadamy, młody – zaparkowałem samochód przed budynkiem, który kiedyś był moim domem.
Z którego zrezygnowałem dla zupełnej, jak się okazało, głupoty. Ostatnio obsesyjnie o tym myślałem. I chciałem znów zbliżyć się do Marty. Matki mojego syna i kobiety, której nigdy nie powinienem opuszczać. Postanowiłem, że nie ma co zwlekać. „Zaproponuję jej, żebyśmy wybrali się na obiad całą trójką”, pomyślałem. W Marcie wciąż musiało grać uczucie do mnie...
– No nareszcie! – była żona wybiegła z domu. – Kochanie, chodź – pociągnęła Maksa za rękę. – Babcia czeka.
– Pa, tato! – mały mi pomachał.
– Ledwo zdążyłem się pożegnać – uśmiechnąłem się do Marty. Naprawdę, wyglądała świetnie.
– Wybacz, ale się spieszę... – rzuciła.
Dopiero teraz zobaczyłem stojącą po przeciwnej stronie ulicy taksówkę.
– Wybierasz się gdzieś? – zapytałem. Marta spojrzała na mnie dziwnie.
W jej oczach dostrzegłem smutek, ale zaraz się ulotnił. Ustąpił miejsca temu charakterystycznemu błyskowi, który kiedyś był zarezerwowany dla mnie. W lot pojąłem, że Marta nie należy już do mnie. Straciłem ją bezpowrotnie...
– Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć... – odparła i pobiegła do auta.

 

Czytaj więcej