"Na hotelowej plaży zainteresowała nas pewna para. Oboje koło pięćdziesiątki, a zachowywali się jak nastolatkowie. Świata poza sobą nie widzieli! Całowali się, chodzili za rączki, a on co jakiś czas, gdy myślał, że nikt nie widzi, łapał ją za pupę. Nie znałyśmy żadnego małżeństwa ze stażem, które by tak się zachowywało..." Kinga, 38 lat
– Popatrz, to na pewno są kochankowie – mruknęła Agata, wskazując palcem przechodzącą parę.
Uniosłam głowę z leżaka.
– Skąd wiesz?
– Sama zobacz, oboje koło pięćdziesiątki, a zachowują się jak nastolatkowie, całują się, chodzą za rączki, on ją łapie za tyłek co chwilę. Znasz małżeństwa z długim stażem, co się łapią za tyłek?
Przebiegłam w myślach wszystkie znane mi stadła, łącznie z własnym.
– Nie – przyznałam uczciwie. – Znam nawet takie z krótkim stażem, co się nie łapią.
– A widzisz!
Zerknęłam jeszcze raz za przechodzącymi. Nic specjalnego: on siwy, ona farbowana, on z brzuszkiem, ona trochę przy kości, w dodatku parę centymetrów wyższa od niego, świata poza sobą nie widzieli. Szli w stronę plaży, on ją objął za szyję i powiedział coś na ucho, ona parsknęła śmiechem.
– Romans, jak nic – orzekła autorytatywnie kumpela. – To ten wiek. Pięćdziesiątka, kryzys wieku średniego, facetom odbija. Tylko dziwne, że ona nie jest sporo młodsza…
– No tak, ty coś o tym wiesz… – powiedziałam i ugryzłam się w język. – Przepraszam!
– Weź, nie przypominaj mi! – prychnęła Agata gniewnie.
Jej facet cztery lata temu zostawił ją dla dwudziestoletniej asystentki. Agata zdążyła się już otrząsnąć z szoku, ale gniew wciąż się tlił.
Ułożyłam się z powrotem wygodnie i przymknęłam oczy. Szkoda Agi, choć po części sama była sobie winna, po cichu to przyznawałam. W oczy nie powiedziałabym jej tego nigdy, bo nie chciałam stracić przyjaciółki. Ostra, często zbyt ostra, zamaszysta i apodyktyczna, a nikt nie lubi jak się nim ciągle komenderuje, prawda?
Wybrałyśmy się wspólnie we dwie na wczasy all inclusive do Egiptu, taki babski wypad. Ona miała nadzieję na wakacyjny podryw, ja chciałam po prostu odpocząć od wszystkiego. Jak na razie mi się udawało. Od morza szła lekka bryza, muzyka z baru plumkała nienachalnie, zapadłam w drzemkę…
Jakiś czas później słońce przesunęło się i pod parasol zaczęły wpadać palące promienie. Postanowiłam schłodzić się w basenie.
– Idziesz pływać? – spytałam Agatę.
– E, nie, tu się ważne rzeczy dzieją. – Machnęła czytanym kryminałem. – Zaraz będzie drugi trup!
Zostawiłam ją z trupem i poszłam popływać. Siedzący tuż nad wodą umięśniony brunet rzucił mi gorące spojrzenie, mające sugerować, że dostrzega we mnie Afrodytę i chętnie nawiązałby bliższe kontakty. Zignorowałam go. Wiem, co ma sens, a co nie.
Od momentu przyjazdu natykałyśmy się na podobnych Adonisów. Młodzi, dobrze zbudowani, błyskający zębami bądź złotym łańcuszkiem i wielce wrażliwi na wdzięki płci przeciwnej, wiek obojętny, byle była majętna, a przynajmniej wyposażona w kartę kredytową. Z doświadczenia i opowieści znajomych wiem, że podobnie jest w innych kurortach, czy to Egipt, Maroko, Turcja, czy Hiszpania. Na takich nawet Agata nie dawała się nabrać. Choć trzeba przyznać, że były kobitki, które korzystały z tych dodatkowych atrakcji „all inclusive”.
– Lejdi? Heloł? – usłyszałam za plecami, ale nie obejrzałam się.
– Przed wojną na takich mówiło się „żigolak” – mruknęłam i zanurkowałam w turkusową toń.
Po powrocie na leżak stwierdziłam nieobecność koleżanki. Porzucony kryminał założony był słomką z drinka. Rozejrzałam się. Agata tkwiła przy barze w towarzystwie Szweda. Facet zwrócił naszą uwagę już wczoraj, zajmował apartament na tym samym piętrze. Był bardzo wysoki, bardzo blond i bardzo skandynawski. Widocznie Aga miała wobec niego jakieś plany, bo zauważyłam znajome objawy: bawienie się koralami, trzepot rzęs i zbyt głośny śmiech. Dostrzegła mnie z oddali, pożegnała się i wróciła z drinkiem pod parasol.
– Jesteśmy umówione na kolację! – oznajmiła radośnie, siadając na książce.
– Oł ryli…? – Uniosłam brwi.
– Ze Svenem i jego znajomymi. Przyjechali nurkować na rafie. No co się tak patrzysz?
– Nic, nic nie mówię przecież. – Uśmiechnęłam się kpiąco.
Niech się rozrywa dziewczyna. W końcu przyjechałyśmy na wakacje.
Na kolację dotarłyśmy spóźnione, bo Agata nie mogła się zdecydować co do sukienki. Kiedy w końcu zeszłyśmy, większość stolików była już zajęta. Szwed pomachał do nas zachęcająco.
– O, zobacz! – Trąciłam Agatę łokciem. – Twoi kochankowie.
Po sąsiedzku jadła kolację tamta para po pięćdziesiątce. Lecz Aga była już całkowicie pochłonięta podrywem, ledwo rzuciła okiem.
Wieczór rozwijał się swoim trybem. Jedliśmy grillowane ryby i sałatki, piliśmy wino. Ludzie zaczęli tańczyć. Aga, tłumiąc ziewanie, ze skupionym wyrazem twarzy słuchała wywodu Szweda, który opowiadał jej coś z przejęciem. Nie miałam co robić, więc zerkałam ku parze podstarzałych kochanków. Zjedli już i wygłupiali się teraz nad pustymi talerzami. Mężczyzna założył łeb krewetki na palec i animował ją jak pacynkę, kobieta się śmiała. Pozazdrościłam nagle im tej beztroski i miłości. Pomyślałam, żeby zadzwonić do domu, do Bogdana. Eee, i tak by nie odebrał. Pewnie siedzi z kumplami, ogląda mecz albo śpi. „Czy myśmy kiedykolwiek razem się tak śmiali?”, zadałam sobie pytanie. Retoryczne, niestety.
– Chodź ze mną do kibla, zwariuję zaraz – wysyczała mi do ucha Agata.
Wstałam i ruszyłam za nią posłusznie do toalety.
– Co jest? Przestał ci się podobać absztyfikant? Przecież rozmawiacie sobie…
– A weź! – prychnęła Aga. – On ma taki akcent, że ja nic nie rozumiem, co on mówi, ale to jest o jakichś maskach, butlach, sprzęcie i dekompresji. Co mnie to obchodzi?!
– No popatrz, a wyglądasz na bardzo zainteresowaną… – zdziwiłam się.
Otworzyły się drzwi, do toalety weszła tamta pięćdziesiątka od romansu i krewetek. Uśmiechnęłam się do niej.
– Jak państwo ładnie razem wyglądają! – zagadałam pod wpływem impulsu.
Kobieta rozpromieniła się.
– Dziękuję! – I dodała po chwili: – To mogą być nasze ostatnie wakacje. W przyszłym miesiącu mąż idzie do szpitala…
Zakłuło mnie w sercu. Agata zamarła z otwartymi ustami.
Ścisnęłam pięćdziesiątkę za ramię.
– Będzie dobrze. Musi być.
Po wyjściu z łazienki poczułam, że nie chcę wracać do stolika. Wyszłam na zewnątrz. Zagapiłam się na gwiazdy mrugające na czarnym niebie. Myślałam o sobie, Bogdanie i jak to się w życiu plecie…