"Zaczęło się całkiem niewinnie. Dostałam na imieniny opiekacz. Piękny, lśniący, kolorem dopasowany do wystroju naszej kuchni. Słowem, cudo! I może nawet bym się cieszyła, gdyby nie zdarzenie, jakie miało miejsce kilka dni wcześniej..." Paulina, 30 lat
– Mama, mama! – usłyszałam pisk mojej siedmioletniej córki, Karoliny. – Popatrz, co znalazłam w torbie tatusia!
– Ile razy ci mówiłam, że nie wolno grzebać w rzeczach rodziców! – zganiłam ją odruchowo i utkwiłam wzrok w małym, czerwonym pudełeczku, które trzymała w dłoni.
– Ale spójrz tylko, jakie to ładne! – zachwycała się mała.
– No... rzeczywiście – dotknęłam czerwonego cudeńka, zastanawiając się jednocześnie, co to może być. – Karolina, a ty nie miałaś iść wynieść śmieci? – odebrałam jej pudełko.
– Za chwilkę, tylko zobaczymy, co jest w środku! – córce zaświeciły się oczy.
– Nie, nie będziemy otwierać. Szoruj z tymi śmieciami! – odparłam.
Kiedy tylko zamknęły się za nią drzwi, otworzyłam pudełko i... oniemiałam.
– O rany! – westchnęłam rozanielona.
W środku, na czerwonej, aksamitnej wkładce lśnił piękny pierścionek, z kuleczką z białego złota, inkrustowaną kilkoma błyszczącymi diamencikami. „To ten sam, którym zachwycałam się ostatnio u jubilera”, uśmiechnęłam się. Byłam szczęśliwa, że Karol, mój mąż, zamierzał mi dać tak piękny prezent imieninowy! Nie jakiś tam toster czy mikser jak zazwyczaj, ale prawdziwą biżuterię!
Nim Karolina wróciła, weszłam cicho do pokoju, gdzie drzemał mąż i wrzuciłam pudełko z powrotem do torby, żeby się nie zorientował, że odkryłam niespodziankę.
– I co? Otworzyłaś? – zapytała Karolina, ledwie wpadła do kuchni.
– Nie – skłamałam. – A na drugi raz nie grzeb w torbie ojca! – odparłam i wróciłam do lepienia pierogów.
W głowie układałam sobie podziękowania dla Karola. Chciałam dobrze zagrać zdziwienie i zachwyt nad prezentem, żeby mu było miło... Nie musiałam udawać. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy zamiast zgrabnej paczuszki z pierścionkiem Karol wręczył mi pakę z tosterem!
– O Boże! – złapałam się za głowę.
– Nie podoba ci się? – zmartwił się mój mąż. – Dopasowałem kolor do kafelków w kuchni! – zaczął się tłumaczyć.
– Nie, ja tylko... – uśmiechnęłam się przez łzy. – Cieszę się, naprawdę – pogłaskałam Karola po ramieniu i uciekłam pod byle pretekstem do kuchni.
Przez kolejne dni wiele razy wracałam myślami do tego wieczoru. Patrzyłam na toster i oczy zachodziły mi łzami. „Jeśli nie ja, to kto dostał ten pierścionek ze złotą kuleczką?”, rozmyślałam bez przerwy. No i za każdym razem wychodziło na to, że mój mąż ma kochankę. Tylko dlaczego kupił jej właśnie ten pierścionek, który ja sobie upatrzyłam? „Bo wie, że mam dobry gust”, w mig rozwiałam swoje wątpliwości. Tak więc siedziałam samotnie w kuchni, obgryzałam paznokcie z nerwów i wciąż się zastanawiałam, jak ja mam na to wszystko zareagować. „Dać mu do zrozumienia, że widziałam ten pierścionek? Czy raczej szukać innych dowodów na to, że mnie zdradza?”, biłam się z myślami.
Przez dwa tygodnie chodziłam zła jak osa. Wciąż próbowałam przyłapać Karola na gorącym uczynku. Niestety, mimo największych starań, nic nie wzbudzało moich podejrzeń. Kołnierzyki koszul męża nie wskazywały na kontakt ze szminką, w kieszeniach zamiast spodziewanych rachunków za kwiaty znajdowałam papierki po cukierkach. Karol wracał z pracy prosto do domu i w ogóle zachowywał się nadzwyczaj niewinnie jak na człowieka, który zdradza żonę...
Wytrzymałam miesiąc. Dłużej nie mogłam. Wolałam poznać najgorszą prawdę, zamiast oszukiwać się i patrzeć, jak moje małżeństwo rozpada się przez jakąś... amatorkę cudzej biżuterii!
– Karolu! Chcę prawdy! – oświadczyłam mężowi pewnego dnia po obiedzie.
Wcześniej zamknęłam drzwi kuchni i włączyłam córce film, żeby nam nie przeszkadzała. Albo, co gorsza, nie dowiedziała się o kochance ojca!
– Co? – Karol omal nie zachłysnął się kompotem. – O co chodzi, kochanie?
– I ty jeszcze pytasz, o co mi chodzi? – wybuchnęłam. – O twój romans mi chodzi! – wypaliłam.
– Co takiego? – mój mąż wyglądał na zdziwionego. – Co ty gadasz, kobieto? Szaleju się najadłaś, czy co?
„O, a teraz chce ze mnie wariatkę zrobić, żeby tylko wyprzeć się zdrady!”, pomyślałam ze złością.
– Jesteś zdrajcą! A na dodatek kłamiesz! – krzyknęłam.
– Kochanie, uspokój się... – Karol próbował mnie udobruchać. – Naprawdę nie wiem, o co chodzi. Co takiego się stało, że posądzasz mnie o romans?
„Dobre sobie, jak mam mu powiedzieć o pierścionku?”, pomyślałam, ale w tej samej chwili wymknęło mi się:
– O pierścionek z kulką mi chodzi, ot co! I o toster, który dostałam zamiast pierścionka. Ty... ty... zdrajco! – zakończyłam ze łzami w oczach.
Mój mąż pokręcił głową, uśmiechnął się, po czym bez słowa wstał od stołu.
– Gdzie ty idziesz? – spytałam.
Ileż ja razy widziałam taką reakcję niewiernych mężów na filmach. Żona dowiaduje się o zdradzie, a on, zamiast się wytłumaczyć, bez słowa wychodzi z domu i już nigdy nie wraca! Karol spojrzał na mnie jeszcze raz, pokiwał ze smutkiem głową i... wyszedł z kuchni. Westchnęłam ciężko i przysiadłam na taborecie. Byłam zgubiona! I kiedy obmyślałam, jak powiem córce o naszym rozwodzie, usłyszałam:
– To o ten pierścionek ci chodzi? Uniosłam głowę. Karol stanął nade mną, trzymając w dłoni małe, czerwone pudełko z podniesionym wieczkiem. Na tle miękkiego aksamitu przepięknie mieniła się biała kulka z kilkoma diamencikami!
– A to co? – spojrzałam przez łzy.
– Jutro nasza dziesiąta rocznica ślubu. Pamiętasz? Kupiłem pierścionek zawczasu, bo ci się podobał i bałem się, żeby mi go ktoś nie podkupił – roześmiał się. – Do tego miałaś jeszcze dostać dziesięć czerwonych róż i szampana z okazji naszego święta...
„O mój Boże! Nasza rocznica ślubu! Zupełnie mi to wyleciało z głowy!”, pomyślałam w panice. „Ależ ze mnie skończona idiotka!”, pociągnęłam nosem i znowu spojrzałam na pierścionek. Był taki piękny!
– No to co, podejrzliwa kobieto? Może byś go teraz włożyła? Jutro dostaniesz tylko róże i szampana, skoro już dawno wiesz o tym drobiazgu! – powiedział mój mąż czule, po czym wsunął mi pierścionek na palec.
Pasował jak ulał i wyglądał naprawdę cudownie, kiedy tak się mienił w słonecznym świetle. Przez chwilę patrzyłam na niego w niemym zachwycie.
– Dziękuję – przytuliłam się do Karola.
– I przepraszam, ale... – znowu pociągnęłam nosem.
Tym razem chyba jedynie po to, żeby wzbudzić litość męża.
– Ale ja myślałam, że kupiłeś go dla jakiejś innej kobiety i...
– Głuptasie! Po co mi inna, skoro mam ciebie? – spytał cicho Karol.
„No właśnie... po co?”, pomyślałam i wtuliłam się w ramiona męża.
– Poza tym, do zdrady trzeba dwojga, kochanie – szepnął, obejmując mnie. – A gdzie ja znajdę drugą taką jak ty? – zapytał, całując mnie w czoło.