"Dla męża zrezygnowałam z marzeń. Zajęłam się domem, a on mnie zdradził..."
Fot. 123RF

"Dla męża zrezygnowałam z marzeń. Zajęłam się domem, a on mnie zdradził..."

"Zmusiłam męża, by powiedział mi, kim jest jego kochanka, w czym jest lepsza ode mnie? Z jego historii wyłoniła się kobieta, którą ja kiedyś też miałam szansę być – atrakcyjna i wykształcona. Nie dorastałam tej cholernej Renacie do pięt. Czułam się jak głupia kura domowa. A przecież kiedyś byłam prymuską, miałam w kieszeni indeks na wyższą uczelnię! Wszystko poświęciłam dla niego, a w zamian dostałam same kłamstwa..." Elżbieta, 28 lat

Romek i ja chodziliśmy do tej samej klasy w ogólniaku. Nawet nie pamiętam, kiedy zaczęłam patrzeć na niego inaczej niż na resztę kolegów. Stanowiliśmy dwójkę klasowych prymusów. On miał zdolności językowe, bez problemu uczył się trzech języków naraz i posługiwał się nimi niezwykle biegle. Ja z kolei byłam bardzo dobrą matematyczką, a komputery nie miały przede mną tajemnic. Pierwszy raz całowaliśmy się na jakiejś szkolnej wycieczce – wieczór przy ognisku, piwo... Potem uścisk, jego usta i... Staliśmy się parą.

Wzięliśmy ślub cywilny, a kościelny odłożyliśmy na później

Byłam w nim bardzo zakochana, tak bardzo, że kiedy okazało się, że jestem w ciąży, nawet się specjalnie nie zmartwiłam. Szybko wzięliśmy ślub cywilny, choć ja zawsze marzyłam o kościelnym, o welonie, białej sukni... Niestety nie było na to czasu – musieliśmy skupić się na przygotowaniach do matury. Ustaliliśmy jednak między sobą, że jak tylko dziecko trochę podrośnie i odłożymy pieniądze, weźmiemy ślub kościelny. Emilka urodziła się w czerwcu. W lipcu Romek zdał egzaminy na germanistykę. Ja swój indeks na wymarzoną informatykę dostałam już we wrześniu poprzedniego roku – stanowił nagrodę w olimpiadzie matematycznej.
W październiku mój mąż rozpoczął studia, a ja zostałam w domu. Postanowiłam odłożyć naukę na później. Emilka pochłaniała całą moją uwagę.

Mój mąż się uczył, ja dbałam o dom i dziecko

Na początku małżeństwa, mimo że mieszkaliśmy z mamą Romka, która nas utrzymywała, wszystko układało się dobrze. Mój mąż się uczył, ja dbałam o dom i dziecko. Potem Roman zaczął bywać w domu coraz rzadziej. Kończył studia, miał dużo zajęć na uczelni i do późna przesiadywał w bibliotece.
– Zazdroszczę ci, że się uczysz – powiedziałam mu kiedyś.
– Jak Emilka podrośnie, ty też pójdziesz na studia – pocieszał mnie. Emilka była jednak coraz większa, a ja wciąż nie mogłam pozwolić sobie na naukę. Najpierw nie było na to pieniędzy, a później, kiedy Roman dostał pracę w biurze tłumaczeń i zaczął dobrze zarabiać, też zawsze coś stawało na przeszkodzie. A to Emilka chorowała i nie można było jej oddać do przedszkola, a to znowu Roman zaczął wyjeżdżać jako tłumacz na różne konferencje i nie był w stanie mi pomóc w opiece nad córką. Wyprowadziliśmy się z mieszkania teściowej, kupiliśmy samochód, zaczęliśmy samodzielne życie. Właściwie mogłam w końcu pójść na studia, ale...

Z każdym kolejnym rokiem trudniej było wrócić do nauki

Minęło już osiem lat od momentu, gdy zdawałam maturę. Osiem lat spędzonych w domu, wśród garnków i dziecięcych pieluszek... Na jakie studia by mnie przyjęto? Czy potrafiłabym się jeszcze uczyć? No i czy stać by nas było na wydatek rzędu kilku tysięcy złotych rocznie? Bo w grę wchodziły tylko studia zaoczne... Zrezygnowałam więc ze swoich marzeń i ambicji dla dobra rodziny. Pocieszałam się tym, że zajmowanie się domem i dzieckiem nie jest wcale złe. Znajdowałam czas i na spacer, i na czytanie... Wiele pracujących kobiet nie mogło sobie na to pozwolić. Mijały miesiące, a ja coraz bardziej oswajałam się z myślą, że jestem panią domu, i coraz bardziej mnie to cieszyło. Doskwierało mi tylko jedno – brak ślubu kościelnego. Moje koleżanki po kolei wychodziły za mąż. Ich uroczystości ślubne przebiegały dokładnie tak , jak ja to sobie wymarzyłam. Ja też chciałam mieć ślub w kościele. Kilka razy próbowałam porozmawiać o tym z Romanem, ale ona zawsze odkładał to na później. Zawsze coś było ważniejsze niż ślub. Uznałam więc, że dla niego nie jest to istotne i przestałam o tym mówić. W końcu byliśmy szczęśliwi i bez ślubu. Przynajmniej tak mi się wydawało...

Pewnego dnia odkryłam, że mnie zdradza

Początkowo nie obudziły mojej czujności ani zbyt późne powroty męża do domu, ani jego częste wyjazdy na delegacje. Wreszcie dowód jego nieuczciwości sam wpadł mi w ręce. Wrócił właśnie wtedy z trzydniowej konferencji za miastem. Był zmęczony.
– Tłumaczyliśmy konferencję na żywo codziennie przez dziewięć godzin – narzekał. Wieczorem rozpakowywałam jego walizkę. Spośród różnych papierów wysunęła się kartka. „Ta nuda zabiłaby mnie, gdyby nie perspektywa dzikiego seksu dziś wieczorem. Jesteś gotowy?”, przeczytałam.
– Co to jest? – pokazałam list mężowi.
– Skąd to masz? – zdziwił się.
– Z walizki – wyjaśniłam spokojnie. Roman milczał jak zaklęty.
– Co to jest?! – krzyknęłam.
– Nie wiem – powiedział. –
Kim ona jest? – łzy nabiegły mi do oczu.
– Kochanie, wszystko ci wyjaśnię – chciał chwycić mnie za rękę, ale się wyrwałam.
– Nie dotykaj mnie – wycedziłam. – I nie mów do mnie „kochanie”! Wynoś się!
– Zwariowałaś? Dokąd? – przestraszył się.
– Do niej! – wrzasnęłam. – Kimkolwiek jest ta zdzira. Natychmiast! – krzyknęłam znowu, bo on już otwierał usta, by mi coś tłumaczyć lub przepraszać. Wyszedł więc z mieszkania, zabierając kilka niezbędnych rzeczy, a ja długo płakałam w poduszkę.

Nie miałam dokąd pójść, nigdy nie pracowałam...

Następnego dnia zadzwonił telefon.
– Co wy wyrabiacie? – spytała teściowa.
– Co MY wyrabiamy?! – zdenerwowałam się. – Niech mama spyta swojego synka.
– Przyszedł do mnie wczoraj wieczorem, wiem wszystko. Ale tak nie można. Stanowicie rodzinę – perswadowała.
– Nie obchodzi mnie to!
– Musisz myśleć o dziecku. On przysięgał, że kocha ciebie, a to... to był tylko przelotny flirt. Wiesz, jak to jest w pracy...
– Nie, nie wiem. Nigdy nie miałam szansy się przekonać – wytknęłam jej. – Zrezygnowałam ze swoich marzeń, planów, bo musiałam być z dzieckiem, a on...
– Spróbujcie się jakoś dogadać – powiedziała. – Na pewno wam się to uda.
Wtedy nie chciałam jej słuchać, ale przecież musiałam przyjąć Romana z powrotem. On utrzymywał mnie i Emilię, a ja... przecież nigdy nie pracowałam!
– Dlaczego mi to zrobiłeś? Co dała ci ona, czego nie dałam ja? – zapytałam męża.
– Z nią... jakoś tak dobrze mi się rozmawiało. O życiu, o literaturze... – tłumaczył, patrząc na mnie wzrokiem zbitego psa. „O literaturze!”, krew uderzyła mi do głowy. A więc jego kochanka była, w przeciwieństwie do mnie, wykształcona... „Jaka jest ta kobieta? Jak ma na imię, co robi, jak wygląda, jak się ubiera?”, zastanawiałam się całymi dniami. W końcu zmusiłam Romana, żeby mi o niej opowiedział.

A mogłam być taka jak ona

Z jego historii wyłoniła się kobieta, którą ja kiedyś też miałam szansę być – atrakcyjna i wykształcona. Renata pracowała w biurze Romka. Pokazał mi ją na zdjęciu. Długo wpatrywałam się w jej twarz, zanim podarłam fotografię.
– Gdybym skończyła studia, nigdy to by się nie stało... – powiedziałam cicho.
– Kocham cię, a jej tylko... pożądałem – zapewniał, ale ja mu nie wierzyłam. Zaczęłam obsesyjnie nienawidzić tej kobiety. Ją obwiniałam o wszystko – o zbyt długie chwile milczenia Romana przy niedzielnym obiedzie, o noce bez pieszczot i seksu.
– Przestań. Między mną a Renatą wszystko skończone, już się tym nie zadręczaj – mówił, gdy przyłapywał mnie na przeszukiwaniu jego rzeczy. Ale ja nie umiałam zapomnieć. Przecież nie dorastałam tej cholernej Renacie do pięt. „Głupia kura domowa”, powtarzałam sobie. I wtedy Romek zrobił coś, po czym musiałam znowu mu zaufać...

Znowu poprosił mnie o rękę...!

Zaprosił mnie na kolację do ekskluzywnej restauracji. W pewnym momencie sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął z niej aksamitne pudełeczko.
– O, Boże – wyjąkałam, kiedy Roman włożył mi na palec złoty pierścionek. – Czy zostaniesz moją żoną? – zapytał.
– Ślub kościelny... – wyszeptałam. – Moje największe marzenie...
– I moje. Chcę, żebyś wiedziała, że kocham tylko ciebie. Że nikt inny się nie liczy. Byłam w siódmym niebie. Roman dał mi najbardziej wiarygodny dowód miłości... Kiedy kilka tygodni później powtarzaliśmy za księdzem słowa przysięgi, płakałam. Wszystko rozpoczęło się jakby na nowo.

A potem znowu ich zobaczyłam

Staliśmy się kochającą, szczęśliwą parą. Miesiąc po ślubie wybrałam się z Emilką na zakupy. Szłyśmy właśnie na przystanek, kiedy na skrzyżowaniu mignął mi samochód Romana. Już podnosiłam rękę, aby pomachać, kiedy nagle... Zastygłam w bezruchu. Obok Romana siedziała w samochodzie kobieta doskonale znana mi ze zdjęcia. Jej obraz wrył się w moją pamięć na zawsze. To była Renata. Przejechali obok nas, widziałam ich twarze. Patrzyli na siebie jak kochankowie... Spojrzałam na córkę. Na szczęście niczego nie zauważyła.
– Przechodzimy przez ulicę, kochanie – powiedziałam i ruszyłam przed siebie.
Gdy wróciłyśmy do domu, podarłam wszystkie zdjęcia z naszego ślubu. Ślubu, o którym marzyłam całe lata, a który okazał się wielkim kłamstwem... 

 

Czytaj więcej