"Łatwo dałam się poderwać na dziecko, bo myślałam, że to czuły, samotny ojciec..."
Zobaczyłam go z uroczą dziewczynką. Od razu wpadł mi w oko.
Fot. 123RF

"Łatwo dałam się poderwać na dziecko, bo myślałam, że to czuły, samotny ojciec..."

"Widywałam go często w parku z kilkuletnią dziewczynką. Samotny tatuś, który tak świetnie umie zająć się swoim dzieckiem, od razu zmiękczył moje serce! Byłam taka szczęśliwa, kiedy zaczepił mnie i zaprosił na randkę..."  Ewa, 31 lat

Och, jaka słodka kruszynka! – usłyszałam zachwycony głos jakiejś kobiety, tak że od razu spojrzałam w tamtą stronę. Wracałam akurat z pracy przez park. Na ławce pod drzewem siedział przystojny, młody mężczyzna i bawił się piłeczką ze śliczną jak aniołek dziewczynką.

Wzruszający widok

Mała rzeczywiście mogła wzbudzać zachwyt. Miała kręcone blond włoski, była ubrana z gustem w dizajnerską sukieneczkę bombkę, której nie powstydziłaby się nawet najbardziej wymagająca i znająca się na modzie kobieta. Mężczyzna też był niczego sobie. Bardzo w moim typie... Na pierwszy rzut oka widać było, że zarówno tatuś, jak i jego córeczka świetnie się czują w swoim towarzystwie. Zaś kobieta, na której głos się obróciłam, aż zatrzymała się przed ławeczką. Mężczyzna uśmiechał się do niej zachęcająco i chyba ją zagadnął, bo widziałam, że zaczynają o czymś rozmawiać. Niestety, byłam już zbyt daleko, by usłyszeć o czym.
Uwielbiałam dzieci. Sama jeszcze nie byłam mamą. Ba! Nie miałam nawet kandydata na tatusia! Pracowałam jednak w prywatnym przedszkolu. Z najmłodszą grupą, więc miałam kontakt z maluchami na co dzień. I kochałam swoją pracę. Nie wyobrażałam sobie też, że mogłoby się nie spełnić moje marzenie o macierzyństwie. Dlatego właśnie tak wzruszał mnie widok tatusiów z dzieciaczkami.

Czuły i... samotny

Któregoś razu znowu szłam przez park i miałam farta! Na ławce wypatrzyłam młodego tatę i jego uroczą córeczkę. Tym razem mała miała na sobie kolorowy płaszczyk przeciwdeszczowy i bawiła się wózeczkiem z lalką. Jej ojciec tego dnia nie był jednak sam. Tuż obok niego siedziała atrakcyjna dziewczyna, a mężczyzna zachowywał się wobec niej bardzo kokieteryjnie i dość śmiało. Zagadywał ją, częstował czymś z błyszczącej torebki i patrzył na nią tak, jakby to była ich pierwsza randka. Pozazdrościłam jej. Jeśli to była jego żona, to miała kobieta szczęście. Jeśli nowa znajoma, to chyba dobrze trafiła. Samotny tatuś, który tak świetnie umie zająć się swoim dzieckiem, to jest coś! Skręciłam w boczną alejkę, tak by specjalnie przejść obok ławeczki.
– Och, nie! Jeszcze nie myślałam o macierzyństwie! – podsłuchałam zachwycony szczebiot dziewczyny. – Ale kiedy tak na pana patrzę, to nawet miałabym ochotę! Tak wspaniale się pan opiekuje cór...
– Ech, tam zaraz pan, Robert jestem – przerwał jej w pół słowa mężczyzna.
– Z pani byłaby piękna mamusia, mówię serio! – uśmiechnął się szeroko i obdarzył kobietę powłóczystym spojrzeniem. Ta zachichotała i wzruszyła ramionami.
– Mama Paulinki zostawiła nas zaraz po urodzeniu córki – dopowiedział smutnym tonem mężczyzna. – Muszę jej zastępować oboje rodziców...
– Naprawdę? – zdziwiła się kobieta i pokiwała z niedowierzaniem głową. – No, nigdy bym nie pomyślała... Mam na imię Natalia... Strasznie powoli przechodziłam obok rozmawiającej pary, ale nie udało mi się podsłuchać nic więcej.
„A więc jednak”, pomyślałam. „Miałam nosa... Samotny tatuś! Co za bezmyślna kobieta rzuciła takiego mężczyznę i własne dziecko?!”. Po prostu wierzyć się nie chciało...

W końcu go poznałam

W kolejnych tygodniach kilkakrotnie spotykałam pana Roberta z Paulinką. Nawet uśmiechnęłam się do niego nieśmiało, kiedy któregoś razu szedł z nią sam. Co tu dużo kryć! Spodobał mi się! Aż gorąco mi się zrobiło, gdy odwzajemnił mój uśmiech. A kiedy go minęłam i usłyszałam donośne „dzień dobry” za plecami, omal nie zemdlałam z emocji! Odwróciłam się powoli. Stał na ścieżce i trzymał za rączkę małą, która wpatrywała się we mnie z uroczym uśmiechem.
– Dzień dobry – wydukałam.
– Widuję tu panią często – powiedział tymczasem wesoło. – Może najwyższa pora się poznać? – podszedł do mnie i wyciągnął rękę. – Jestem Robert.
– Ewa – uścisnęłam jego dłoń. Po krótkiej chwili chciałam cofnąć rękę, ale on dalej trzymał moją w żelaznym uścisku i patrzył mi prosto w oczy.
– Idziemy z Paulinką się przejść, może odprowadzimy panią przy okazji? W którą pani idzie stronę? – spytał.
– W tamtą – kiwnęłam brodą w kierunku mojego domu.
– To chodźmy! – ucieszył się i w końcu puścił moją rękę.
W gardle aż mi zaschło z emocji. Z trudem łapałam oddech. Tego w najśmielszych snach się nie spodziewałam... Odprowadzili mnie aż pod mój blok. Celowo wlokłam się noga za nogą, by opóźnić moment rozstania. Miło mi się rozmawiało z Robertem. Opowiadał o trudnej roli samotnego ojca i o szoku, którego doznał, gdy porzuciła go partnerka, mama Paulinki. A ja wciąż nie mogłam zrozumieć, jak można było zostawić takiego mężczyznę. Na koniec zaproponował wspólny spacer następnego dnia. Zgodziłam się, a z radości niemal dofrunęłam po schodach do swojego mieszkania!
Spotkaliśmy się jeszcze dwa razy, a potem Robert zaproponował randkę z kolacją. Wyjaśnił, że z małą zostanie wtedy babcia, więc spokojnie możemy sobie zaplanować wspólny wieczór. Troszkę było to zbyt szybkie tempo jak dla mnie, ale co tam! Zgodziłam się...

Niespodziewani goście

W dniu zaplanowanego spotkania w moim przedszkolu pojawili się niespodziewani goście...
– Dzień dobry! – w drzwiach sali stanęła uśmiechnięta, bardzo atrakcyjna blondynka. – Mogę panią na chwilę prosić?
– Tak, słucham panią? – spytałam. I wtedy mnie zamurowało. Zauważyłam, że z tyłu za nią stoi nie kto inny, tylko... Paulinka! Podobieństwo ich obu było uderzające. Kobieta musiała być jej mamą...
– Pani dyrektor mnie tu przysłała – zaczęła blondynka. – Chciałabym zapisać córeczkę do przedszkola i dziś przyprowadziłam ją, żeby się oswoiła z dziećmi... Ona mówiła, a ja wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Stałam tak przez dłuższą chwilę...
– A tak, tak... Oczywiście – wydukałam w końcu i uśmiechnęłam się niemrawo. – Proszę. Pani niech sobie siądzie z boku, a maleńką wezmę może do dzieci...
Paulinka chętnie poszła ze mną. W końcu świetnie się znałyśmy! „Jezu, ale wstyd!”, pomyślałam. „Ja tu się zabawiam z tatusiem, on opowiada mi o swoim nieszczęściu, a prawda jest całkiem inna. Dobrze, że nie dałam się omotać do końca...”.

Kim jest Robert?

Próbowałam kontynuować zabawę z dziećmi, ale myślami byłam gdzie indziej. Dzięki Bogu jakoś to wszystko wytrzymałam. Z trudem, ale wytrzymałam. Mama Paulinki raczej nic nie zauważyła. Pod koniec zajęć podeszła do mnie i szczerze się uśmiechnęła.
– Och, widzę, że mała świetnie sobie radzi. Może ją zostawię na dwie godzinki, by zobaczyć, czy wytrzyma sama beze mnie? – spytała ściszonym głosem.
– Zgoda, nie ma sprawy...
– Mąż ją odbierze, dobrze? – dopytała. „O nie! Tylko nie to!”, przełknęłam ślinę przez zaciśnięte gardło.
– A jak się nazywa mąż? Musi mi pani napisać upoważnienie, żeby nie było nieporozumień – wyjaśniłam rzeczowo i sięgnęłam po kartkę i długopis. Minę musiałam mieć nietęgą.
– Kamil, mój mąż ma na imię Kamil...
– A nie Robert? – wyrwało mi się i od razu ugryzłam się w język. – Paulinka w czasie zabawy wypowiedziała to imię... – zaczęłam się tłumaczyć. – Myślałam...
– Tak? Naprawdę? – zaśmiała się kobieta. – Robert to jej niania, to znaczy opiekun – poprawiła się szybko, po czym podała mi kartkę z upoważnieniem. – Widocznie musiała go bardzo polubić...
Na randkę z Robertem nie poszłam. Nie miałabym ochoty spędzać czasu z człowiekiem o tak dużej wyobraźni. Nie wiadomo, ile kobiet poderwał na swoją historię o porzuconym ojcu. Ja też dałabym się nabrać, gdyby nie przypadek...

 

Czytaj więcej