"Ostatnio często się kłóciliśmy o pieniądze. Kiedy tamtego dnia usłyszałem w radio o wypadku, zamarłem..."
Fot. 123rf.com

"Ostatnio często się kłóciliśmy o pieniądze. Kiedy tamtego dnia usłyszałem w radio o wypadku, zamarłem..."

"Byłem zły, gdy dowiedziałem się, że moja żona ostatnie grosze wydała na jakąś lampę, której wcale nie potrzebowaliśmy. Mieliśmy długi, więc powinniśmy oszczędzać. Ale Alicja myślała inaczej..." Marek 25 lat

Byliśmy zaledwie rok po ślubie. Brakowało nam wielu niezbędnych rzeczy, a zwłaszcza pieniędzy. Tymczasem czekał nas poważny wydatek w postaci kupna nowego samochodu. Mieszkaliśmy w niewielkim miasteczku i dojazdy do pracy w Poznaniu zajmowały mi codziennie ponad godzinę!

Rozrzutność Ali nie tylko mnie martwiła, ale też denerwowała

– Będziemy mieli samochód. Używany, ale pewny, z salonu! – zawołałem radośnie pewnego popołudnia, wróciwszy z pracy.
– Wpłacimy tylko część naszych oszczędności, a reszta będzie na raty. Ale – dodałem ostrzegawczo – musimy teraz przez jakiś czas zacisnąć pasa...
Alicja podniosła na mnie zachwycone oczy.
– I będziemy mogli jeździć do supermarketów, a latem za miasto? I będziemy częściej odwiedzać znajomych... Bo przez te dojazdy siedzimy zamknięci w mieszkaniu jak jakieś odludki – pożaliła się cicho.
– Musimy pamiętać – bąknąłem, żeby nie gasić jej entuzjazmu, ale od razu postawić sprawę jasno – że rata wynosi czterysta złotych miesięcznie. Plus wydatki na benzynę, ubezpieczenie i inne opłaty...
– Będziesz wcześniej w domu – przerwała mi beztrosko Ala – i moich rodziców może w końcu odwiedzimy – zarzuciła mi radośnie ręce na szyję.
– Co to za bluzka? – zapytałem, gdy się do mnie przytuliła.
– Podoba ci się? Kupiłam ją z przeceny... – zaczęła się szybko tłumaczyć.
Wyglądała w niej uroczo, ale jej półki już były i tak pełne. Co rusz pojawiało się na nich coś „niezbędnego i wyjątkowego”...

Przez cały wieczór zastanawiałem się, czy dobrze robię, kupując samochód. Ale oferta była taka kusząca, żadnych odsetek, żyrantów, stała stopa procentowa...
– Alu – prosiłem ją następnego dnia rano – obiecaj, że będziesz oszczędna. Kiedy spłacimy samochód, zaszalejemy sobie, ale chwilowo... Sama rozumiesz?
Żona tylko skinęła w głową z uśmiechem. Oboje wprost pękaliśmy z dumy, gdy miesiąc później przyjechałem do domu naszym nowym samochodem. Dopiero, kiedy zaczęliśmy spłacać raty odczuliśmy, jak nas obciążają. Brałem nadgodziny, Ala też zaczęła szukać dodatkowej pracy, ale co może robić przedszkolanka? Miałem wrażenie, że dźwigam ciężar ponad moje siły.

Kiedy zobaczyłem kolejny nowy nabytek, nie wytrzymałem

Któregoś dnia, gdy wróciłem z pracy, Ala przywitała mnie rozpromieniona.
– Chodź, mam dla ciebie niespodziankę – kazała mi wejść do pokoju.
Na naszym regale stała nowa lampa z kloszem z kolorowych szkiełek.
– Co to jest? – wyszeptałem.
– Prawda, że piękna? Zawsze o takiej marzyłeś, więc chciałam zrobić ci prezent. W sklepie zgodzili się rozłożyć spłatę na cztery raty... – paplała szczęśliwa.
– A skąd wzięłaś pieniądze? Wygrałaś w totka? – spytałem zgryźliwie.
Od razu się domyśliłem, że uszczupliła sumę odłożoną na kolejną ratę.
– Chyba się nie gniewasz... – spojrzała na mnie niepewnie.
Zwariowałaś?! Czy ty wiesz, ile kosztuje życie? Muszę pożyczać pieniądze, a ty kupujesz mi lampę?! wrzeszczałem.
– Za to ty jesteś dusigrosz. Ja z tego nic nie mam! – zdenerwowała się Ala. – To ty jeździsz autem, ja chodzę piechotą! Nawet do sklepu mnie nie zawieziesz, bo szkoda ci benzyny! – zobaczyłem, że na policzki wystąpiły jej rumieńce. – Wciąż mnie kontrolujesz, jakbym była jakąś złodziejką!
– Bo szastasz pieniędzmi na prawo i lewo! – krzyczałem. – Zachowujesz się jak... małe dziecko!

Powiedzieliśmy sobie wiele gorzkich słów

Zaczęliśmy się nawzajem oskarżać. To była nasza pierwsza, poważna kłótnia. Ala powiedziała wiele gorzkich słów, których nie potrafiłem jej wybaczyć. Nie okazała krztyny zrozumienia dla moich starań i złamała daną mi obietnicę. W końcu wyszedłem z domu trzaskając drzwiami, a po powrocie rozłożyłem sobie pościel na kanapie w jadalnym pokoju. Nie odezwałem się do niej ani słowem. Ona także milczała.

Pierwszą noc od chwili ślubu spędziliśmy osobno. Obudziłem się połamany i wściekły, bo kanapa była dla mnie za krótka. Omal nie zrzuciłem na podłogę tej przeklętej lampy! Ala już wstała i robiła śniadanie. Zauważyłem, że na stole stał tylko jeden talerz...
– Nie powiedziałam ci wczoraj, ale mam dziś wolne – rzuciła nie patrząc mi w oczy. – Jadę do rodziców. Wrócę jutro albo w niedzielę.
Nawet nie drgnąłem. Bez słowa wyszedłem z kuchni z kawą. „Nie potrafi przyznać się do błędu, więc jak ma wyglądać dalej nasze życie?”, pomyślałem pełen goryczy i zacząłem wątpić, czy w ogóle dobrze zrobiłem, żeniąc się z Alicją.

Gdy usłyszałem w radiu, co się stało, zamarłem

Tego dnia praca mi nie szła, szef też patrzył na wszystkich złym okiem. Na dodatek koło dwunastej radio nagle przerwało nadawanie muzyki i spiker powiedział, że przed chwilą miała miejsce katastrofa. „Zderzyły się dwa pociągi jadące naprzeciw. Wskutek nieuwagi maszynisty...” Kiedy usłyszałem nazwę stacji, na której to się stało zamarłem. Przecież to trasa Ali!... Rzuciłem się do telefonu. Może jednak nie pojechała? Numer był wolny...
– Szefie, moja żona jest w jednym z tych pociągów! – krzyknąłem tylko, biegnąc szybko do wyjścia.
Przejechałem kilka kilometrów do sąsiedniego miasta, gdzie zdarzył się wypadek. Koło dworca już z daleka widziałem tłum ludzi, sznur karetek i policjantów pilnujących porządku. Zacząłem przepychać się do wejścia, ale ktoś mnie zatrzymał.
– Nie wolno! – powiedział policjant.
– Ale tam jest moja żona! – wyrzuciłem z siebie z rozpaczą.
– Trwa akcja ratunkowa – pokręcił głową. – Musi pan czekać, podobnie jak inni.

Wszystkich wypytywałem o żonę

Stałem dygocząc z zimna i starając się z oddali dostrzec cokolwiek. Widziałem sanitariuszy, którzy udzielali pierwszej pomocy rannym, słychać było jęki, płacz i pokrzykiwania policjantów. Nic więcej.
Nagle wśród rannych dostrzegłem ciemne włosy i błękitną kurtkę. Nie czekając na pozwolenie, rzuciłem się szybko w tamtym kierunku. Przez sekundy, kiedy do niej biegłem, serce niemal przestało mi bić. Nagle zrozumiałem, jaki byłem głupi i małostkowy, i jak wiele Alicja dla mnie znaczy... Bez tchu nachyliłem się nad kobietą... ale to nie była moja żona.
Zacząłem biegać nerwowo od sanitariusza do sanitariusza. Wszystkich wypytywałem o żonę. Jeden z kierujących akcją spojrzał na mnie mocno zatroskany i powiedział niepewnie:
– Kilka minut temu zabrano stąd do kliniki kobietę. W ciężkim stanie... Brunetka, opis się zgadza. Miała uraz głowy – położył mi współczująco dłoń na ramieniu.

To będzie najważniejsza lampa w naszym domu

Jak oszalały wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku szpitala. „Czekała dzisiaj na moje przeprosiny”, myślałem roztrzęsiony. „A ja wyszedłem z domu i nawet na nią nie spojrzałem. Dlaczego jej nie przeprosiłem? Może nie wybrałaby się w tę podróż? Przecież chciała mi tylko zrobić niespodziankę... Boże jakim jestem egoistą!” Postanowiłem, że wpadnę na chwilę do mieszkania po swoje dokumenty i jakieś ubrania dla żony. „Będzie ich na pewno potrzebować w szpitalu”, pomyślałem. Zatrzymałem auto i skacząc po trzy stopnie, pobiegłem do mieszkania.

Na półpiętrze... zamarłem. Znajoma, najdroższa mi na świecie postać spokojnie stała sobie pod naszymi drzwiami.
– Alicja... – szepnąłem bez tchu. Z niewyraźną miną mocowała się z kluczami. Pod pachą trzymała wielką paczkę.
– Dzwoniłem do ciebie. Gdzie byłaś?! – zawołałem, chwytając ją w ramiona. Spojrzała na mnie zmieszana.
Postanowiłam pojechać trochę później, bo chciałam zwrócić lampę do sklepu – powiedziała cicho. – Ale sprzedawca nie chciał jej przyjąć. Tak mi przykro Marek...
– Ależ to nic nie szkodzi! – krzyknąłem z radością i zacząłem ją całować jak oszalały, po twarzy, policzkach, po rękach. – To nic! Lampa jest piękna!
Patrzyła na mnie zdumiona.
– Przecież... Przecież ci się nie podobała – mówiła zaskoczona moim nagłym przypływem entuzjazmu.
– Nie podobała?! To jest najpiękniejsza, najwspanialsza lampa na świecie! – śmiałem się uszczęśliwiony.
– A... rata?... – żona patrzyła podejrzliwie.
Pal licho samochód! Najważniejsze, że żyjesz! Jeszcze nie wiesz, że ta lampa uratowała ci życie! I od dzisiaj będzie najważniejszą lampą w naszym domu. Był wypadek kolejowy. Tak się bałem! Tak cię kocham i przepraszam! – mówiłem czule.
Widziałem, że Ala nic z tego nie rozumie i chyba się trochę bała, że postradałem zmysły. Ale kiedy niosłem ją na górę do naszego mieszkania, śmiała się tak wesoło, jak tylko ona potrafi.

 

 

Czytaj więcej