"Z Szymonem planowaliśmy ślub godny rodziny królewskiej i mieliśmy mnóstwo planów na przyszłość. Byłam taka szczęśliwa! A potem wszystko runęło jak domek z kart. Tamtego dnia mieliśmy jechać spróbować weselnych tortów, ale wcześniej mój narzeczony wybrał się na poranną wycieczkę rowerową. Okazało się to decyzją tragiczną w skutkach. Od tamtego czasu minęły trzy lata. Przez ten czas żyłam w zawieszeniu i bałam się rozpocząć nowy rozdział w moim życiu. Moja mama uważa jednak, że już czas..." Ilona, 31 lat
– Jak minął dzień? – zapytała moja mama.
– Dobrze – odpowiedziałam i się zawahałam. Moja czujna jak jastrząb rodzicielka od razu to wychwyciła.
– Co się wydarzyło? – zapytała od razu.
– Nic takiego. – Wzruszyłam ramionami, ale poczułam, że szczypią mnie oczy, a zdradzieckie łzy próbują wcisnąć się pod powieki.
– Oj, wyrzuć to z siebie – powiedziała łagodnie.
– Marek zaprosił mnie na kawę – wyszeptałam i się rozpłakałam.
Mama spojrzała na mnie ciepło i wzięła mnie za rękę.
– To idź. Marek jest miłym, dobrym mężczyzną – stwierdziła.
– Mamo, jak to? Przecież ja jestem zaręczona – odpowiedziałam, a ona spojrzała mi w oczy.
– Córuś, może to już czas? Może powinnaś dać sobie szansę i zacząć od nowa? Przecież wiesz, że Szymek… – zawiesiła głos, a ja rozpłakałam się jeszcze bardziej.
Trzy lata temu byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Byłam zaręczona z Szymonem, planowaliśmy ślub godny rodziny królewskiej i mieliśmy mnóstwo planów na przyszłość. A potem wszystko runęło jak domek z kart. Tamtego dnia mieliśmy jechać spróbować weselnych tortów, ale wcześniej mój narzeczony wybrał się na poranną wycieczkę rowerową. Okazało się to decyzją tragiczną w skutkach. Podczas tej nieszczęsnej przejażdżki Szymona potrącił samochód. To był najgorszy dzień mojego życia. Właściwie to początek serii najgorszych dni.
Lekarze długo walczyli o jego życie i choć udało się je uratować, Szymon zapadł w śpiączkę i jego stan określano jako wegetatywny. Lekarze nie pozostawiali nam złudzeń i mówili, że szanse na to, że jego stan ulegnie poprawie, są minimalne, a na to, że całkowicie się wybudzi, praktycznie zerowe. Mimo tego długo łudziłam się, że się mylą. Zarówno ja, jak i jego rodzice szukaliśmy najlepszych lekarzy, placówek i nowatorskich metod. Na nic. Szymon do dzisiaj jest nieprzytomny i nie ma z nim żadnego kontaktu. Ja chyba pogodziłam się z tym, że tak już będzie. Jego rodzice nie. To było szalenie trudne, ale w końcu musiałam wrócić do normalnego życia, do pracy, do ludzi. W końcu zaczęłam nawet spotykać się ze znajomymi, choć niezbyt często.
Stałym punktem w moim grafiku były niezmiennie odwiedziny u Szymona. Siadałam przy jego łóżku i opowiadałam mu o tym, co u mnie słychać, jak minął mi dzień, jak układa mi się w pracy, że grono moich znajomych się uszczupliło, bo od wypadku nie jestem już duszą towarzystwa. Opowiadałam mu o wszystkim, co ważne. Nie powiedziałam mu tylko o Marku. Początkowo wydawał mi się tylko kolejnym kolegą z pracy i nawet nie zauważałam, że próbuje ze mną flirtować. Nie w głowie mi były żadne romanse czy nawet niewinne flirty. Mężczyźni dla mnie nie istnieli, a gdy ktoś sugerował, że mogłabym jeszcze ułożyć sobie życie z kimś innym niż Szymek, reagowałam oburzeniem. Miałam przecież narzeczonego! Zabrakło mi jedynie trzech miesięcy, by ślubować mu miłość i wierność.
Najpierw zaproponował mi przyjaźń, słuchał mnie, dyskretnie towarzyszył, umiał rozbawić. W pewnym momencie złapałam się na tym, że przy nim zaczynam wierzyć, że jeszcze czeka mnie w życiu coś dobrego. Bałam się tej myśli. Nie chciałam jej, a jednak ona niepostrzeżenie zakradła się do mojej głowy i coraz wyraźniej się w niej mościła. Czułam się okropnie, jakbym zdradzała Szymona. A jednak nie potrafiłam zrezygnować ze znajomości z Markiem, uśmiechałam się do telefonu, gdy pisał, czekałam na pogaduszki w firmowej kuchni, drżałam, gdy przypadkowo dotknął mojej dłoni. Tamtego dnia zaproponował mi kawę i wyraźnie zaznaczył, że zaprasza mnie na randkę.
– Marek, znasz moją sytuację, ja nie wiem… – zawahałam się, a on spojrzał na mnie ciepło i powiedział:
– Przemyśl to na spokojnie, ja poczekam.
Nie wiedziałam, co robić. Siedziałam naprzeciw mojej mamy i zalewałam się łzami, a ona obejmowała mnie i głaskała po głowie jak małe dziecko.
– Kochanie. Lubisz tego człowieka, czujesz coś do niego, daj szansę temu uczuciu. Obie wiemy, że Szymon już się nie obudzi i nie chciałby, żebyś ty przespała życie razem z nim – mówiła do mnie łagodnie.
– Ale jakim ja będę człowiekiem? Co powiedzą jego rodzice? Oni cały czas wierzą, że wszystko będzie jak dawniej, znienawidzą mnie – szlochałam.
– Zrozumieją. Może nie od razu, ale w końcu zrozumieją.
Mama rozmawiała ze mną jeszcze bardzo długo. Tego wieczora zrozumiałam, że choć część mnie zawsze będzie kochać Szymona, to druga część chce dalej żyć. Czy ludzie mnie osądzą? Nie wiem, niektórzy pewnie tak.
Postanowiłam powiedzieć wszystko Szymonowi. Poszłam do niego i opowiedziałam mu o Marku, o moich wątpliwościach i wszystkich uczuciach, jakie mną targały.
– Kocham cię, ale muszę iść dalej, to już czas – powiedziałam ze łzami i ostatni raz go pocałowałam.
A potem wyszłam, z postanowieniem, że pójdę z Markiem na tę kawę. Zobaczymy, co przyniesie los, ale cokolwiek to będzie, chcę spróbować. Mama ma rację, Szymon z pewnością chciałby, bym była szczęśliwa, a ja zamierzam chociaż spróbować.