" – Jestem normalnym, zdrowym mężczyzną, potrzebuję seksu. A ty w końcu jesteś moją żoną. Tylko że ciągle jesteś zmęczona... – powiedział Patryk. Moje życie zamieniło się w koszmar...” Magdalena, 35 lat
Mój koszmar zaczął się pewnej nocy, po powrocie z imprezy u wspólnych znajomych. Patryk wypił o wiele za dużo, a zaraz po przyjściu do domu znowu sięgnął do barku po alkohol...
– Jeszcze ci mało?! – spytałam z wyrzutem. – Chyba na dzisiaj masz dość.
– Będę robił, co chcę – burknął.
– W porządku – stwierdziłam wściekła. – Pij, ile chcesz. Ja idę spać – dodałam i poszłam się rozebrać do sypialni. – Tylko potem nie waż się kłaść ze mną do łóżka. Nie mam zamiaru spać z kimś, kto śmierdzi jak gorzelnia.
– Co powiedziałaś?! – nawet nie zauważyłam, jak w drzwiach stanął Patryk.
– To, co słyszałeś. Śpisz na kanapie.
– Chyba żartujesz – prychnął. – To jest mój dom i nikt nie będzie mi mówił, gdzie mam spać, zrozumiano?! – krzyknął.
– Wyjdź stąd – rozkazałam. – Nie mogę na ciebie patrzeć. Wymiana zdań robiła się coraz ostrzejsza. W pewnej chwili Patryk pchnął mnie tak mocno, że wylądowałam na łóżku.
– Co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam ze strachem, poprawiając sukienkę, która zadarła mi się do góry. Ale tak naprawdę zaczęłam się bać dopiero, gdy na niego spojrzałam... Stał nade mną, a w jego oczach było coś, czego nigdy przedtem nie widziałam. Złość przemieszana z pożądaniem... Potem wypadki potoczyły się błyskawicznie. Opadł na mnie całym swoim ciężarem, aż jęknęłam z bólu. Zaczął mnie nachalnie całować, a właściwie gryźć. Próbowałam odwrócić głowę w bok.
– Przestań! – wrzasnęłam, gdy udało mi się to nareszcie zrobić. – Przestań! – powtórzyłam, z całych sił usiłując go z siebie zepchnąć. Ale on jakby mnie nie słyszał. Jedną ręką przytrzymywał moje ręce za głową, a drugą dosłownie zdzierał ze mnie sukienkę. Określał mnie przy tym takimi wyrazami, że z poniżenia chciało mi się płakać. Miotałam się na łóżku z coraz mniejszą siłą. Nie miałam przy Patryku szans. Nie zdołałam się wyswobodzić z jego objęć. Zaciskałam więc tylko powieki, czekając, aż skończy. A robił to ze zwierzęcą brutalnością, dysząc i stękając prosto do mojego ucha. Wreszcie zastygł na mnie w bezruchu. Bałam się ruszyć. Po chwili Patryk przewrócił się na plecy i położył się obok mnie. Kilka sekund później już chrapał. Zasnął.
Patryk nigdy wcześniej nie podniósł na mnie ręki. Byłam w szoku, nie wiedziałam, co robić... To ja spałam tej nocy na kanapie. Kiedy się obudziłam rano, w pierwszej chwili łudziłam się, że to wszystko mi się przyśniło. Wystarczyło jednak, że spróbowałam się ruszyć, żebym zyskała jasność – to nie był zły sen... W podbrzuszu poczułam taki ból, że aż syknęłam. I wtedy przyszedł Patryk.
– Obudziłaś się? – spytał. Odwróciłam głowę do ściany. – Przepraszam, kochanie – szepnął, kucając obok mnie. – Nie wiem, co mi wczoraj odbiło. Tak mi wstyd... – dodał i spróbował pogłaskać mnie po ramieniu.
Natychmiast jednak odepchnęłam jego dłoń. Nie mogłam na niego patrzeć, a co dopiero czuć na sobie jego dotyk. Brzydziłam się go.
– Zrobiłem śniadanie. Zjedz coś – prosił.
– Nie jestem głodna – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. A potem wstałam, próbując nie dać po sobie poznać, jak wielką mi to sprawia trudność. Umyłam się, ubrałam i nie odpowiadając na pytanie Patryka, dokąd idę i kiedy wrócę, wyszłam z domu.
Pojechałam do mamy. Jeszcze siedząc w autobusie, byłam pewna, że wszystko jej powiem. Ale potem, kiedy weszłam do jej mieszkania, zmieniłam zdanie. Co właściwie powinnam jej powiedzieć?
– Poprztykałaś się z Patrykiem? – mama sama się domyśliła, że mam problem z mężem. Zawsze, kiedy się kłóciliśmy, uciekałam do niej. Pokiwałam głową i się rozpłakałam.
– No już, kochanie, już – mama przytuliła mnie mocno. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – pocieszała. Nie powiedziałam, co się stało, ale już to, że się wypłakałam w jej ramionach, sprawiło mi ulgę. O wiele więcej czasu zajęło mi przebaczenie Patrykowi. Widziałam jednak, że żałuje, że jest mu wstyd, że też cierpi. Gdy wróciłam do domu, czekał na mnie z kolacją i jeszcze raz przeprosił.
– To się nigdy nie powtórzy, kochanie – zapewnił mnie, a ja chciałam mu wierzyć. I uwierzyłam.
Przez następne tygodnie był dla mnie czuły, dobry i troskliwy. Jak kiedyś, w najwspanialszych chwilach naszego małżeństwa. Stopniowo więc znowu jego dotyk zaczął sprawiać mi przyjemność, znowu lubiłam być w jego ramionach. Udało mi się też wymazać z pamięci widok jego twarzy, gdy wtedy stał nade mną i po prostu zmieniał się w zupełnie innego człowieka. Wszystko wróciło do normy. Aż do następnego razu, niestety...
Źle się czułam i gdy wieczorem w łóżku zaczął mnie pieścić i całować, poprosiłam:
– Nie, Patryk, nie dziś.
– Czemu? – szepnął. – Przecież to lubisz...
– Lubię, ale źle się czuję. Teraz nie mam ochoty, śpijmy – powiedziałam spokojnie.
– Ale ja mam – stwierdził, nie przestając mnie dotykać. – Nie powinnaś odmawiać mężowi – dodał i położył się na mnie, przytrzymując moje ręce jak wtedy. W jednej chwili zaczęłam się bać.
– Patryk, nie rób tego! – rozkazałam więc. – Nie chcę, nie zgadzam się! – zaczęłam krzyczeć i wierzgać nogami.
– Zamknij się – syknął i... uderzył mnie w twarz. A potem wszystko było tak jak wtedy, po przyjęciu. Zgwałcił mnie, brutalnie, nie zważając na to, że sprawia mi ból, nie słuchając moich próśb, błagań, płaczu. Potraktował mnie jak kawałek mięsa. Zgwałcił mnie mój własny mąż, człowiek, którego kochałam, któremu ufałam. To bolało najbardziej...
Później znowu przeprosił. Ale zaraz dodał:
– Gdybyś nie odmówiła, to by się nie stało.
– Chcesz powiedzieć, że to moja wina?! – oburzyłam się.
– No, nie... – zająknął się. – Ale ja jestem normalnym, zdrowym mężczyzną, potrzebuję seksu. A ty w końcu jesteś moją żoną. Tylko że ciągle jesteś zmęczona, boli cię głowa, chce ci się spać... – machnął ręką.
– Patryk, radzę ci, nie mów nic więcej – wycedziłam. – I ostrzegam cię, jeśli to się powtórzy, pożałujesz.
Mój mąż wcale się nie przestraszył. Niedługo potem zrobił to znowu... Jeszcze bardziej brutalnie, z jeszcze większą agresją. Za każdą próbę obrony dostawałam cios. W twarz, ramię, szyję, gdzie popadło. Dwa dni musiałam zostać w domu, nie poszłam do pracy. Byłam zrozpaczona, czułam, że sama nie poradzę sobie z tym problemem. Zdecydowałam się zadzwonić do mamy... Powiedziałam jej, że między mną a Patrykiem układa się źle, że nie wiem, co mam robić.
– Co się dzieje? – pytała zaniepokojona mama.
– Pije? – Nie... – szepnęłam.
– Zdradza cię?! – krzyknęła oburzona.
– Nie, mamo, nie o to chodzi – zaprzeczyłam.
– On... on zmusza mnie... zmusza mnie do seksu – wydusiłam z siebie.
– Oj – odetchnęła z ulgą. – A już myślałam, że naprawdę dzieje się coś strasznego...
– Bo się dzieje, mamo! Przecież on nie ma prawa... Nie może mnie tak traktować...
– Córciu – powiedziała łagodnie. – Tacy właśnie są mężczyźni. A on w końcu jest twoim mężem...– dodała.
Boże, ona mówiła prawie to samo co Patryk! „Nikt mnie nie rozumie”, pomyślałam. „Kompletnie nikt...”.
Pozostała mi tylko nadzieja, że Patryk nie zrobi tego więcej. „Przecież mnie kocha, nie powinien mnie krzywdzić”, powtarzałam sobie. „I on na pewno też to rozumie”. Na wszelki wypadek postanowiłam go nie prowokować. Uważałam, żeby go nie denerwować, nie wyprowadzać z równowagi, gdy przychodził z pracy wściekły, podawałam obiad i starałam się jakoś poprawić mu humor. Gdy chciał seksu, nie protestowałam. Nigdy. I choć wcale nie sprawiało mi to przyjemności, a wręcz przeciwnie, napełniało lękiem i obrzydzeniem, to na każde jego skinienie byłam gotowa i pozwalałam mu robić, co tylko chciał, spełniałam każdą zachciankę. Byle tylko znowu mnie nie bił, nie brał przemocą. Po prostu bałam się swojego męża.
I czasami przez kilka tygodni był spokój. Ale potem znowu dostawał jakiegoś ataku i mnie gwałcił. Bez żadnego powodu. Tak jakby to było coś najzwyklejszego pod słońcem. Moje życie zmieniło się w horror. Niechętnie wracałam do domu po pracy, wieczorami starałam się schodzić Patrykowi z oczu, długo w nocy udawałam, że coś robię, sprzątam, ceruję, pracuję, żeby tylko nie pójść do łóżka, zanim on zaśnie. Czasami bałam się, że zwariuję. Każdy gest Patryka, gdy był blisko mnie, odbierałam jak próbę ataku. Raz chciał mnie pogłaskać po głowie w przypływie rzadkiej u niego czułości. Odsunęłam się odruchowo.
– Co się stało? – spytał.
– Nic – potrząsnęłam głową.
– Jak to nic?! – drążył. – Przecież widziałem. Przestraszyłaś się. Ty się mnie boisz?! Czułam, że robi się niebezpiecznie. Chciałam skończyć ten temat.
– No co ty – wzruszyłam ramionami, po czym spróbowałam zmienić temat.
– Spotkałam dzisiaj Martę, tę moją koleżankę z ogólnika. Ma dziecko. Malutkie, kilka miesięcy... – trajkotałam i nagle poczułam, że ręce Patryka owijają się wokół mojej talii. Zamilkłam sparaliżowana. – Może my też postaramy się o dzidziusia, co? – szeptał mi do ucha. – Takie śliczne maleństwo... – mruczał i w pewnej chwili szybkim ruchem podniósł moją bluzkę i dłońmi ścisnął piersi. Krzyknęłam. – Znowu się boisz? Czego? Przecież nic ci nie zrobię – zapewniał, ale ton jego głosu przeczył słowom.
– Przecież to lubisz... – mamrotał, a potem znowu zaczął nazywać mnie swoją dziwką i nie tylko, używał o wiele gorszych określeń. Wiedziałam już, co mnie czeka. I się nie myliłam.
Kiedy było już po wszystkim, zdjęłam z siebie podartą spódnicę, bluzkę z wiszącym rękawem, otarłam krew z nosa i napuściłam wody do wanny. Starannie zamknęłam drzwi i zapragnęłam zostać w tej łazience do końca życia. To, niestety, nie było jednak możliwe. Gorączkowo rozmyślałam, co powinnam robić, jak się ratować. Nie miałam już sił. Stałam się nerwowa, strachliwa, nawet poza domem. Popłakiwałam w pracy, nie słyszałam, co mówi do mnie szefowa... W ogóle straciłam chęć do życia. A najgorsze było to, że nie widziałam żadnego wyjścia z mojej strasznej sytuacji... W końcu wyszłam z łazienki. W mieszkaniu panowała cisza. Cichutko przeszłam przez wszystkie pomieszczenia, żeby sprawdzić, co robi Patryk. Nie było go! Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na kanapie. I wtedy usłyszałam pukanie do drzwi. Podskoczyłam ze strachu. „Pewnie zapomniał klucza”, pomyślałam i pobiegłam otworzyć. Żeby czasami się nie zdenerwował...
– Mama?! – zdziwiłam się.
– Ja, ja – pokiwała głową i weszła do środka. – Nie odwiedzasz mnie, nie dzwo... – urwała w pół słowa. – Co ci się stało?! – szepnęła z trwogą. Przypomniałam sobie, że jestem spuchnięta i posiniaczona... Rozpłakałam się.
– Czy to Patryk? – spytała mama. – To w ten sposób domaga się seksu... – powiedziała ze zgrozą.
– Dziecko, czemuś ty mi nie powiedziała całej prawdy?! Nie sądziłam... W życiu bym się nie domyśliła, co się u was dzieje! Opowiedziałam jej wszystko, nie pomijając najbardziej bolesnych szczegółów. Gdy skończyłam, płakałyśmy już obie.
– Musisz iść na policję – powiedziała potem mama. – Nie ma innego wyjścia. Przecież on jest zwykłym gwałcicielem! Jego miejsce jest za kratkami. Zgłosić to na policję...
Wiedziałam, że ma rację. Co z tego, skoro nie byłam w stanie tego zrobić? Bo jak mogłam iść na policję z doniesieniem na własnego męża? I to z takim doniesieniem? Że mnie gwałci? Taki wstyd... A poza tym... Mimo wszystko Patryk był moim mężem, kiedyś go kochałam, byłam z nim szczęśliwa. Nie chciałam, żeby miał problemy... Chociaż on traktował mnie strasznie. I mimo że obiecałam mamie, że tak zrobię, że pójdę na policję, tylko następnego dnia, bo dzisiaj nie jestem w stanie, obietnicy nie dotrzymałam. Nie wiem sama, na co czekałam... Chyba, żeby się przelała czara goryczy. Bo Patryk nie zamierzał się zmienić. Jakiś tydzień po wizycie mamy znowu „domagał się seksu”, czyli darł na mnie ubranie, bił i poniżał.
– Przestań! – hamowałam go. – Bo zadzwonię po policję! To przestępstwo!
– Jeszcze nie słyszałem, żeby za egzekwowanie obowiązków małżeńskich kogoś zapuszkowali – zaśmiał się. – Biorę, co moje! – dodał i przyciągnął mnie mocno do siebie. – Jesteś moją żoną, należysz do mnie – oznajmił i zaczął rozpinać spodnie...
Z otępienia wyrwał mnie dopiero trzask zamykanych drzwi. To znaczyło, że wyszedł, tak jak ostatnio miał już w zwyczaju po zaspokojeniu swojej chorej żądzy. Spojrzałam na telefon. Raz, drugi... W końcu chciałam wyciągnąć rękę po słuchawkę. Nie dałam rady. Wyglądało na to, że jest złamana, bo ból był przeszywający. Odwróciłam się na bok i sięgnęłam po telefon lewą ręką. Przyciągnęłam go do siebie, ale się zawahałam. Wiedziałam, że powinnam zadzwonić... „Nie jestem jego własnością, a on nie ma prawa mnie gwałcić!”, myślałam zmęczona. Ale... Czytałam, jak wyglądają procesy gwałcicieli. Wiedziałam, że skrzywdzone kobiety muszą opowiadać o najintymniejszych szczegółach, udowadniać, że nie sprowokowały gwałciciela. A Patryk był przecież moim mężem... Kto mi uwierzy, kto mi pomoże?!