"Nie chcieliśmy zakończyć naszego romansu. Ale pewnego dnia dostaliśmy od losu ostrzeżenie..."
Fot. 123RF

"Nie chcieliśmy zakończyć naszego romansu. Ale pewnego dnia dostaliśmy od losu ostrzeżenie..."

"Oboje byliśmy dorośli, by nie powiedzieć: starzy, więc patrzyliśmy na życie realistycznie. Lubiliśmy się od lat, a od kilku miesięcy coś między nami tak zaiskrzyło, że znowu czułam się jak nastolatka. Mietek miał żonę, a ja męża. Oboje oszukiwaliśmy swoich partnerów, ale uważaliśmy, że jeśli tylko będziemy dyskretni, nikomu nie stanie się krzywda..."  Jolanta, 60 lat

 – Nie powinnaś dłużej tego ciągnąć. – Basia pokręciła głową z dezaprobatą. – Ty masz męża, on ma żonę. Przecież żadne z was się nie rozwiedzie! Wzruszyłam ramionami.

Przecież nie robiliśmy nikomu krzywdy

Fakt, byłam zamężna od trzydziestu siedmiu lat, a Mietek miał drugą żonę od czternastu. Oboje byliśmy dorośli, by nie powiedzieć: starzy, więc patrzyliśmy na życie realistycznie. Lubiliśmy się od lat, a od kilku miesięcy coś między nami iskrzyło tak, że znowu poczułam się jak nastolatka. Czy to takie niemoralne, że spędzaliśmy z sobą czas i to nie tylko na rozmowach? Przecież nikt nie wiedział, więc nikomu nie działa się krzywda. Mój mąż, starszy ode mnie o dziesięć lat, od dawna nie był zainteresowany seksem, a żona Mietka może i by była, gdyby nie siedziała cały czas u córek i wnuków.
– Nie jestem dla niej tak interesujący jak nasz półroczny, najmłodszy wnuk – rzucił z goryczą, jeszcze kiedy byliśmy tylko przyjaciółmi. Dla mnie Mietek był bardzo interesujący! Uważałam, że jest seksowny, zabawny, mądry i ciepły. Kiedy mu to powiedziałam, aż się rozkleił.
– Chyba od dwudziestu lat nie słyszałem nic równie miłego – powiedział. – A gdzie tam! Prędzej od czterdziestu!
Ja dla niego byłam piękna i zgrabna, co niesamowicie podnosiło moją samoocenę. Szanowaliśmy się, mieliśmy tysiące wspólnych tematów, a kiedy zaczęliśmy uprawiać seks, odkryłam, że może on być naprawdę nieziemsko przyjemny.

Nie potrafiliśmy z siebie zrezygnować

Ale Basia miała rację: oboje kogoś zdradzaliśmy. Oszukiwaliśmy nie tylko naszych partnerów, ale też całe rodziny. Wiedziałam, że moje dzieci i wnuki byłyby zdruzgotane wieścią o ewentualnym rozwodzie. Jako rodzice i dziadkowie byliśmy ich ostoją w nieprzewidywalnym świecie. Kiedy wybuchła pandemia, najmłodsza córka powiedziała mi, że nie dałaby sobie rady psychicznie, gdyby nie ja i ojciec. Doskonale wiedziałam, że gdyby mój romans wyszedł na jaw, córka nie wytrzymałaby tego psychicznie i pewnie by się załamała.
– Wiem, że masz rację, ale muszę jechać – tłumaczyłam przyjaciółce, która nie akceptowała mojego romansu. – Mietek ma ten domek od znajomego, to miejsce na wsi, nikt się nie dowie, że tam razem pojechaliśmy. Podczas tego wyjazdu mamy omówić, co dalej z nami. Taki był nasz plan.

Chcieliśmy pojechać na weekend do uroczego siedliska na Mazurach i spędzić tam czas tylko we dwoje. Każde z nas ułożyło istną piramidę kłamstw, żeby usprawiedliwić ten wyjazd przed bliskimi, i nawet moja przewrażliwiona córka zupełnie niczego nie podejrzewała.
– Że niby rozważacie zakończenie tego? – Basia nie wyglądała na przekonaną.
– Sami nie wiemy, co dalej – przyznałam szczerze. – Chcemy spędzić ten czas razem, może coś się wyjaśni, nie wiem, dostaniemy jakiś znak czy coś... Przewróciła oczami i sama zrozumiałam, jak wykrętnie to zabrzmiało. Ale prawda była taka, że nie umiałam zrezygnować z tego romansu, Mietek też nie. Wiedzieliśmy, że to nie w porządku, ale tak bardzo nas do siebie ciągnęło...

Mieliśmy porozmawiać o naszej przyszłości

Uroczy domek okazał się wyziębionym domiszczem z nieszczelnymi oknami, przez które wpadał chłód i dźwięki lasu. Na szczęście, Mietek szybko rozpalił ogień w kominku i zrobiło się całkiem przytulnie. Nalał nam wina, ja przygotowałam przywiezione sery i owoce, usiedliśmy na mięciutkiej kanapie i nakryliśmy się puchatym kocem. Niby wiedzieliśmy, że musimy porozmawiać o naszej przyszłości, ale żadne z nas się do tego nie paliło. Palił się za to ogień, w który przyjemnie było się wpatrywać, tonąc w objęciach mężczyzny, który tak mnie pociągał. Rozgrzewało nas też wino i sytuacja szybko zmieniła się z romantycznej w erotyczną.
– Kazik mówił, że przygotował dla nas sypialnię – powiedział niskim, schrypniętym głosem mój kochanek. – Wolę zostać tutaj – szepnęłam, a on nie dał się długo prosić. Było niezwykle przyjemnie, chociaż czułam lekki niepokój. Uznałam, że to przez te wielkie okna, za którymi szumiał ciemny las. Słyszałam krzyki jakichś nocnych ptaków, wycie wiatru i odgłosy, których nie potrafiłam zidentyfikować.
– Przytul mnie mocno – poprosiłam Mietka, kiedy zasypialiśmy na rozłożonej kanapie. Zasnęłam, ale obudził mnie chłód. Kominek wygasł, ale nie miałam sumienia budzić Mietka pochrapującego w moje ramię. Naciągnęłam puchaty koc wyżej na głowę i nagle...

Usłyszałam stukanie w szybę

Zamarłam, bo brzmiało to jakoś tak... celowo. Nie jakby stukała przypadkowa gałązka, tylko jakby pukał człowiek. Dźwięk powtórzył się jeszcze dwiema seriami, a potem ustał. Miecio chrapał dalej, więc postanowiłam zasnąć. Nie pamiętam, co mi się śniło wcześniej, ale w pewnym momencie znowu byłam w salonie tego domu. Dzwonił telefon, ale nie moja komórka. Dzwonek był staromodny, analogowy. Rozejrzałam się i zobaczyłam czarny aparat z tarczą i kablem.
– Słucham? – Podniosłam słuchawkę.
– Dlaczego?... – wycharczał damski, ale niski głos. – Dlaczego mi to zrobił?... Kochałam go... byłam dobrą żoną... Dlaczego wolał ją?... Byłam sparaliżowana strachem, a głos stawał się coraz wyższy i coraz bardziej natarczywy. Pytał, dlaczego „on zdradził” i jak można po czymś takim żyć. W pewnym momencie to coś po drugiej stronie linii zaczęło charczeć i rzęzić, a ja krzyknęłam.

Nie byłam pewna czy to był tylko koszmarny sen

– Jola! Jola! Kochanie! Otworzyłam oczy i zobaczyłam wystraszoną twarz Mietka. – Miałaś zły sen, ale już dobrze. Boże, jak tu zimno. Czekaj, rozpalę znowu – mówił do mnie, wstając z kanapy. – Jola?... Wszystko w porządku? To tylko sen. Zwykły koszmar. Już wszystko dobrze – starał się mnie uspokoić. Ale ja nie byłam pewna, czy to był „zwykły” koszmar. Najpierw to pukanie w okno, potem jakiś makabryczny głos z zaświatów... Spojrzałam na Mietka i trochę mi przeszedł lęk i nerwy. Blask ognia działał uspokajająco, ramiona mężczyzny były silne i poczułam się w nich bezpiecznie. Ponownie zapadłam w sen, myśląc, że po prostu dręczy mnie poczucie winy z powodu zdrady i to wszystko to tylko wytwór mojego umysłu.

W lesie zobaczyliśmy kobietę...

Rano wstaliśmy i poszliśmy na przechadzkę. Las w świetle dnia nie budził już lęku, pogoda była wiosenna, a dłoń Mietka, która otulała moją – silna i budząca ufność. Wiedziałam, że czeka nas rozmowa o przyszłości i chciałam mu powiedzieć, że nie zrezygnuję z nas. Że chcę się z nim spotykać tak długo, jak się da, nieważne, co będzie dalej. Już miałam mu to powiedzieć, kiedy nagle...
– Boże drogi, co to jest?! – Mój ukochany był blady jak śmierć. – To tam! Na drzewie! Zobaczyłam to także i w pierwszym momencie pomyślałam, że to kukła albo manekin, tak bardzo nie przypominało to człowieka. Ale to był człowiek. Kobieta. Wezwaliśmy służby, oboje byliśmy w szoku. Oczywiście wywołał go fakt znalezienia zwłok samobójczyni, ale ja wiedziałam, że w tej sprawie było coś jeszcze.

Powinniśmy to zakończyć

Nim wyjechaliśmy, znajomy Mietka, właściciel domu zaprzyjaźniony z całą wsią, przekazał nam najświeższe informacje i plotki.
– To podobno była kobieta, która dowiedziała się, że mąż ją zdradzał – powiedział Mietek, nie patrząc mi w oczy. Ale ja to przecież wiedziałam. To pukanie w okno, ten chrapliwy głos z zaświatów, który słyszałam we śnie. To pytanie: „Dlaczego on mi to zrobił?”. Jasne, próbowałam sobie tłumaczyć, że to fatalny zbieg okoliczności, moje poczucie winy, nerwy... Ale znacznie łatwiej jest oszukiwać innych niż siebie.
– Chyba powinniśmy to zakończyć – powiedziałam do Mietka przy wyjeździe. – Ktoś może naprawdę bardzo przez nas cierpieć.
– Tak. Powinniśmy – zgodził się od razu.

 

Czytaj więcej