"Moje dorosłe dzieci nie wierzą, że Eryk się we mnie zakochał. Mówią, że chce mnie wykorzystać..."
Fot. 123 RF

"Moje dorosłe dzieci nie wierzą, że Eryk się we mnie zakochał. Mówią, że chce mnie wykorzystać..."

" – Weź się za siebie! Pani doktor nie powinna tak wyglądać – powiedziała mi pewnego dnia przyjaciółka. Miała rację, od rozwodu bardzo się zapuściłam. Za jej namową postanowiłam w końcu zacząć żyć lepiej i zdrowiej. Schudłam, zadbałam o włosy, odzyskałam energię, a wkrótce spotkałam świetnego faceta! Nie wszystkim się to spodobało..." Anna, 58 lat

Rozłączyłam rozmowę z córką i spojrzałam w lustro. Patrzyła na mnie seksowna babka. Dałabym jej góra pięćdziesiątkę, choć metryka mówiła co innego. Blond fale, czerwone usta i zaróżowione policzki. Przejechałam dłonią po płaskim brzuchu i z zadowoleniem nałożyłam szpilki. Eryk już wyszedł po auto do garażu. Cała w skowronkach pobiegłam do samochodu, choć jeszcze nie tak dawno temu…

Byłam zaniedbaną kobietą bez energii...

– Danka, ostatni raz się tu do ciebie wspinam. Jak tylko mi ten remont skończą, wracamy do kawek u mnie na tarasie – wydusiłam.
– Daj spokój, to tylko trzecie piętro, a ty sapiesz jak lokomotywa.
Rzuciłam jej złe spojrzenie.
– No co? – Wzruszyła ramionami. – Lekarzem jesteś, a w ogóle o siebie nie dbasz.
– Okulistką, więc moi pacjenci i tak nie widzą, jak wyglądam – zażartowałam.
Musisz zadbać o siebie dla siebie, nie dla innych. Ten twój Andrzej dobiega siedemdziesiątki, a wygląda jak młody bóg.
Aż zazgrzytałam zębami na wspomnienie mojego byłego męża. Zrezygnowałam dla niego ze świetnie zapowiadającej się kariery. Ktoś musiał siedzieć z dziećmi, kiedy on zdobywał kolejne certyfikaty, jeździł na szkolenia i rozwijał klinikę kardiologiczną. Gdyby nie Danka i jej doping, w życiu nie wróciłabym do zawodu. Znalazłam posadę w salonie optycznym, z czego Andrzej kpił niemiłosiernie.
– Dobierasz okulary starym babom, faktycznie fascynujące zajęcie.
A ja lubię tę pracę. Pacjenci ciągną do mnie tłumnie, bo jestem empatyczna, delikatna i lubię słuchać ich życiowych historii. Kojarzę imiona i zawsze pamiętam, na co chorują. Nigdy nie spieszę się podczas badań.
Kiedy ja robiłam karierę w osiedlowym optyku, Andrzej rozwijał swoją klinikę. Rozwijał też znajomość z pewną długonogą trzydziestolatką…
Dzieci miały swoje zajęcia. Żadne z nich nie poszło w nasze ślady... W ogóle nasze dzieci jakoś dziwnie poukładały sobie życie. Witek, choć był bystry i szybko się uczył, wiódł żywot wiecznego studenta. Jedyny syn i oczko w głowie Andrzeja. Ojciec kupił mu apartament w centrum i nie żałował na inne rozrywki. Dla córek też był szczodry. Alicja skończyła dziesiątki kursów kosmetycznych, ale jakoś nie szedł jej żaden interes. Andrzej płacił za wynajmy kolejnych lokali, w których chciała rozkręcać swoje biznesy. To, co robi Joasia, boli mnie najbardziej. Nie ma subtelnego słowa, by określić, czym się zajmuje. Delikatnie rzecz ujmując, lubi portfele dojrzałych panów, bo nie sądzę, by przepadała za ich towarzystwem. Aktualnie spotykała się z jakimś facetem starszym od niej o trzy dekady. Jestem niemal pewna, że dzieci nie garną się do pracy, bo liczą, że prędzej czy później klinika ojca, jego auta, wielka willa na przedmieściach i oszczędności przejdą w ich ręce. Zresztą spadek po mnie też do lichych by nie należał. Po rozwodzie został mi duży dom w mieście, autem też jeżdżę niezłym, a i w banku trzymam trochę zaskórniaków.

„Pani doktor nie powinna tak wyglądać”

– Dla ciebie mniejszy kawałek serniczka – Danka wyrwała mnie z rozmyśleń. – I weź się za siebie. Pani doktor nie powinna tak wyglądać.
„Pani doktor nie powinna tak wyglądać”, huczało mi w głowie przez cały dzień. Stanęłam przed lustrem i zrobiłam rachunek sumienia. Tu i tam lekkie wałeczki, a pod oczami solidne woreczki. Włosy suche i niechlujnie spięte w kok. Kąciki ust smutno wisiały tak samo jak i podbródek. Cera szara i zmęczona. Dobra, uznałam, faktycznie czas się ogarnąć. Raz, a porządnie, albo wcale.
Zaczęłam od karnetu na basen. Dwie godziny rano codziennie przed pracą. Kolejnym krokiem miała być wycieczka do dermatologa. Chciałam porozmawiać o pielęgnacji i zlikwidować te ciemne przebarwienia z czoła. Zastanawiałam się, czy Baśka jeszcze praktykuje. Kilkanaście lat temu wyciągnęła Witka z okropnego trądziku. Poszukałam, znalazłam, zadzwoniłam.
– Kopę lat, Anka! – Ucieszyła się na dźwięk mojego głosu. – Jutro oddzwoni do ciebie moja rejestratorka. Znajdziemy ci termin.
Przyjrzałam się też temu, co jem. Bywało, że godzinami nie robiłam pauz, by ludzie w poczekalni się nie niecierpliwili. Między jednym a drugim pacjentem zjadałam na szybko jakąś bułkę. „Z tym też koniec. Zadbam o przerwy i spokojne posiłki”, stwierdziłam. Wybrałam polecaną w internecie firmę zajmującą się dowozem dań w pudełkach. Podałam, co lubię, jaki prowadzę styl życia i co chcę osiągnąć dzięki diecie. A nazajutrz odebrałam od dostawcy zestaw pudełek.

Nie zmieniłam się z dnia na dzień, ale...

Po kilkunastu tygodniach przyszły pierwsze efekty. Spodnie zaczęły lekko odstawać w pasie, ramiona się wysmukliły, zarysowała się talia. Polecone przez Baśkę sposoby pielęgnacji cery też działały. Zwiększyłam ilość warzyw w diecie i włosy mi za to podziękowały. Nabrały blasku i przestały się puszyć. Coraz częściej zaczęłam je rozpuszczać.
Pani to się chyba zakochała – rzuciła pewnego dnia Jolka, moja rejestratorka.
Roześmiałam się tylko, nie podejrzewając, jak prorocze będą jej słowa.
– Pani doktor, jakiś pan nalega na wizytę u pani. Mówiłam mu, że najbliższa wolna data to…
– Przepraszam, wiem, że najlepsza okulistka w mieście ma odległe terminy, ale… – Zza pleców Jolki wychynął jakiś facet w roboczym ubraniu. – Coś paskudnego wpadło mi w oko, a na izbie przyjęć kolejka wszelkiej maści biedaków. Zlituje się pani nade mną?
– Pani Jola założy panu kartę – powiedziałam.
Moja asystentka skinęła głową, a ja, nie wiedzieć, dlaczego, wygładziłam kitel i poprawiłam włosy. Facet, choć widać było, że przyszedł tu prosto z jakiejś budowy, prezentował się wyśmienicie. Wysoki, umięśniony, szpakowaty, z lekkim zarostem.
– Pan Eryk… – Spojrzałam w kartę, a raczej w numer PESEL. Osiem lat młodszy. Potrząsnęłam głową, by odgonić głupie myśli.
– Paskudny opiłek – mruknęłam, czując, jak pan Eryk chucha mi w dekolt. Dziwne ciepło rozeszło się po moim ciele. – No, mamy tego dziada! – Triumfalnie rzuciłam malutki metalowy skrawek na gazik i pokazałam go pacjentowi. – Na przyszłość zalecam większą ostrożność i okulary ochronne.
– Będę przestrzegać zaleceń. – Uśmiechnął się tak, że zmiękły mi kolana.
„Stara a głupia”, pomyślałam, kiedy wyszedł. Wspominałam go jeszcze przez kilka kolejnych dni, ale nawał pracy sprawił, że wkrótce zapomniałam. Tymczasem…

Wpadłam jak śliwka w kompot

– Ten pan znów czeka – oznajmiła któregoś dnia Jolka.
– Jaki pan? – Nie od razu skojarzyłam.
– Ja. – Zza pleców rejestratorki wyłonił się najpierw bukiet kwiatów, a zza niego pan Eryk.
Jola ulotniła się dyskretnie.
– Teraz, kiedy mogę się pani dokładnie przyjrzeć, jest pani jeszcze piękniejsza.
Rety, jaki banał. Ale kupiłam to w stu procentach. Później była kawa, było wino, kino i były inne rzeczy. Jolka i Danka kibicowały mi jak szalone, a ja uznałam, że nie mam nic do stracenia. Wpadłam jak śliwka w kompot. Kiedy po roku Eryk przyszedł z kolejnym bukietem w komplecie z pierścionkiem, nie wahałam się ani chwili.
Nie spodziewałam się, że jego gest tak ożywi moje relacje rodzinne.

Dzieci były przeciwne, ale ja chciałam mieć swoje życie

– Mamo, czy ty wiesz, co robisz? – Witek brzydko się zmarszczył. – To zwykły budowlaniec.
– A ty, dziecko, przypomnij mi, jaki masz zawód i jak zarabiasz na życie?
– On jest z tobą tylko dla pieniędzy – jęczała Joasia.
– A ty jesteś ze swoim Henrykiem, bo lubicie rozmawiać o fizyce kwantowej i istocie wszechświata? – zgasiłam córkę.
– Mamo, on położy łapę na wszystkim, co twoje – Alicja przez telefon wtórowała siostrze.
– Jakoś ci nie przeszkadza, że Karinka kładzie łapę na majątku ojca. – Miałam na myśli młodą kochankę Andrzeja.
– To tylko przygoda, przejdzie mu.
– Przygoda? To wiedz, że ta przygoda jest w ciąży.
Słyszałam, że córka łapie powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg.
– Coś jeszcze, córuś? Eryk czeka w samochodzie, jedziemy na randkę.
Nie miała już nic do powiedzenia.

 

Czytaj więcej