"Monika miała dobrego i bogatego męża. Ale wciąż było jej mało..."
Przyjaciółka miała ogromne powodzenie u mężczyzn, a mnie prześladował pech.
Fot. 123RF

"Monika miała dobrego i bogatego męża. Ale wciąż było jej mało..."

"Dla mojej przyjaciółki złapanie męża było sprawą życia i śmierci. Miała ogromne powodzenie, ale bardzo wysoko ustawiła poprzeczkę. Odrzucała tych bez kasy, wykształcenia i samochodu. W końcu trafił jej się ideał..." Milena, 28 lat

Monikę poznałam na kursie stylizacji paznokci i od razu się polubiłyśmy. Parę miesięcy później udało nam się dostać pracę w tej samej galerii handlowej. Po pracy chodziłyśmy na drinka, w weekendy tańczyłyśmy w modnych klubach. Monika nie ukrywała, o co jej naprawdę chodzi...

Facet musiał być dobrze ustawiony

– Jeśli nie złapiemy męża teraz, zostaną nam sami frajerzy – mówiła, śmiejąc się.
– Nie przesadzasz? Mamy dopiero dwadzieścia jeden lat – dziwiłam się, ale wyglądało na to, że dla Moniki złapanie męża było sprawą życia i śmierci. Powodzenie miała niebagatelne. Faceci za nią szaleli, ale ustawiła poprzeczkę dość wysoko. Odrzucała tych bez kasy, wykształcenia i… samochodu.
– Gość bez fury chciał mnie na randkę zaprosić, wyobrażasz sobie?! Powiedziałam mu, że tramwajem to jeździłam w gimnazjum, a teraz szkoda mi butów, żeby sobie obcasy na bruku łamać – oburzała się.
– Może powinnaś trochę odpuścić? Jak będziesz tak wybrzydzać, to jeszcze przegapisz kogoś wartościowego – mówiłam jej.
– Sama się bujaj piechotą, skoro tak ci pasuje. Dla mnie koleś musi mieć kasę, wózek i klasę – wydymała usta, poprawiając włosy. No i w końcu trafił jej się ideał – Marcin. Gość z maturą, tuż przed trzydziestką, przystojny i nieźle ustawiony.
– Jego ojciec prowadzi sieć piekarni, a Marcin pracuje u niego, jako menedżer. Ma forsę, układy i gest. Wyobraź sobie, że na pierwszą randkę przyniósł mi kosz storczyków! – paplała Monika, dodając, że się zakochała.

Monika miała szczęście, a ja pecha

Kiedy poprosiła mnie na świadkową, trochę jej zazdrościłam. Ja też marzyłam o stałym związku, ale prześladował mnie pech. Niby niczego mi nie brakowało, a jednak miałam pecha. Najpierw poznałam Bartka, ale okazało się, że jest żonaty. Później był Mirek – oszust i łajdak, na koniec kilku poznanych w klubach gości, którzy nie chcieli się wiązać.
Ślub Moniki i Marcina był wystawny. Bawiłam się dobrze, ale chociaż przyjaciółka swatała mnie ze świadkiem, nie dałam mu nawet telefonu. Wyglądał całkiem dobrze, ale był dupkiem. Najpierw przyniósł mi drinka i mówił o swojej samotności, a chwilę później obściskiwał kuzynkę panny młodej.
Do domu wróciłam w kiepskim nastroju. Kolejne tygodnie nie były lepsze. Monika wyjechała w podróż poślubną, później zajęła się swoim nowym życiem. Widywałyśmy się teraz sporadycznie. Czułam się fatalnie. Ona była szczęśliwą mężatką, ja wciąż byłam sama...
– Idź gdzieś, zabaw się – radziła mi Monika.
– Niby z kim? Zawsze chodziłyśmy razem – mruknęłam. Od czasu do czasu oboje z Marcinem przedstawiali mi jakichś swoich znajomych, ale albo nie wpadałam im w oko, albo żaden z nich po prostu nie był w moim typie…

Zmieniła się w paniusię z pretensjami

Minęły dwa lata... Zaliczyłam parę randek w ciemno i kilka związków, które zapowiadały się świetnie, a okazały się kompletnymi niewypałami. Moniki już prawie nie widywałam, więc zdziwiłam się, kiedy do mnie zadzwoniła.
– Musimy się spotkać – powiedziała mi przez telefon. Kiedy przyszła, ledwo ją poznałam. Na odległość jechało od niej grubą kasą. Pochwaliłam jej wygląd, powspominałyśmy stare czasy i zapytałam, jak im się układa z Marcinem. Powiedziała, że mąż dba o nią, rozpieszcza ją i strasznie jest w niej zakochany, ale to chyba nie jest to.
– Pospieszyłam się z tym ślubem – westchnęła. – Potwornie się nudzę z Marcinem. Aż mną zatrzęsło! Po prostu nie mogłam uwierzyć własnym uszom! „Kiedy to nasza Monika zamieniła się w pełną pretensji paniusię?!”, zastanawiałam się z niechęcią.
– Mam romans – powiedziała w końcu, dodając, że tylko dzięki gorącym chwilom z Tomaszem udało jej się nie zwariować.
– Nawet nie wiesz, jakie nudne jest moje życie. Muszę pomagać teściom w interesie, czasem całe dnie spędzam w piekarni, jakby nie mogli zatrudnić więcej ekspedientek – żaliła się. Dodała jeszcze, że Marcin pragnie mieć dziecko, a ona nawet nie chce o tym słyszeć.
– To może powinnaś się rozwieść? – powiedziałam.
– Żartujesz sobie? Marcin śpi na kasie, żyję jak królowa. A że nudno? Trudno – roześmiała się.

Cwaniary kończą samotnie...

Pożegnałam się z nią chłodno i obiecałam sobie, że więcej się nie spotkamy. Nie miałyśmy już sobie nic do powiedzenia. Ona też się więcej do mnie nie odezwała, za to któregoś dnia wpadłam na jej męża. Zaprosił mnie na kawę i długo rozmawialiśmy. Było mi go strasznie żal. Wyglądało na to, że facet jest z gatunku tych zaślepionych. Nie dość, że nie podejrzewał swojej żony o nic złego, to jeszcze mówił o niej z taką miłością, że aż zgrzytałam zębami z wściekłości. No bo czy to sprawiedliwe?! „Ona ma męża i całe stada kochanków, a ja jestem sama, jak pies!”, pomyślałam, dając Marcinowi mój numer telefonu.
– Zadzwoń kiedyś – rzuciłam. Obiecał, że się odezwie i dotrzymał słowa. Poszliśmy na obiad, później na drinka, zaczęliśmy się regularnie spotykać. On traktował mnie jak dobrą przyjaciółkę, ale ja robiłam wszystko, żeby go rozkochać w sobie i zabrać Monice. Udało mi się... Któregoś wieczoru po kilku drinkach powiedziałam mu o zdradach Moniki i wyznałam, że mi się podoba. Dziś Marcin jest w trakcie sprawy rozwodowej, mieszkamy razem. Monika nie chce mnie znać, ale co mnie to obchodzi? Ma teraz szansę, żeby się wyszumieć, a przecież tego właśnie chciała! 

 

Czytaj więcej