"Byłam tak dumna z Norberta! Został adwokatem, miał wspaniałą rodzinę, piękny dom i pieniądze. Lubiłam chwalić się synem przed koleżankami, a potem zobaczyłam coś, co zburzyło obraz tej sielanki. Syn powiedział, że to nie moja sprawa, ale to nieprawda...!" Krystyna, 54 lata
Mam idealną synową – dobrą, mądrą i śliczną. Jola jest ode mnie dwadzieścia pięć lat młodsza, ale od razu gdy się poznałyśmy, znalazłyśmy wspólny język. Traktowałam ją jak córkę, której nigdy nie miałam. Uwielbiałyśmy razem plotkować, rozmawiać o ciuchach czy kosmetykach. Byłam szczęśliwa, że mój syn Norbert ułożył sobie życie. Z dumą opowiadałam o nim koleżankom: był znanym adwokatem, wybudował sobie piękny dom, miał kochającą żonę i udaną córeczkę. Czego chcieć więcej?
Pewnego razu wybrałam się z przyjaciółką na rower. Jechałyśmy wałem wzdłuż rzeki, aż wyjechałyśmy za miasto. Był upał i szybko się zmęczyłam.
– Gienka, może odpoczniemy, co? – rzuciłam do koleżanki. Znalazłyśmy zaciszne, otoczone krzewami miejsce w zakolu rzeki. Zsiadłyśmy z rowerów i usiadłyśmy na trawie.
– Wiesz co? Może jednak zmienimy miejsce? – powiedziała szeptem Gienia.
– A czemu? – zdziwiłam się. – Tak tu ładnie.
– Popatrz tam! – Gienia wskazała palcem. W miejscu, które sobie upatrzyłyśmy, leżała na kocu jakaś para. Leżała to mało powiedziane. Oboje całowali się tak namiętnie, że miałam wrażenie, że zaraz zedrą z siebie ubrania.
– Wstydu nie mają ci młodzi! – mruknęłam, patrząc z zażenowaniem na parę. Zatrzymałam dłużej wzrok na mężczyźnie. „Ma taką samą koszulkę jak Norbert”, pomyślałam i wtedy stanęłam jak wryta. To BYŁ Norbert! Ale dziewczyna nie była Jolą...
– Chodźmy stąd – powiedziałam zduszonym głosem. Podniosłam z trawy rower i prawie wbiegłam z nim na wał.
– Poczekaj, co tak pędzisz?! – zdziwiła się Gienia.
– Źle się czuję, muszę wracać do domu – rzuciłam i wsiadłam na rower. Pędziłam ile sił w nogach, jakbym chciała uciec od tego widoku. Ale nie mogłam. Wciąż mnie prześladował.
„Czy to możliwe, żeby mój Norbi zdradzał żonę? Ale dlaczego? Przecież Joli nic nie brakuje?”, pytałam samą siebie. Przejęłam się tym, że przez własną głupotę zmarnuje sobie życie – straci najcenniejsze, co ma – miłość żony i dziecka. Ale wkrótce ogarnęły mnie wątpliwości, czy to na pewno był mój syn. W końcu nie tylko on ma taką koszulkę. „Tak, to nie mógł być on”, myślałam. Na chwilę się uspokoiłam, ale potem wątpliwości wróciły. Musiałam się więc upewnić. Ponieważ nie pracowałam i miałam dużo wolnego czasu, postanowiłam go śledzić. Było to głupie, ale wiedziałam, że dopóki nie przekonam się o jego niewinności, dopóty nie zaznam spokoju.
– W jakich godzinach pracuje Norbert? – zagadnęłam Jolę podczas kolejnej wizyty.
– Różnie – powiedziała. – Dawniej siedział w sądzie od rana gdzieś do siedemnastej. Potem wracał albo szedł do kancelarii. Ale ostatnio ma więcej pracy... „Więcej pracy...”, pomyślałam z goryczą.
Postanowiłam od godziny szesnastej kręcić się w okolicach sądu. „Będę tu przychodzić dzień w dzień, choćby przez miesiąc, aż poznam prawdę”, obiecałam sobie. Pierwszego dnia po półtorej godziny czekania znudziło mi się i poszłam do domu, nie doczekawszy się syna. Ale na drugi dzień o 17.15 ujrzałam Norberta na schodach gmachu sądu. Obok niego szła długowłosa brunetka w eleganckiej garsonce. „Może koleżanka z pracy?”, pomyślałam z nadzieją. Niestety, z figury i włosów przypominała kobietę znad rzeki... Schowałam się za drzewem, by mnie nie zobaczyli. Brunetka zachowywała się nachalnie, chwytała Norberta za dłoń, próbowała go całować. On oganiał się od niej jak od natrętnej muchy. To dodało mi otuchy. W pewnym momencie para przeszła tak blisko mnie, że słyszałam, o czym rozmawiają.
– Nie teraz, kochanie, bo ktoś nas zobaczy – mówił Norbert. Wtedy nie wytrzymałam i wybiegłam zza drzewa.
– Ty małpo! – krzyknęłam kobiecie w twarz. – Zostaw mojego syna! On ma żonę i dzieci!
– Mamo, co ty robisz?! Zwariowałaś? – wydarł się przerażony Norbert.
– A z tobą też mam do pogadania! – rzuciłam. – Daj spokój, nie jestem już małym chłopcem. I nie rób scen na ulicy!
– Nie mam zamiaru – powiedziałam ze łzami w oczach i poszłam sobie.
Czułam się okropnie. Wstydziłam się swojej zbyt gwałtownej reakcji, ale jednocześnie czułam obrzydzenie do syna i nienawiść do tej obcej baby, która niszczy mu życie. Jeszcze tego samego dnia odwiedził mnie Norbert.
– Mamo, po co mieszasz się do mojego życia? – odezwał się obcesowo. – Dlaczego obrażasz moją koleżankę?
– Koleżankę? – rzuciłam drwiąco. – Raczej kochankę!
– Jaką kochankę?! Co ty wygadujesz?! To znajoma z pracy!
– Nie tłumacz się. Ja wszystko wiem – pokiwałam głową.
– Skąd?
– Widziałam, co robicie nad rzeką... – wydusiłam z siebie.
Syn był w szoku. Milczał.
– To nie twoja sprawa – odezwał się w końcu.
– Nie moja? Jak to nie moja? Jesteś moim synem!
– Ale jestem dorosły!
– Synku, ja chcę tylko, żebyś był szczęśliwy!
– Jestem szczęśliwy – burknął.
– Może tak ci się wydaje – mówiłam. – Ale niedługo stracisz złudzenia. I rodzinę też... Czy warto? Dla chwili namiętności?
– To nie jest przygodny romans. Kocham Sonię – powiedział cicho.
– Co ty wygadujesz? A Jolę?! – prawie krzyczałam.
– Jolę też kocham...
– Dziwne, skoro jej robisz coś takiego! A to taka dobra dziewczyna... – głos mi zadrżał.
– Przestań się wtrącać, mamo, bo tylko pogorszysz sytuację – Norbert patrzył na mnie zimno.
– Masz z nią zerwać... z tą... z tą... Słyszysz? – złapałam go za koszulę. – Bo inaczej... bo inaczej... wszystko powiem Joli!
– To złamiesz mi życie. Na pewno tego chcesz? – popatrzył na mnie pytająco i wyszedł.
Po tej rozmowie długo nie mogłam dojść do siebie. Jako matka Norberta czuję się współwinna całej sytuacji. Nie wiem, co robić. Syn nie zerwie z kochanką, jest uparty. Mam więc patrzeć, jak żyje w kłamstwie i oszukuje żonę? A Jola? Bardzo ją lubię i pragnę jej szczęścia. Powiedzieć jej o wszystkim? Czuję, że powinnam być wobec niej szczera. Ale z drugiej strony boję się, że zostawi Norberta, a moja wnuczka straci ojca...