"Mój były narzeczony nie mógł uwierzyć, że wychodzę za mąż. Wymyślił podstępny plan..."
Fot. Adobe Stock

"Mój były narzeczony nie mógł uwierzyć, że wychodzę za mąż. Wymyślił podstępny plan..."

Kiedy poznałam Eryka, wszyscy sądzili, że prędko się nim znudzę i wrócę do Łukasza. Najbardziej spodziewał się tego sam Łukasz. Nie mógł pogodzić się z moim odejściem. Właściwie to nie on jeden, bo moja mama, przyjaciółki, a nawet szefowa też byli po jego stronie. Przekonywały, że powinnam wybaczyć mu zdradę, bo każdy zasługuje na drugą szansę. Zgoda. Tylko że on tych szans dostał już wiele i każdą z nich zmarnował. Uważał, że wybaczanie należy mu się z zasady... Iga, 28 lat

– Daj spokój! – mówiła mama. – Każdy chłop popełnia błędy. Każdy wart jest drugiej szansy.
Miałam dość tłumaczenia jej, że Łukasz miał swoją drugą szansę. Oraz trzecią, czwartą i dziesiątą też.

Był chronicznie niewierny

Uważał, że wybaczanie po prostu mu się należy. On był przecież przystojny, miał niezłą pracę i nowy samochód z napędem na cztery koła. Stać go było na wakacje w Tajlandii, skąd przywoził złocistą opaleniznę oraz choroby weneryczne. Tak, Łukasz był chronicznie niewierny. Zdradzał mnie nawet wtedy, zanim na dobre zaczęliśmy ze sobą chodzić. Problem tkwił w tym, że był mistrzem manipulacji i potrafił mi wmówić, że czarne jest białe, nawet kiedy miał ręce do łokci ubrudzone sadzą.

– Oszalałaś? – pytał z mieszanką rozbawienia i nagany w głosie. – Tylko ją odwoziłem po siłowni. Co z tego, że była w samym staniku? To był sportowy stanik, a bluzkę miała przepoconą!
I tak za każdym razem. Idiotyczne, grubymi nićmi szyte wymówki, zaprzeczenia, a na koniec komplementy, wyznania i seks na zgodę. I tak trwałam w tym błędnym kole, dopóki nie przyłapałam Łukasza w łóżku z... dwiema kobietami. To nawet jak dla mnie było zdecydowanie za dużo.

Nie uwierzył, że naprawdę z nim zrywam

Dotarło do mnie wreszcie, że Łukasz mnie zdradza, bo mu na to pozwalam. Zachowywał się jak rozpuszczony szczeniak, który wie, że wszystko ujdzie mu na sucho. Więc któregoś dnia powiedziałam mu, że to koniec. Odchodzę. Do widzenia. Zostańmy przyjaciółmi, albo i nie.
Na początku nie wziął tego na poważnie. Przecież robiłam tak już wcześniej i zawsze udawało mu się jakoś mnie udobruchać. Tym razem też zostałam potraktowana standardem pod tytułem „kwiatki, czekoladki, bilet na koncert”. Powiedziałam, żeby je sobie wsadził...

Tydzień później dałam się zaprosić Erykowi na kawę

Pracował w tym samym bloku, w którym mieści się nasza apteka, i miał u nas kartę stałego klienta.
– Piła pani kiedyś imbirowe latte z posypką z migdałów? – zapytał z uśmiechem kiedyś, gdy kupował leki przeciwhistaminowe. – Nie? Ja też nie, ale nie chcę sam próbować. Może wybierzemy się do kawiarni po drugiej stronie ulicy i skosztujemy razem tego specjału?
Dałam się namówić i następną przerwę w pracy spędziłam, rozkoszując się fantastyczną kawą oraz towarzystwem Eryka.
Nie był tak przystojny ani tak zamożny jak Łukasz, ale czułam się przy nim swobodnie. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo byłam spięta przy Łukaszu. Ciągle czułam, że moja pozycja jest zagrożona – a to przez atrakcyjną kelnerkę, a to przez dziewczynę w mini idącą po ulicy... Z Erykiem było zupełnie inaczej. Był spokojny, ciepły i się o mnie troszczył. Szybko zrozumiałam, że chcę spędzać z nim więcej czasu niż tylko przerwy w pracy. Zaczęliśmy się więc regularnie umawiać.
Któregoś dnia przyszłam do rodziców z pierścionkiem na palcu.
– Jak to, zaręczyliście się? – ojciec dosłownie osłupiał.
– Normalnie – roześmiałam się. – Spotykamy się już od roku.
To była prawda. I przez ten rok regularnie nachodził mnie też Łukasz. Miałam jednak wrażenie, że przez ostatnie dwa, trzy miesiące zaczął się oswajać, że do niego nie wrócę, i jakby mi odpuścił. Bardzo się myliłam...

 Miałam do czynienia z jakimś świrem!

– Cześć, słonko! – powitał mnie pod apteką kilka dni później. – Słyszałem, że się niby zaręczyłaś. Kotku, nie sądzisz, że już dosyć? Przecież oboje wiemy, że to taka gra... OK, zrozumiałem. Ale zaręczać się? To chyba przesada... Przecież w końcu będziesz musiała z nim zerwać, a to będzie bolało...
– Jesteś chory! – aż się cofnęłam, słysząc te bzdury. – Kompletnie straciłeś kontakt z rzeczywistością! Nigdy do ciebie nie wrócę! I wychodzę za mąż, rozumiesz? Zostaw nas w spokoju!
Uciekłam, nie czekając, co odpowie. Miałam do czynienia z jakimś świrem!
Przestraszyłam się do tego stopnia, że postanowiłam zmienić pracę. Aptek jest dużo, a po ślubie i tak mieliśmy zamieszkać z Erykiem w innej częście miasta.
Chciałam uwolnić się od Łukasza, chciałam, żeby nie wiedział, gdzie mieszkam i gdzie pracuję. Liczyłam, że to rozwiąże moje problemy.
– Wyglądasz cudownie, skarbie... W dniu ślubu jedynym mężczyzną, który mógł mnie oglądać przed ceremonią, był mój tato. Nie słuchałam, co mówił, bo byłam zdenerwowana. Msza miała zacząć się za półtorej godziny, a pana młodego jeszcze nie było. – Coś musiało się stać! – mówiłam coraz głośniej, chodząc po pokoju z komórką przy uchu.
Telefon Eryka był wyłączony. Czas mijał nieubłaganie. Zadzwoniłam na policję, ale kiedy powiedziałam, że jestem panną młodą i za godzinę Eryk miał mi ślubować dozgonną miłość, policjantka odmówiła przyjęcia zgłoszenia. Zasugerowała, że Eryk po prostu stchórzył.

Co się stało z Erykiem?

– To przykra sytuacja, ale zdarza się częściej niż pani myśli – stwierdziła.
Policja nie zamierzała szukać mojego narzeczonego. I wtedy coś mi przyszło do głowy.
Roztrzęsiona wybrałam numer... Łukasza. Byłam pewna, że on ma coś wspólnego z całym tym zamieszaniem.
Nie pomyliłam się. Łukasz odebrał, choć dopiero po dziesiątym sygnale. Miał napięty głos, który odbijał się echem w jakimś dużym pomieszczeniu.
– Cześć, kochanie – zaczęłam. – Miałeś rację co do Eryka... To oszust i palant...
– Oo! – w tym momencie usłyszałam tryumf w jego głosie i wiedziałam, że dobrze zgadłam. – Wystawił mnie! – kontynuowałam. – Uciekł w dniu naszego ślubu! Od początku mnie zwodził. Ale ty wciąż mnie kochasz, prawda? Proszę, zabierz mnie stąd... – szepnęłam.
– Naprawdę tego chcesz? Nie oszukujesz? – zapytał czujnie.
– Nie włożyłam sukni – skłamałam, wygładzając biały muślin na kolanach. – Teraz wiem, że jesteśmy sobie przeznaczeni!
– Nie przyjadę po ciebie – oznajmił nagle i zrobiło mi się słabo. – Spotkajmy się na dworcu za godzinę. Zabieram cię w podróż. Gdzie chcesz jechać? Do Francji?
– Zaskocz mnie... Będę za godzinę na dworcu.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Olka, najlepszego przyjaciela i drużbę Eryka. Powiedziałam mu wcześniej o swoich podejrzeniach i cała rozmowa z Łukaszem odbyła się przez głośnik. Słyszał każde słowo i teraz kiwnął głową.
– Świetnie sobie poradziłaś – pochwalił. – A teraz przebierz się i jedźmy na ten dworzec.
Mieliśmy plan. Olek pracował w salonie samochodowym i znał się na luksusowych autach jak mało kto. Kiedy powiedziałam mu, jakim wozem jeździ Łukasz, potwierdził, że będzie potrafił zrobić to, o co go poprosiłam.
Razem z nami pojechało jeszcze dwóch kolegów Eryka, obaj wysocy i dobrze zbudowani. Chłopcy ukryli się na parkingu przed dworcem, a ja stanęłam tak, żeby Łukasz widział mnie z daleka. Nadjechał bez sekundy spóźnienia i zatrzymał wypasioną srebrną terenówkę tuż obok mnie.
– Kochanie! – wykrzyknął z fałszywym żalem. – To takie okropne, co cię spotkało. Wskakuj, przy mnie zapomnisz o wszystkich nieprzyjemnościach.
– Dobrze, tylko pomóż mi włożyć torbę do bagażnika, zdążyłam spakować kilka rzeczy – to był element planu i kiedy Łukasz wysiadł, nagle doskoczyło do niego dwóch moich znajomych. Zaskoczony, nawet nie próbował się bronić, kiedy wepchnęli go na tylną kanapę i unieruchomili między sobą w żelaznym uchwycie. Ja wskoczyłam na fotel pasażera z przodu, a Olek za kierownicę. Ruszył spokojnie, rzucając mi na kolana torbę podróżną.
– Dobra, tu można zaparkować – powiedział kilkaset metrów dalej i sięgnął do wbudowanej nawigacji samochodowej.
– Co to ma znaczyć?! Co wy za jedni? – awanturował się z tyłu przerażony Łukasz.
– Mam! – Olek wprawnie przeszukiwał urządzenie. – Zobacz! To poprzedni cel!
– Gdzie to jest? – zapytałam na widok nieznanego mi adresu.
– Przekonajmy się!

Łukasz odpowie za porwanie!

Już po chwili wysiedliśmy przed starą halą fabryczną. Budynek zapewne od dawna był przeznaczony do rozbiórki. Wpadłam do niego, krzycząc na całe gardło:
– Eryk, Eryk!
Przez paraliżująco długi moment nie dostawałam odpowiedzi, aż w końcu usłyszałam słaby jęk dochodzący z bagażnika zaparkowanego na dziedzińcu auta...
Zmusiliśmy Łukasza, by otworzył bagażnik. W środku znaleźliśmy związanego i zakneblowanego Eryka. Olek uwolnił go z więzów i wyjął komórkę z kieszeni.
– Dzwonię na policję – stwierdził. – Nie pozwolę, by temu gnojowi się upiekło!
Okazało się, że Łukasz z paroma kumplami porwali mojego narzeczonego i grożąc mu bronią, jak się później okazało atrapą, wpakowali do tego samochodu.
Łukasz oczywiście próbował się tłumaczyć, że to tylko takie żarty, że to przecież nie było na poważnie. Ale nie z policją takie numery. Mój eks odpowie za porwanie. I da nam wreszcie spokój.

Czytaj więcej