"Pod maską twardziela zobaczyłam wrażliwego faceta, który... potrzebuje miłości"
Fot. Adobe Stock

"Pod maską twardziela zobaczyłam wrażliwego faceta, który... potrzebuje miłości"

Mój kierownik trzymał wszystkich na dystans. Nikomu o sobie nie opowiadał. Z nikim nie przeszedł na „ty” i, choć był tylko niewiele od nas starszy, wyraźnie dawał do zrozumienia, że żadne spoufalanie się nie wchodzi w grę. Nikt nic o nim nie wiedział. Tyle tylko, że przychodzi do pracy pierwszy i zwykle wychodzi ostatni. Pewnego dnia karetka zabrała go do szpitala. Nie przypuszczałam, że to zdarzenie zapoczątkuje nowy rozdział w moim życiu...  Magda, 32 lata

Siedziałam właśnie nad wyjątkowo trudnym rozliczeniem, gdy do naszego biura wpadła Iwona z wypiekami na twarzy.
– Pan Jarek zasłabł i właśnie go zabierają!
– To pewnie serce – stwierdziła Monika.
– Co ty, on ma serce z kamienia – prychnęła Ewa.
– Biedak – pomyślałam, bo mimo wszystko, lubiłam go. Chociaż to był prawie mój rówieśnik, trochę mi przypominał mojego tatę. Taki twardziel, ale pozornie...
Trzeba przyznać, że tydzień bez kierownika mocno rozluźnił dyscyplinę w firmie. Ale w poniedziałek pan Jarek – trochę blady, ale cały i zdrowy – pojawił się z powrotem.
– Proszę wszystkich o raporty z ostatniego tygodnia. Za dwie godziny – rzucił na „dzień dobry”.

Widziałam, że kierownik nie jest w dobrej formie

Niby wszystko wróciło do normy, ale... przez następne dni zauważyłam pewne niepokojące objawy. Pan Jarek wydawał się zdekoncentrowany, a w pokoju socjalnym widziałam, jak łykał jakieś pigułki... Wycofałam się na palcach, instynktownie czując, że nie byłby zachwycony, gdyby mnie zobaczył. Parę razy bardzo zbladł, a ja przestraszyłam się, że znów straci przytomność. Nikt jednak tego nie komentował. Zauważyłam też, że w zasadzie nikt mu nie współczuł. Jakby między nim, a resztą ludzi istniał jakiś mur.
Któregoś dnia, gdy kończyłam sprawozdanie i zostałam sama w biurze, do mojego pokoju wszedł kierownik. Chyba myślał, że nikogo już nie ma.
– Pani Magdo! Skoro panią zastałem, to pani to przekażę. Wyjeżdżam na dwa – zawahał się – może trzy tygodnie... Tu są pilne sprawy, którymi trzeba się zająć. Podzieliłem to wszystko na teczki. Proszę je przekazać innym pracownikom.
– Oczywiście – skinęłam głową. – Wybiera się pan na urlop?
Lekko się zmieszał, a potem rzucił:.
– Tak, tak, jadę na urlop...
Zerknęłam do teczek. Niektóre z tych spraw nie należały do prostych.
– A jeśli będzie jakiś problem, to można do pana zadzwonić? – spytałam.
Gdy w zeszłym roku wyjechał na tydzień, zapowiedział, że codziennie będzie odbiera mejle i cały czas ma pod ręką telefon. Nikt wtedy jednak do niego nie dzwonił. I pewnie przez cały urlop to właśnie on kontaktował się z tymi najtrudniejszymi klientami.
– Tak, to znaczy... nie. Tam, gdzie jadę, nie ma zasięgu – odparł szybko i wyszedł.

Musiałam się z nim pilnie skontaktować

Pierwszy tydzień minął bez większych problemów, ale na początku następnego okazało się, że bez pomocy pana Jarka ani rusz. Czas naglił i klient się denerwował, a kierownik nie odpowiadał na mejle. Koło środy sytuacja stała się dość napięta.
– Madzia, błagam cię, zadzwoń do niego – jęczała Patrycja, której klient nie dawał żyć. – On cię lubi i nie ochrzani...
– Skąd wiesz, że mnie lubi?
Przecież to widać! Zawsze się na ciebie gapi, jak nie patrzysz...
Poczułam, jak robię się czerwona. Żeby nikt tego nie zauważył, szybko wycofałam się do pokoju socjalnego. Tam wystukałam numer służbowej komórki kierownika. Mimo zapewnień Patrycji, że szef mnie nie ochrzani, byłam spocona ze strachu. Pewnie nie będzie zachwycony. Jeden sygnał, drugi – pewnie nie odbierze. Nagle, usłyszałam głos... Kobiety!
– Jestem pracownicą pana Jarka – przedstawiłam się. – Czy mogłaby pani poprosić kierownika? Mamy tu mały problem. I bardzo przepraszam, że przeszkadzam w urlopie...
Ale mój brat nie jest na urlopie – zdziwiła się kobieta. Miała ciepły, sympatyczny głos – Jest w szpitalu...
– Jak to w szpitalu? – przeraziłam się – W jakim szpitalu?
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że rozmawiam z siostrą naszego kierownika. Nikt z nas nie miał pojęcia, że on ma siostrę! Muszę przyznać, że poczułam ulgę. Ona zaś okazała się miłą gadułą. Powiedziała mi, że Jarek jest bardzo przemęczony, że ma kłopoty z sercem i poinformowała mnie w którym leży szpitalu. Przez dwie minuty dowiedziałam się o nim więcej niż przez cały rok pracy. Miałam wrażenie, że więcej niż chciałby sam mi powiedzieć.
– Może go pani odwiedzi? – zaproponowała na koniec rozmowy siostra kierownika – Uprzedzę lekarza, żeby panią wpuścił. Jak się pani nazywa? To przyjdzie pani? Będzie miał niespodziankę!

To był absolutnie karkołomny pomysł!

Kupiłam sok, jabłka i migdały (mama dawała je mojemu tacie, gdy zachorował na serce) i wybrałam się w odwiedziny do szpitala. Jednak tuż przed samymi drzwiami do sali poczułam strach.
– Co ja robię? – spytałam sama siebie.
Ale zaraz pomyślałam, że skoro obiecałam siostrze pana Jarka, że tu przyjdę, to nie mogę z siebie zrobić wariatki. A poza tym, wciąż dźwięczały mi w uszach słowa Patrycji, że on mnie lubi...
– Dzień dobry! – powiedziałam, stając nad jego łóżkiem. – Pana siostra prosiła, żebym wpadła. No to wpadłam, akurat miałam po drodze. I... przyniosłam owoce – postawiłam torbę na krześle obok łóżka.
Pan Jarek patrzył na mnie i milczał. To milczenie było gorsze od pretensji.
– Niech się pan nie gniewa – dodałam, czując, jak trzęsą mi się ręce. – Nie chciałam nic złego. Po prostu... mój tata kiedyś też tak chorował i wiem, że to bardzo przykre. Trzeba dbać o siebie, nie wolno się przemęczać – paplałam, co mi ślina na język przyniosła, a pan Jarek nie spuszczał ze mnie czujnego spojrzenia.
– I to właśnie pani chciała mi powiedzieć? – spytał surowo.
– Tak... – wyszeptałam.
– Aha. A co w biurze? Jak sobie radzicie? – spytał, zmieniając temat.
– Prawdę mówiąc, mamy taki mały kłopot – powiedziałam i wytłumaczyłam, o co chodzi.
Chwilę później notowałam wszystkie uwagi kierownika.
– No to na mnie już chyba czas – powiedziałam, wstając z krzesła i wygładzając spódniczkę.
– Mam prośbę... Proszę na razie nie mówić w pracy o mojej chorobie, dobrze? Niech pani powie, że pani się do mnie dodzwoniła – poprosił pan Jarek.
– Oczywiście, a kiedy pan do nas wraca?
– Za parę dni mam mieć operację – powiedział. – A potem zobaczymy...
– To ja przyjdę jutro – wyciągnęłam rękę, a pan Jarek podał mi swoją z lekkim ociąganiem.
– Ale po co? – jego wzrok znów stał się zimny.
– Opowiem panu, jak poszło z tym klientem – stwierdziłam.

Nie mogłam go teraz tak zostawić...

Przychodziłam codziennie. Jak już coś sobie postanowię, to jestem dość uparta. Pan Jarek zaś cały czas udawał, że wcale się nie boi operacji i związanych z nią konsekwencji. Ale ja wiedziałam, że jest inaczej.
– Jutro rano... mam operację – powiedział cicho. Usiadłam z powrotem.
– Wiem...
– Ja... – odwrócił wzrok do ściany. – Trochę się boję...
Myślałam, że się przesłyszałam, ale nie, naprawdę to powiedział. I nie chciał wypuścić mojej ręki.
– To dobrze – odpowiedziałam. – Można się bać. To nic złego.
– Jest pani dla mnie miła, dlaczego? – spytał.
Popatrzyłam na jego szczupłą twarz i po raz pierwszy pomyślałam, że jest dość przystojny.
– Bo pana lubię i panu współczuję. Wydaje się mi, że jest pan samotny. To musi być smutne...
– Tak właśnie pani o mnie myśli? – zdziwił się, a ja zrozumiałam nagle, że to, co większość w nim widzi, jest maską. Miał być surowy, twardy i nieprzystępny, a sam zbudował wokół siebie mur.
– Może kiedyś ludzie mnie zawiedli... – wyszeptał nagle – Nie pomyślała pani o tym?
– Może, ale są też tacy, którzy nie zawiodą? Trzeba im tylko dać szansę. Ja mam takich przyjaciół.
– Są tacy niezwykli jak pani?
– Może – uśmiechnęłam się. I po raz pierwszy zobaczyłam jego uśmiech.
– Będzie tu pani jutro... Magdo? – spytał.
Będę. Obiecuję... Jarku...
Jeszcze długo siedzieliśmy, rozmawiając o różnych sprawach, a on trzymał mnie za rękę.
Kiedy wychodziłam, raz jeszcze zawołał mnie po imieniu.
– Ty obiecałaś, że tu jutro będziesz, a ja obiecuję, że jak wyjdę ze szpitala, zaproszę cię do kina...
Wychodząc w ciepły, sierpniowy wieczór pomyślałam, że to może być początek pięknej przyjaźni albo... i czegoś więcej... Spojrzałam w szpitalne okno. I pomachałam ręką do tego, który przestał udawać macho, dając sobie i mnie szansę.

Czytaj więcej