"Po wieczornym prysznicu, owinięta jedynie w ręcznik, weszłam do kuchni i zamarłam z przerażenia... Przy stole, jak gdyby nigdy nic siedział obcy mężczyzna i spokojnie jadł moją kolację..." Paulina, 27 lat
Byłam bardzo szczęśliwa, kiedy dostałam nową, lepszą pracę. Pozostawało mi jeszcze szybko znaleźć jakieś tanie mieszkanie, ale czułam, że i to się uda. Do tej pory zajmowałam niewielki pokoik u znajomych i było mi głupio, że siedzę im na głowie. Teraz jednak, kiedy miałam znacznie więcej zarabiać, mogłam pomyśleć o wyprowadzce.
Otworzyłam laptopa i zaczęłam szukać lokum na stronach z ogłoszeniami. Ale nic z tego – albo mieszkania były w cenach z kosmosu, albo na peryferiach i musiałabym bardzo długo dojeżdżać. Już traciłam nadzieję, gdy wieczorem przeglądając Facebooka zobaczyłam post udostępniony przez znajomą. Ktoś miał do wynajęcia mieszkanie położone w samym centrum i trzy kroki od firmy. Miało balkon i było umeblowane. Od razu napisałam, że jestem chętna i umówiłam się. Drzwi otworzyła dziewczyna o jakieś pięć lat ode mnie młodsza. Miała wesołe oczy, twarz szczerą i sympatyczną. Jak się wkrótce z rozmowy okazało, była jeszcze studentką.
– Tysiąc pięćset miesięcznie – zaproponowała z uśmiechem, gdy pokazała mi już wszystkie kąty.
To była prawdziwa okazja!
– Ale płatne z góry za pół roku – dodała szybko.
Stałam, nie mogąc wymówić słowa. Daniela, bo tak miała na imię studentka, patrzyła na mnie skonsternowana.
– Za drogo? – zapytała w końcu ostrożnie.
– Ależ skąd! – wykrzyknęłam.
Bez namysłu wyjęłam z torebki zadatek, a resztę kwoty przywiozłam jeszcze tego samego dnia wieczorem.
– Proszę bardzo – powiedziałam.
Daniela spojrzała szczęśliwa na banknoty.
– Będzie się tu pani świetnie mieszkało – zapewniła z entuzjazmem.
Byłam bardzo zadowolona. Mieszkanko schludne i przytulne. W dodatku wcale nie takie znów drogie!
Tymczasem, kiedy miesiąc później weszłam do kuchni po wieczornym prysznicu, nagle z kąta usłyszałam głos:
– Co pani tu robi?
Podskoczyłam jak na sprężynie i o mało nie zemdlałam. O jakiś metr ode mnie stał obcy mężczyzna i wpatrywał się we mnie wzrokiem pełnym zdumienia.
– Co ja tu robię? – powtórzyłam za nim szeptem, z trudem łapiąc oddech i odruchowo wciskając się za stolik. Mężczyzna nie wyglądał na bandytę, ale ja i tak poczułam się natychmiast jak ofiara!
– Chyba raczej co pan tu robi? – rzuciłam.
– Jem kolację – odparł rzeczowo.
Dopiero teraz spostrzegłam, że w ręce trzymał talerzyk, na którym leżały plasterki szynki, białego sera i pomidora. Mojego pomidora!
– Jak pan śmie! – zawołałam, gdy wróciło mi poczucie równowagi. – Proszę natychmiast opuścić moje mieszkanie, bo wezwę policję! – zagroziłam, chociaż głos wciąż drżał mi z przerażenia.
Intruz spokojnie odstawił jedzenie i i sięgnął po leżącą na stole komórkę.
– Proszę bardzo, może pani dzwonić – powiedział, podając mi telefon.
Musiałam przyznać, że jego pewność siebie całkowicie zbiła mnie z tropu.
Patrzyłam nieufnie to na telefon, to na niego i milczałam. Miałam chyba głupi wyraz twarzy, bo mężczyzna przyglądał mi się z wyraźnym rozbawieniem.
– No, jak? – zapytał. – Dzwoni pani, czy ja mam to zrobić? Bo tak się śmiesznie składa, że to mieszkanie nie jest pani, lecz moje. Podobnie, jak sprzęty i w ogóle wszystko, co się w tu znajduje – dodał, zerkając na mój negliż.
Próbowałam zasłonić sobie dekolt ręcznikiem, zwisającym z głowy.
– No, może z wyjątkiem zawartości lodówki – odrzekłam kąśliwie.
– Proszę pani – zaczął ostro – nie mam pojęcia, jak się pani tu wdarła, ale wiem jedno – że musi pani się stąd wynieść.
Przełknęłam ślinę. Czułam, że ten człowiek mówi prawdę, a ja najwyraźniej padłam ofiarą sprytnej Danieli. Nagle zrozumiałam, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam.
Stałam prawie goła w mieszkaniu obcego mężczyzny, który miał prawo wyrzucić mnie na klatkę schodową! Bo kogo obchodziła moja umowa na wynajem, skoro i tak była fikcyjna?! Ogarnęła mnie rozpacz. Usiadłam na krześle i... rozpłakałam się! Sama nie wiem, czy bardziej byłam zmartwiona swoją sytuacją, czy zdziwiona, że tak naiwnie dałam się wykołować tamtej oszustce.
Teraz bezradnie rozmazywałam po twarzy łzy.
– Ja... – chlipnęłam – wynajęłam to mieszkanie od jakiejś oszustki i... A zresztą, rozumiem pana w zupełności... Zaraz się wyprowadzę – wyjaśniłam.
Mężczyzna chyba poczuł litość na widok tak szczerej rozpaczy, bo podał mi chusteczki.
– Od jakiej oszustki? – uśmiechnął się i zapytał znacznie łagodniejszym już głosem.
Nie miałam siły opowiadać mu dłużej o swojej porażce. Milczałam więc, smarkając co chwilę w chusteczkę.
– Czy ta oszustka miała koński ogon? – zapytał.
– Tak – przytaknęłam żałośnie.
W swojej rozpaczy nawet się nie zdziwiłam, skąd on to wie.
– I takie szczere, zielone oczy – dorzuciłam. – Kto by przypuszczał?!... – dodałam i znowu chlipnęłam.
– Takie, jak moje? – mężczyzna nagle pochylił się ku mnie.
Zerknęłam i... oniemiałam. Dopiero teraz zobaczyłam, że tamta oszustka i on mieli to samo spojrzenie! Zielone, wesołe, nieco ironiczne...
– Mam na imię Michał – przedstawił się. – Daniela, to moja siostra – wyjaśnił. – Właśnie przyjechałem z Belgii, gdzie miałem jeszcze przez jakiś czas zostać, ale praca się skończyła i wróciłem. Siostra pod moją nieobecność miała zaopiekować się tym mieszkaniem, a ona najwyraźniej postanowiła sobie trochę zarobić – dodał zirytowany.
– To nie zmienia faktu, że ja zostałam teraz na lodzie – płakałam.
Mężczyzna przyglądał mi się chwilę spod oka. W końcu powiedział:
– No, skoro przez moją siostrę została pani bez pieniędzy, a przeze mnie... bez kolacji, to nie mogę pani tak wyrzucić...
Podniosłam na niego wzrok pełen nadziei.
– Och, gdyby pan był taki miły! Ja będę szukała mieszkania – zapewniłam gorliwie.
– A... – zawahał się. – A umie pani chociaż piec szarlotkę? – rzucił figlarnie.
Taki był początek naszej znajomości.
Początkowo sytuacja była okropna. Nie mogłam się wyprowadzić, bo choć pojechaliśmy do Danieli zaraz następnego dnia, po półrocznym czynszu nie było już ani śladu! Czułam, że Michał żałuje swojej propozycji, ale nie wypada mu się wycofać. Spór o to, kto dłużej blokuje łazienkę wszedł już nam w krew! Jego denerwowały moje damskie drobiazgi, porozkładane to tu, to tam, mnie jego biurowe papiery.
– Dotychczas całe mieszkanie było moje – tłumaczyłam mu się niezgrabnie, zapominając, że to ja tutaj jestem intruzem.
Z czasem jednak, choć nie przyznawałam się do tego głośno, zaczęłam czekać, kiedy Michał wróci z pracy. Tęskniłam za nim. Polubiłam świadomość, że jest gdzieś w pobliżu. Denerwowała mnie tylko wścibska sąsiadka z naprzeciwka. Była niekulturalna i bezczelna ze swoimi uwagami. Zawsze robiła jakieś niemiłe sugestie na temat mnie i Michała. Nie mówiłam mu o tym, bo nie chciałam jeszcze bardziej komplikować sytuacji, ale z trudem znosiłam jej zachowanie.
Mijał właśnie czwarty miesiąc od powrotu Michała, gdy wybraliśmy się razem na zakupy. Michał zamykał jeszcze drzwi, a ja już schodziłam na dół. Na parterze spotkałam sąsiadkę.
– A mamusia pani to wie, że pani tak bez ślubu? – rzuciła, myśląc, że jesteśmy same.
Czegoś podobnego nawet od niej się nie spodziewałam! Milczałam bezradna i nagle poczułam, jak obejmuje mnie ramię Michała i usłyszałam jego spokojny głos:
– Ślub, proszę pani, będzie w swoim czasie. Ale już z góry serdecznie zapraszamy!
Spojrzałam na niego zdziwiona, a on uśmiechnął się do mnie ciepło.