„Kiedy teraz patrzę wstecz, widzę, że moje życie przypominało bajkę. Piękna, zadbana i inteligentna żona, codziennie pyszny obiad, świetnie zorganizowany dom, weekendy spędzane z wnukami... Chyba po prostu było mi za dobrze. A jak człowiekowi jest za wygodnie, to diabeł zaczyna mieszać. No i u mnie pomieszał…” Edward, 55 lat
No proszę, powiedz: A nie mówiłem? – Nie śmiałem spojrzeć Adamowi w oczy.
– Nie lubię kopać leżącego – mruknął, podając mi kawę. – Co zamierzasz?
W odpowiedzi tylko wzruszyłem ramionami. Obrazowo rzecz ujmując, byłem w czarnej... A wszystko to przez własną głupotę. Nawet nie miałem na kogo zrzucić winy. Jedna chwila wystarczyła, by zrujnować sobie życie.
– Możesz się u mnie zatrzymać na kilka dni – ciągnął mój najlepszy, a w zasadzie jedyny przyjaciel. – Ale potem...
– Marysia wraca z sanatorium – westchnąłem. – Powiedz, na co mi to było?
Nie odpowiedział, ale i nie oczekiwałem odpowiedzi. Skąd on mógł to wiedzieć?
Bardzo mnie bawią ludzie, którzy mówią: „mój mąż lub moja żona nigdy mnie nie zdradzi”, bo „nasz związek jest doskonały”. Może i jest, ale to wcale nie znaczy, że wierność jest w niego wpisana raz na zawsze. Jeszcze rok temu Krysia mogłaby z przekonaniem dać głowę za moją wierność i oddanie. Mieliśmy ponad trzydzieści lat stażu małżeńskiego, dwoje dzieci i troje wnucząt. Mieszkaliśmy w pięknym domu, w uroczym miejscu, obydwoje wykonywaliśmy zawody będące naszą pasją, a do tego całkiem nieźle nam się wiodło. Moja firma kwitła, dlatego Krysia mogła pracować dla przyjemności, jako nauczycielka. Kiedy teraz patrzę wstecz, widzę, że moje życie przypominało bajkę. Piękna, zadbana i inteligentna żona, codziennie pyszny obiad, świetnie zorganizowany dom, weekendy spędzane z wnukami... Wycieczki, wypady do kina, na zakupy, do teatru czy restauracji. I brak większych zmartwień. Nikt z moich bliskich nie chorował, pieniędzy wystarczało nam na dostatnie życie, dzieci się usamodzielniły, a wnuki były naszymi największymi skarbami. Chyba po prostu było mi za dobrze. A jak człowiekowi jest za wygodnie, to diabeł zaczyna mieszać. No i u mnie pomieszał…
– To piękny samochód, ale nie dla pana. – Elegancka kobieta w wieku mojej córki spojrzała na mnie uważnie.
– Dlaczego nie? – zjeżyłem się, bo owszem, może nie wyglądałem na miliardera, ale akurat na to auto było mnie stać.
– Z pana wyglądem i prezencją widziałabym pana w limuzynie – dodała z uśmiechem, a ja odpowiedziałem tym samym.
– Tak pani mówi, hm...
– Same słowa tu nie wystarczą. – Delikatnie ujęła mnie za łokieć. – Zapraszam na jazdę próbną.
– Z panią? Choćby na koniec świata!
To był początek końca. Pojechaliśmy na jazdę próbną. Samochód prowadził się jak marzenie, kobieta obok mnie komplementowała moją jazdę. Zatrzymaliśmy się na kawę w niewielkiej kawiarni w pobliżu salonu. Pierwszy raz od dawna poczułem się... Trudno mi znaleźć odpowiednie słowo. Może młodo? Wiem, jak to banalnie brzmi, ale to było coś nowego, kuszącego, odmiennego od codziennego życia. Coś, co sprawiało, że znowu chciało mi się wciągać brzuch i starać się być dowcipnym, inteligentnym, zajmującym. Ta relacja powinna się była zakończyć tamtego dnia. Intuicja mnie ostrzegała, ale jej nie posłuchałem. Dwa dni później znowu wpadłem do tamtego salonu i znowu rozmawiałem z Ewą.
Potem jeszcze raz. Między nami iskrzyło. Koniec końców nie kupiłem samochodu, ale nie potrafiłem przestać spotykać się z piękną sprzedawczynią. Rozmowy, SMS-y, wypady na lunch czy kawę, aż doszło do tego, do czego musiało dojść. Wylądowaliśmy razem w łóżku.
– Jesteś wspaniała – powiedziałem, obrysowując delikatnie palcem jej pierś. – Nigdy nie czułem czegoś takiego.
– Ja też nie. – Przeciągnęła się leniwie, a ja głośno wciągnąłem powietrze. – Spotkamy się jutro?
– Może u ciebie? – zaproponowałem.
– Nie mogę. – Pokręciła głową, a jej włosy rozsypały się na poduszce. – Mówiłam ci, że mieszkam z koleżanką. Cholernie wścibską. Za chwilę o naszym związku wiedziałoby pół miasta.
– W hotelu też nie możemy się spotykać. A może... Nie chciałabyś wynająć czegoś tylko dla siebie? – rzuciłem nagle.
– Chętnie. Tyle że mnie nie stać. Ja tylko sprzedaję luksusowe samochody...
– Wynajmę ci mieszkanie – oznajmiłem z radością. – Będziesz miała święty spokój i mnie... – zamruczałem w moim mniemaniu kusząco.
– Bo ja wiem... – Zmrużyła oczy, udając, że się waha. – A będziesz przychodził?
– Kochanie – zbliżyłem usta do jej obojczyka – najchętniej bym tam z tobą zamieszkał na stałe.
Nie miałem pojęcia, że te lekko rzucone słowa, o których zresztą natychmiast zapomniałem, już niedługo staną się faktem. Zrobiliśmy tak, jak zaplanowałem. Ewa stanęła na wysokości zadania i już następnego dnia miała trzy mieszkania do wyboru. Do weekendu podjęła decyzję, a w niedzielę kochaliśmy się na podłodze jej nowego salonu.
– Trochę tu pusto – powiedziała. – Ale zależało mi na czasie. Zresztą, teraz meble to nie problem, prawda?
– Żaden – odpowiedziałem.
Niestety, nie doceniłem dobrego smaku i gustu mojej kochanki. Mając do dyspozycji zupełnie nowy apartament z pięknym balkonem, Ewa wpadła w amok urządzania. Hiszpańskie płytki, meble kuchenne z wyższej półki, włoski komplet wypoczynkowy...
– Aż tyle? – Skrzywiłem się, widząc zamówienie, które złożyła.
– I tak tanio. – Uśmiechnęła się, siadając mi na kolanach. – Dostałam sporą zniżkę. Na szczęście dobrze wiem, jakie sztuczki stosują sprzedawcy. – Dekolt jej sukienki odchylił się zachęcająco.
– Ach tak... – zamruczałem, wdychając zapach oszałamiających perfum.
– Nasze gniazdko musi być doskonałe – szepnęła. – Tak jak nasza miłość.
I było. Muszę przyznać, że Ewa urządziła mieszkanie wspaniale. I wszystko byłoby dobrze, gdybym miał głupszą żonę. Albo chociaż mniej dociekliwą.
– Czy możesz mi powiedzieć, na co wydałeś tyle pieniędzy? – Krystyna siedziała przy kuchennym stole i popijała swoją ulubioną zieloną herbatę, a przed nią leżał wyciąg z konta firmy. Której była współwłaścicielką, o czym już dawno zapomniałem.
– E... To takie tam firmowe sprawy – powiedziałem szybko. – Nie zaprzątaj sobie tym głowy.
– Nie widziałam w biurze włoskiej skórzanej kanapy. – Patrzyła na mnie nieustępliwie. – Nie wspominając już o comiesięcznych przelewach na to konto... – Postukała palcem w jedną z pozycji na wyciągu.
– Pokaż. – Wyciągnąłem rękę.
– Wiesz co? – Moja żona wzruszyła ramionami. – Mogłabym cię męczyć jeszcze długo, ale szczerze mówiąc, nie chce mi się. Wiem wszystko. Twoje rzeczy są w garażu. Oddaj mi, proszę, klucze od domu, samochód możesz zabrać.
Otworzyłem usta, ale nie powiedziałem nawet jednego słowa. Bo niby co mogłem powiedzieć? Byłem oszołomiony, niemniej czułem coś w rodzaju ulgi. Podwójne życie mnie uwierało, ale nie miałem odwagi, by jednoznacznie opowiedzieć się po którejś stronie. Krystyna zrobiła to za mnie. Trochę mi było żal mojego życia, ale Ewa…
– Witaj, piękna... – Stanąłem u drzwi z bukietem róż. – Czy znajdzie się tu miejsce dla pana w średnim wieku?
– Co się stało? – Ewa zerkała to na mnie, to na walizki stojące u moich stóp.
– Zdecydowałem się opuścić żonę – postanowiłem nagiąć nieco prawdę. – Nie mogłem znieść myśli o kolejnej nocy z dala od ciebie. – Uśmiechnąłem się.
– Wejdź. – Wpuściła mnie do środka.
Zamieszkaliśmy razem. Z całych sił starałem się dostrzegać tylko jasne strony tej sytuacji, ale rzeczywistość szybko zaczęła zgrzytać. Zwłaszcza że moja żona nie ułatwiała mi życia. Wizyta jej prawnika była niczym cios w żołądek.
– Ale ona nie ma prawa do firmy! – uniosłem głos.
– Jest jej współwłaścicielką, może pan oczywiście odkupić część pani Krystyny, ale dopóki to nie nastąpi, musi pan przelewać połowę zysku na jej konto. Dodatkowo pani Krystyna żąda domu oraz alimentów.
– Przecież ona też pracuje...
– Sam pan rozumie, że z pensji nauczycielki nie będzie w stanie prowadzić takiego życia, jak do tej pory, a oczywiście nie chciałbym panu tego przypominać, lecz wina za rozpad związku leży po pana stronie – dodał przepraszająco.
Szybka konsultacja z prawnikiem, którego niekiedy zatrudniałem do prowadzenia spraw firmowych, potwierdziła słowa adwokata Krystyny.
– Nie bardzo ma pan wybór, panie Edwardzie. – Rozłożył ręce. – Trzeba było najpierw się rozwieść, a potem... no…
Łatwo powiedzieć. Gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, toby się położył. Nie miałem wyjścia. Musiałem przystać na warunki Krystyny. W jednej chwili zbiedniałem tak, że już nie było mnie stać na to, co jeszcze miesiąc wcześniej uważałem za standard.
– Przepraszam, skarbie, ale nie pojedziemy na Bali, tak jak planowaliśmy – oznajmiłem Ewie niedługo po rozwodzie. – Krystyna mnie oskubała.
– Obiecałeś. – Spojrzała na mnie wielkimi, sarnimi oczami, a ja pomyślałem, że zrobię wszystko, by ją zadowolić.
Pożyczki niestety mają to do siebie, że trzeba je spłacać. I choć na Bali było wspaniale, to jednak w tyle głowy ciągle kołatała mi myśl, że tak naprawdę nie stać nas na ten wyjazd. Ani na wiele innych rzeczy, do których byliśmy przyzwyczajeni. Krok po kroku nasze życie, moje i Ewy, musiało się zmienić. Skończyły się wypady do spa, kolacje w drogich restauracjach czy zakupy, na które moja kochanka potrafiła wydać fortunę. Do tego doszła proza życia we dwoje. Ja byłem przyzwyczajony do innego stylu niż ten, który oferowała mi Ewa.
– Jest coś na obiad?
– Zrób sobie – coraz częściej słyszałem w odpowiedzi. – Ja już jadłam.
– Ale co mam sobie zrobić? – Bezradnie rozglądałem się po lodówce. – Przecież tutaj nic nie ma.
– To skocz po zakupy...
Nasz związek powoli, lecz nieubłaganie, zbliżał się do końca. Bynajmniej nie szczęśliwego. Pewnego dnia, drugi raz w przeciągu kilku miesięcy, natknąłem się na swoje walizki przy drzwiach.
– Nie ma sensu tego ciągnąć – Ewa nie owijała w bawełnę. – To już koniec.
– Ale…
– Edi, nie komplikuj tego, proszę. – Przewróciła oczami. – Sam wiesz, że nic z tego nie będzie.
Oczywiście miała rację. Niestety, tym razem nie wiedziałem, gdzie się podziać. Zabrałem swoje rzeczy, wsiadłem do samochodu i zacząłem myśleć. Chyba po raz pierwszy od momentu, w którym spotkałem Ewę, trzeźwo.
– Co ja najlepszego zrobiłem? – szepnąłem do siebie.
Kiedy opadły emocje i zaspokoiłem rządzącą mną namiętność, przejrzałem w końcu na oczy. Ewa potraktowała mnie dokładnie tak, jak na to zasłużyłem. Jak starego, ale bogatego głupka, którego można do cna wykorzystać. Pomyślałem, że Krysia w sumie zrobiła mi przysługę. Gdyby uniosła się honorem i zostawiła mi pieniądze, to wszystko władowałbym w ładną buzię i jędrny tyłek mojej kochanki. Odpaliłem samochód i pojechałem do jedynej osoby, która mi pozostała.
– Sam widzisz, Krystyna mnie nie przyjmie z powrotem, dzieci nie chcą ze mną rozmawiać – powiedziałem smutno. – I nawet nie mam do nich żalu, ale...
– Może spróbuj porozmawiać z Krysią – zaproponował Adam bez przekonania. – Może jeszcze da się coś naprawić?
Posłuchałem jego rady. Zaprosiłem Krystynę na kolację do restauracji, w której nigdy razem nie byliśmy. Pomyślałem, że jeśli nawet mam szansę, to już na pewno nie na powrót do tego, co było. Jedyne, co mogłem osiągnąć, to zaproponować mojej żonie nowe otwarcie. Nowy początek.
– Co ty na to? – zapytałem przy deserze.
– Nie wiem. – Upiła łyk wina. – Zaskoczyłeś mnie, muszę przyznać. Gdybyś chciał tylko wrócić, to na pewno bym się nie zgodziła. A teraz... Nie wiem... – Pokręciła głową. – Dobrze mi samej, ale... – westchnęła – czasem tęsknię za tobą. Bo ja cię naprawdę kochałam.
– Ja ciebie też, Krysiu. Ale dopiero teraz to zrozumiałem. Niestety... Pomyśl o tym, co powiedziałem, dobrze?
Nie wiem, jaka będzie decyzja mojej byłej żony. Na razie jakoś się urządziłem. Wynająłem niewielką kawalerkę i poświęciłem się pracy w firmie. Wszystkie wolne chwile staram się spędzać z moimi wnukami. Często spotykam się z Krysią. Budujemy nową relację. Jestem cierpliwy, ale nie ukrywam, że czekam na chwilę, gdy Krysia znowu powie:
– Kocham cię.