"Widziałem jak Bartek patrzy na Marcelinę. Była bardzo ładna, nic dziwnego, że wpadła mu w oko. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby nie fakt, że Bartek był mężem mojej siostry i ojcem mojego dwuletniego chrześniaka. Domyślałem się, że coś wisi w powietrzu, i nie podobało mi się to..." Tomasz, 30 lat
– Pospiesz się – warknął na mnie Bartek.
– Co się tak pieklisz? Przecież szef płaci nam za nadgodziny – powiedziałem i powoli zamieszałem łyżką w zupie.
W nocy wyruszyliśmy po towar aż pod granicę. Jeśli czekało nas tyle kilometrów, zawsze jeździliśmy we dwóch. Dzięki temu nie trzeba było robić kilkugodzinnych przerw. Kiedy jeden spał, drugi prowadził. Zawsze też jeździliśmy przepisowo. Z jednej strony nie uśmiechało nam się płacenie mandatów, a z drugiej szef uczciwie wypłacał za nadgodziny w trasie. Kilka tygodni temu Bartkowi zaczęło się bardzo spieszyć. Robił wszystko, by dowieźć towar do firmy przed piętnastą. Doskonale wiedziałem, co wpłynęło na zmianę jego zachowania. A raczej kto.
Dwa miesiące temu pojawiła się w firmie Marcelina. Na początku robiła trochę błędów, ale z każdym dniem szło jej coraz lepiej i wszystko wskazywało na to, że zostanie z nami na dłużej. Do piętnastej to ona była odpowiedzialna za odbiór towaru, potem przyjęcia magazynowe robił szef. Dlatego Bartek tak się spieszył do firmy. Marcela była ładna, nic dziwnego, że wpadła mu w oko. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby nie fakt, że Bartek był mężem mojej siostry i ojcem mojego dwuletniego chrześniaka. Domyślałem się, że coś wisi w powietrzu, i nie podobało mi się to. Spróbowałem z nim kiedyś o tym porozmawiać, ale wściekł się i powiedział, że coś sobie ubzdurałem. Jednak swoje wiedziałem. Widziałem, jak na nią patrzy. Widziałem też, jak się uśmiecha, gdy dostaje od niej SMS-y. Zerknąłem raz po kryjomu w jego telefon. W tym, co napisała, nie było nic, co można by nazwać flirtem, ale jedna uśmiechnięta buźka i życzenia szerokiej drogi od Marceli cieszyły go bardziej niż czułe wiadomości od mojej siostry. Wytknąłem mu to wtedy, co doprowadziło do naszej pierwszej poważnej kłótni. Bartek wściekł się, że zachowuję się jak zazdrosna żona. Chciałem załagodzić sytuację, więc powiedziałem, że nie warto kłócić się o jakąś babę. Wiedziałem, że te słowa mu się nie spodobały. Przemilczał je jednak, może w obawie, że w końcu opowiem siostrze, co dzieje się w pracy.
Tak naprawdę nie chciałem jej o niczym mówić. Beata była porywcza. Niewiele jej brakowało, by wpadła w histerię. Czasem Bartek żalił się na nią przy piwku. Spędziłem z nią pod jednym dachem ponad dwadzieścia lat i wiedziałem, że chłop nie ma z nią lekko. Jednak to była moja siostra, więc trzymałem jej stronę. Beata poznała Bartka na ognisku, które zorganizowałem z okazji urodzin. Mój kumpel od razu wpadł jej w oko. Potem wyprosiła ode mnie jego numer, zagadywała na portalu społecznościowym, „przypadkiem” pojawiała się też w pobliżu naszej pracy i wpadała na te same imprezy. Z czasem i mnie spodobał się pomysł, by zeswatać najlepszego kumpla z siostrą. Wierciłem mu dziurę w brzuchu, aż w końcu umówił się z nią na randkę. Później były kolejne spotkania, na efekt których nie trzeba było długo czekać. Beata zaszła w ciążę. Byłem niemal pewien, że zaplanowała tę wpadkę. Bartek nie wyglądał na szczęśliwego, ale poprosił ją o rękę. Na weselu, które odbyło się dwa miesiące później, Bartek wydawał się całkiem zadowolony. Uznałem więc, że będą ze sobą szczęśliwi. Siostra przeniosła się z mężem do mieszkania po babci. Kiedy urodził im się syn, Bartosz nie mówił o niczym innym. Dumny i szczęśliwy pokazywał kumplom w pracy zdjęcia małego Krzysia. Ale wszystko się zmieniło, gdy w firmie pojawiła się Marcela. Nigdy nie widziałem, by mój przyjaciel zachowywał się tak przy jakiejś kobiecie. Sypał żartami jak z rękawa i patrzył na nią z zachwytem. Nic więc dziwnego, że robiłem wszystko, by nie wracał do firmy przed piętnastą.
Nie chciałem dawać im okazji do spotkań. Wiedziałem, że poza pracą się nie widują. Beata trzymała Bartka krótko. Aż dziwne, że nie zrobiła mu awantury o te SMS-y. Pewnie kasował je przed przyjściem do domu. Tamtego dnia, gdy specjalnie długo jadłem zupę, dopiąłem swego. Dotarliśmy do firmy po szesnastej, ale w kolejnych dniach nie miałem tyle szczęścia. Szef zlecał nam odbiór towaru z okolicznych miejscowości, więc Bartek miał niejedną okazję, by spędzać czas z Marcelą. Widziałem, jak coraz bardziej go do niej ciągnie i postanowiłem coś z tym zrobić. Nie chciałem zaszkodzić szwagrowi. Kombinowałem więc, jak pozbyć się z firmy Marceliny. W końcu wpadłem na pewien pomysł. Wiedziałem, że od czasu do czasu zdarza jej się zrobić jakiś błąd. Podsłuchałem kiedyś, że szef prosił ją o faktury, których nie mogła odszukać. W końcu papiery odnalazły się w jakimś segregatorze, gdzie w ogóle nie powinno ich być. To podsunęło mi pewien pomysł.
Kilka dni czekałem, by nadarzył się właściwy moment. Marcelina wyszła z biura i zniknęła u handlowców. Wsunąłem się do jej biura i na chybił trafił chwyciłem kilka dokumentów, które leżały uporządkowane na jej biurku. Bez namysłu wcisnąłem wszystko w niszczarkę. Maszyna przemieliła kilka faktur, jakieś rachunki i inne, jak się domyślałem, ważne papiery. Nagle za moimi plecami skrzypnęły drzwi. Odskoczyłem od niszczarki i udałem, że patrzę na kalendarz.
– Pomóc ci w czymś? – zapytała Marcela, przyglądając mi się podejrzliwie.
– Nie, dziękuję. Sprawdzam, na jakie dni przypada długi weekend. Jak dobrze pokombinuję, to załatwię sobie tydzień wolnego – odpowiedziałem, siląc się na obojętny ton.
Nie wiem, czy uwierzyła w moje tłumaczenie. Liczyło się tylko to, co wydarzy się, kiedy szef odkryje brak dokumentów. „Marcelinka już się nie wywinie”, pomyślałem złośliwie. Pod koniec miesiąca, tak jak się spodziewałem, rozpętała się burza. Krzyki szefa słyszało całe biuro. To był ostatni dzień pracy Marceli w naszej firmie.
– Biuro jest puste, może zerkniesz w kalendarz i upewnisz się, kiedy wypada ten długi weekend, a przy okazji zniszczysz jeszcze kilka dokumentów – warknęła, gdy mnie mijała, wychodząc z pokoju.
Pech chciał, że usłyszał to Bartek. Skontaktował się z nią i dzień później wpadł do firmy wściekły jak osa.
– Jesteś zadowolony?! – ryknął, gdy tylko mnie zobaczył. – Zniszczyłeś jej karierę i pozbawiłeś pracy!
Wyciągnąłem Bartka za bramę firmy.
– Może zniszczyłem jej karierę, ale uratowałem twoje małżeństwo – rzuciłem.
– To małżeństwo i tak nie istniało! – krzyczał Bartosz. – Od samego początku było fikcją. Nigdy nie kochałem twojej siostry. Doskonale wiem, że Krzysiu nie był wpadką. Ona to sobie zaplanowała. Kocham małego, ale z Beatą koniec!
Aż mną zatrzęsło na dźwięk tych słów.
– Ta cała Marcela zrobiła ci wodę z mózgu! Mała dziw... – nie dokończyłem, bo oberwałem pięścią w nos.
– Nigdy więcej tak o niej nie mów. Nic nas nigdy nie łączyło. Nie to, żebym nie chciał, ale ona ma chłopaka, kocha go i jest mu wierna. Po prostu uświadomiła mi, jak powinienem czuć się przy kobiecie. Tak czułem się przy Marceli i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to przy kimś poczuję. O Krzysia zadbam najlepiej, jak potrafię, ale już jako rozwodnik.
Bartek odszedł z firmy i od rodziny. Beata była załamana, prosiła mnie, żebym przemówił jej mężowi do rozumu, ale on nie chciał ze mną gadać. Odgrażała się, że w takim razie już nigdy nie zobaczy Krzysia, że jeszcze pożałuje. Na szczęcie po kilku tygodniach emocje opadły i Beata dała się przekonać, że nie może ograniczać ojcu kontaktu z dzieckiem. Ja zrozumiałem Bartka, kiedy do ekipy w firmie dołączyła Aneta. Już wiedziałem, co czuł mój szwagier, spiesząc się z trasy do Marceliny.