"Rafał przez dwa lata zwodził mnie, obiecując, że rozwiedzie się z żoną. Wykorzystał mnie, zabawił się, a gdy zaczęłam stawać okoniem i zrobiło się poważnie, po prostu mnie odstawił. Postanowiłam dać mu nauczkę..." Monika, 29 lat
Kiedy zaczął się nasz romans, wiedziałam, że Rafał jest żonaty. Nie miałam jednak skrupułów, bo to w końcu nie ja zdradzałam. Myślałam też, że skoro on szuka szczęścia ze mną, to w jego małżeństwie i tak nie jest najlepiej. Tak naprawdę jednak na początku żyłam po prostu chwilą i nie zastanawiałam się nad tym, co będzie dalej...
Po roku ukradkowych spotkań zaczęłam czuć, że bycie kochanką już mi nie wystarcza. Obiecałam sobie, że Rafał będzie mój... Bardzo dbałam o atrakcyjny wygląd i robiłam wszystko, by czuł się przy mnie stuprocentowym mężczyzną.
Nie masz pojęcia, jak bardzo cię pragnąłem – szeptał Rafał, całując mnie w szyję i jednocześnie odpinając mi guziki bluzeczki.
– Chodź – powiedziałam i pociągnęłam go za sobą do sypialni.
Z radością poddawałam się jego śmiałym pieszczotom i podpowiadałam, co bym chciała, żeby ze mną robił.
– Jesteś niesamowita – mruczał Rafał. Po chwili już jęczał z rozkoszy, zaciskając kurczowo dłonie na moich ramionach. Zupełnie tracił nad sobą kontrolę. Miałam ją ja. I powtarzałam sobie, że zrobię wszystko, by tej kontroli już nigdy nie odzyskał.
– Monika – sielankę przerwał jego nerwowy szept. – Muszę iść...
– Już? – spytałam łagodnie.
– Inaczej Ula zacznie coś podejrzewać – wyjaśnił.
– No i co z tego? – prychnęłam. – Przecież sam powiedziałeś, że twoje małżeństwo to fikcja – przypomniałam jego słowa sprzed jakichś dwóch godzin, gdy bawiliśmy się jeszcze na naszej firmowej imprezie.
– Bo to prawda – potwierdził. – Tyle że jeśli ona się zorientuje, zamieni moje życie w koszmar.
– Dlaczego więc jej nie zostawisz? – spytałam nieco poirytowana. Coraz częściej sugerowałam, że powinien się rozwieść.
– Zostawiłbym, wierz mi. Ale to nie jest takie proste. Łączą nas wspólne sprawy, wspólny majątek, wspólne mieszkanie... – wyliczał.
– Rozwód nie może być z mojej winy. Za dużo bym stracił. Dlatego muszę się pilnować i poczekać, aż ona zrobi jakiś fałszywy krok.
Pozwoliłam mu odejść, bo wiedziałam, że - jak zwykle - niedługo do mnie wróci...
Nazajutrz, gdy spotkaliśmy się w korytarzu, szepnęłam mu na ucho:
– Wpadnij do mnie po pracy.
– Sam nie wiem, Monika... – potrząsnął głową.
– Nie pożałujesz...
– Będę o siódmej – odparł krótko.
O siedemnastej wyszłam z biura i najpierw poszłam do sklepu z bielizną. Kupiłam sobie półprzezroczysty szlafroczek. Pomyślałam, że na nagim ciele będzie robił wrażenie. I miałam rację. Bo gdy punktualnie o dziewiętnastej stawił się u mnie Rafał, nie krył zachwytu.
– Jesteś piękna i taka ponętna... – szepnął, patrząc na mnie wygłodniałym wzrokiem. Kochaliśmy się najpierw w przedpokoju. Szybko, niecierpliwie. Potem w łazience...
– Kiedy będziemy mogli być razem? – zapytałam w pewnym momencie.
– Musimy jeszcze poczekać – odparł.
– Na co mamy czekać? Aż ty przyłapiesz ją na zdradzie? Jeśli to w ogóle możliwe? – mówiłam z pretensją.
– Nie, to już nawet nie o to chodzi – pokręcił głową. – Oddałbym wszystko, żeby być z tobą. Mieszkanie, pieniądze... – wyliczał.
– Więc o co chodzi? – zdziwiłam się.
– O matkę Uli. Jest w szpitalu. Ma raka. Nie mogę teraz wyskoczyć jeszcze z rozwodem! – wyjaśnił.
– Oczywiście... – zgodziłam się natychmiast. – Poczekamy.
Czekałam. Oddając Rafałowi w międzyczasie wszystko, co miałam – moje ciało, mój czas, moje serce, moje myśli. Żyłam tylko dla niego. On chętnie z tego korzystał, zapewniał o miłości, od czasu do czasu robił jakiś prezent, a potem zawsze wracał do niej...
W końcu miałam tego dosyć. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Wóz albo przewóz. Rafał jak zwykle próbował mnie uspokoić i obiecywał niestworzone rzeczy. A wreszcie, gdy myślał, że mu się jak zawsze udało, zaczął mnie namiętnie całować i pieścić. Pierwszy raz odmówiłam mu seksu. A on pierwszy raz wyszedł ode mnie obrażony, trzaskając drzwiami. I to był początek końca. Potem Rafał zaczął unikać spotkań ze mną, wykręcać się nawałem pracy. Aż wreszcie, gdy naciskałam, żeby powiedział mi prawdę, stwierdził:
– Wierz mi, robię to wszystko dla ciebie. Dość się już przeze mnie nacierpiałaś. Masz prawo ułożyć sobie życie. Z kimś innym... Ja nie chcę cię dalej krzywdzić.
– Czyli... Chcesz ze mną zerwać?! – nie mogłam w to uwierzyć.
– Tak będzie lepiej, Moniko – przyznał od razu. – I na pewno kiedyś to zrozumiesz – dodał tak po prostu i zostawił mnie samą przed drzwiami firmy.
Byłam zrozpaczona... Po pracy pojechałam do jedynej przyjaciółki, jaką miałam. Po drodze kupiłam butelkę jakiegoś wina i pijąc je wielkimi łykami, wylewałam przed nią wszystkie żale.
– Byłam głupia – mówiłam ze złością. – Wierzyłam w te wszystkie bzdury, które mi opowiadał. Teraz jestem pewna, że zwyczajnie kłamał. Wykorzystał mnie, zabawił się, a gdy zaczęłam stawać okoniem i zrobiło się poważnie, po prostu mnie odstawił.
– Co za drań – szepnęła koleżanka. – Ale chyba nie chcesz mu tego puścić płazem? – zapytała.
– Co masz na myśli? – spojrzałam na nią.
– Że temu facetowi przydałoby się nauczka – wyjaśniła. – Myślę, że jego żona ma prawo wiedzieć, jaki jest jej ślubny...
– Racja – uśmiechnęłam się diabelsko. – Chciał, żeby się z nim rozwiodła, to będzie to miał.
Następnego dnia zadzwoniłam do tej całej Uli. Powiedziałam, że powinna się ze mną spotkać dla swojego własnego dobra. I że to dotyczy jej męża. Zgodziła się.
– Od dawna podejrzewałam, że kogoś ma – tak zareagowała na moje wieści. – Tyle że on mnie zapewniał, że tylko mi się to uroiło. A pani... pani jest tego pewna? – spojrzała na mnie z nadzieją, nerwowo mnąc w dłoniach serwetkę.
– Czy jestem pewna? – spytałam drwiąco. – To ze mną się spotyka – specjalnie udawałam, że romans jeszcze trwa, żeby wrażenie było większe. – Tylko że ja mam dość życia w kłamstwie. Bo tak naprawdę to oszukuje nas obie. I tylko dlatego pani o tym mówię. – Wobec tego bardzo pani dziękuję... – szepnęła drżącym głosem, a potem zerwała się z krzesła i wybiegła z kawiarni. Spodziewałam się, że następnego dnia Rafał zrobi mi awanturę. Ale godziny mijały, a on nie pojawiał się w moim pokoju. W końcu dowiedziałam się, że nie przyszedł do pracy! „Pewnie żonka podbiła mu oko!”, pomyślałam z satysfakcją. Bo miałam nadzieję, że zrobiła mu taką aferę, że do końca życia ją popamięta.
Następnego dnia po firmie rozniosła się przerażająca wieść. Doszły mnie słuchy, że żona Rafała jest w szpitalu, leży w śpiączce. Ula próbowała popełnić samobójstwo. Nałykała się tabletek uspokajających i popiła je alkoholem... Wybiegłam do toalety i rozpłakałam się. Wiedziałam przecież, że to ja jestem wszystkiemu winna! To przeze mnie ta kobieta próbowała odebrać sobie życie!
– Boże, co ja narobiłam – szepnęłam i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki. Opowiedziałam jej o tej tragedii. Po pracy przyjechała do mnie do domu.
– To nie twoja wina – tłumaczyła. – To nie ty ją zdradzałaś, tylko on! Przez niego obie cierpicie!
– Ale to ja jej o wszystkim powiedziałam – kręciłam głową. – Gdyby nie to, byłaby z nim dalej. Może z niepokojem, może z niepewnością, ale nie targnęłaby się na swoje życie. Boże, a jeśli ona umrze?! – byłam przerażona.
Potem już tylko płakałam. Kilka godzin bez przerwy. I nie potrafiłam przestać się obwiniać, choć Ala kazała mi wybić to sobie z głowy. Bo wprawdzie to Rafał zdradzał żonę, ale nie zdradzał jej przecież z samym sobą, tylko ze mną! A ja wiedziałam, że jest żonaty! Od samego początku. Na szczęście Ula wybudziła się ze śpiączki i wróciła do domu. To sprawiło mi ogromną ulgę. Ale mimo wszystko nadal mam potworne wyrzuty sumienia. Zrujnowałam czyjeś życie. I coraz mocniej czuję, że również i swoje.