"Chciałam odejść od męża, bo zakochałam się w innym mężczyźnie. Wtedy okazało się, że mam problem…"
Fot. 123RF

"Chciałam odejść od męża, bo zakochałam się w innym mężczyźnie. Wtedy okazało się, że mam problem…"

"Mariusz dawał mi to, czego brakowało mi w małżeństwie. Organizował romantyczne randki, mówił komplementy i kupował prezenty. Niestety, wszystko się zmieniło po rutynowej wizycie u ginekologa..." Małgosia, 35 lat

Próbowałam czytać książkę, ale nie mogłam się skupić. To był mój kolejny samotny wieczór. W pokoju za ścianą siedział mój mąż, ale przygotowywał się do jutrzejszych zajęć i nie chciał, by mu przeszkadzać.

Przez ambicje męża cierpiało nasze małżeństwo

Piotr był asystentem na uczelni. Po pracy siedział w czytelni, a wieczorem zamykał się w swoim gabinecie i pisał pracę doktorską. Kiedyś potrafiliśmy przegadać całą noc przy butelce wina. Chodziliśmy do kina, jeździliśmy na wycieczki rowerowe. Myślałam, że zawsze będzie między nami taka bliskość i więź. Nie przewidziałam, że z powodu jego ambicji zawodowych nasze małżeństwo zacznie się rozpadać.
– Odłóż te cholerne książki, wyjdźmy razem do kina albo na spacer – prosiłam.
– Przepraszam, kochanie, ale nie mam czasu, muszę dziś skończyć rozdział – mówił, szeleszcząc kartkami.
Nie pomagały żadne prośby ani rozmowy. Dla niego liczyła się tylko kariera…

W końcu pojawił się inny mężczyzna

Mariusza poznałam na imieninach przyjaciółki. Mieliśmy wspólne zainteresowania, dobrze nam się rozmawiało. Zaczęłam się z nim spotykać, bo potrzebowałam męskiej adoracji. Nie planowałam romansu, wkrótce jednak uświadomiłam sobie, że się w nim zadurzyłam. Przestraszyłam się tego uczucia. Chciałam się wycofać, ale było za późno. Przespałam się ze Mariuszem. I zakochałam się w nim. W tym związku znalazłam to, czego brakowało mi w małżeństwie. Mariusz organizował romantyczne randki, mówił komplementy i kupował prezenty. Seks z nim był cudowny. Pasowaliśmy do siebie pod każdym względem i zaczęłam myśleć o rozstaniu z Piotrem…

Wszystko zmieniła wizyta u ginekologa

To miała być rutynowa wizyta u ginekologa. Chciałam receptę na pigułki, bo wreszcie regularnie uprawiałam seks. Mąż unikał zbliżeń. Tłumaczył, że jest przemęczony.
– Przy okazji zrobimy cytologię – powiedziała lekarka. Wynik wykazał atypowe zmiany w komórkach.
– Trzeba będzie zrobić dodatkowe badania, wypiszę skierowanie do szpitala – usłyszałam.
Diagnoza zwaliła mnie z nóg: rak szyjki macicy. Załamana, opowiedziałam wszystko Mariuszowi.
– Ojej, tak mi przykro. Jakoś to będzie – mówił zakłopotany. – Może lepiej odwiozę cię do domu – sprawiał wrażenie, jakby chciał się mnie pozbyć.
Przy mężu całkiem się rozkleiłam.
– Co się stało? – spytał ze strachem w głosie.
– Jestem chora, muszę iść na operację – szlochałam. Gdy Piotr dowiedział się, że to rak, miał łzy w oczach.
– Musisz wyzdrowieć. Bez ciebie moje życie nie miałoby sensu. Znajdziemy najlepszych lekarzy – mocno mnie przytulił.

Każdego dnia czekałam na kochanka

Mąż bardzo mnie wspierał, lecz ja ciągle myślałam o Mariuszu. Tęskniłam za nim. Chciałam, żeby mnie odwiedził w szpitalu, ale on nawet nie odbierał telefonu. „Może coś mu się stało?”, myślałam przejęta.
– Przepraszam, jestem zawalony pracą – tłumaczył, gdy się wreszcie dodzwoniłam. Tak bardzo go wtedy potrzebowałam… Rokowania zdrowotne były dobre, ale dowiedziałam się, że po operacji nie będę mogła mieć dzieci… Bardzo źle znosiłam chemioterapię. Osłabłam, dużo schudłam, wypadły mi włosy. Gorsze od tego były jednak cierpienia psychiczne. Każdego dnia czekałam na Mariusza.
Czułam się zawiedziona, gdy przy moim łóżku zamiast kochanka widziałam męża. Zachowywałam się wtedy okropnie wobec Piotra. – Idź sobie, zajmij się swoim doktoratem! – złościłam się.
– Zdecydowałem się na zawieszenie mojego przewodu doktorskiego. Najważniejsza teraz jesteś ty i twoje zdrowie – tłumaczył cierpliwie.
– Tak tylko mówisz, nie wyobrażasz sobie, co ja czuję, jak się boję. Wszystko mnie boli. Nie mam odwagi spojrzeć w lustro – płakałam.
– To nie patrz. Ja ci powiem, jak wyglądasz. Wciąż jesteś piękna. Naprawdę – powiedział, całując moją pokłutą wenflonami dłoń.

Zrozumiałam, kto jest moją prawdziwą miłością

Mariusz był u mnie tylko raz, po tym, jak nagrałam mu się na pocztę głosową z błaganiem, żeby mnie odwiedził. Stał przy łóżku i patrzył na mnie przerażonym, obcym wzrokiem.
– Przepraszam, Małgosiu, ale nienawidzę szpitali i nie umiem rozmawiać z chorymi – tłumaczył się. – Mam nadzieję, że wyzdrowiejesz…
– A co będzie z nami? – spytałam. Nic nie odpowiedział, patrzył w podłogę. Wszystko stało się jasne. Zrozumiałam nagle, ile znaczyły jego wyznania miłości. Związał się ze mną, gdy byłam zdrowa, ładna i zadbana. Opuścił w chorobie, kiedy najbardziej go potrzebowałam. To był koniec. Bardzo to przeżyłam. Płakałam, gdy wszedł Piotr.
– Masz gorszy dzień? Boli cię coś? – spytał przejęty. – Spróbuję poprawić ci humor.
Pomyślałam wtedy po raz pierwszy od dawna: „Jak to dobrze, że on jest obok mnie”. W trudnych chwilach mąż okazał mi dużo czułości i cierpliwości, pocieszał i współczuł. Pamiętam dzień, w którym lekarz powiedział mi, że w moim organizmie nie ma już komórek nowotworowych. Oboje z Piotrem płakaliśmy ze szczęścia.
– Tak się o ciebie bałem, nie wyobrażam sobie życia bez ciebie – wyznał mi.
„Nie zasługuję na tak dobrego męża”, pomyślałam i mocno się do niego przytuliłam.
Od operacji minął rok. Dziś jestem zdrowa. I przekonana, jak nigdy wcześniej, że to Piotr jest moją prawdziwą miłością. Szkoda, że potrzeba było tak tragicznych wydarzeń, żebym to zrozumiała… 

 

Czytaj więcej