"Potraktowałam Janusza jak... dawcę nasienia. Marzyłam o dziecku, ale nie chciałam się wiązać z żadnym mężczyzną!"
Gdy upewniłam się, że jestem w ciąży, zerwałam z Januszem. Myślałam, że nie jest mi już do niczego potrzebny
Fot. 123RF

"Potraktowałam Janusza jak... dawcę nasienia. Marzyłam o dziecku, ale nie chciałam się wiązać z żadnym mężczyzną!"

"O mężczyznach miałam jak najgorsze zdanie i nie miałam zamiaru wiązać się z żadnym z nich. Kiedy jednak obudził się we mnie instynkt macierzyński, zaczęłam intensywnie poszukiwać odpowiedniego kandydata na tatusia..."  Małgorzata, lat 29

Moja nieufność do mężczyzn miała swoje źródło w dzieciństwie. Dobrze pamiętałam moją mamę, zapracowaną, zmęczoną, która nigdy nie usłyszała od ojca dobrego słowa. Zastanawiałam się, dlaczego ona tak długo to znosiła. Ten człowiek poniżał ją, upokarzał, a ona się nie odzywała. Tylko wieczorami, gdy długo nie mogłam zasnąć, a ojciec bawił się w knajpie ze swoimi kolegami, zaglądałam cichutko do kuchni i widziałam, że mama płacze. W końcu odszedł. Nie chciałam podzielić jej losu...

Chciałam dziecka, ale nie męża

Pewnego wieczoru opiekowałam się dziećmi mojej siostry. Karolinka słuchała bajki z zapartym tchem, jednak szybko zaczęły jej się kleić oczy. Łukaszek drzemał z główką na moim ramieniu. Pocałowałam go i położyłam do łóżeczka. Spojrzałam na nich z czułością. Wiedziałam, że potrafili być nieznośni, ale jednocześnie kochani. Żal ścisnął mi gardło, gdy pomyślałam, że ominie mnie radość macierzyństwa, bo przecież nigdy nie zwiążę się z żadnym mężczyzną.

Tamtego wieczoru zaczęła we mnie kiełkować pewna myśl... „Będę miała dziecko, ale nie męża!”, postanowiłam. „Czy to tak trudno pójść z kimś do łóżka i zajść w ciążę? Później już będę sobie radzić sama...” Miałam niezłą pracę, byłam w stanie utrzymać dziecko. Poza tym odłożyłam na koncie jakieś oszczędności. Byłam pewna, że dam sobie radę. Musiałam tylko rozejrzeć się za odpowiednim facetem. Marzyłam, by to się stało na wakacjach. Wyjechałabym gdzieś na urlop, poznała kogoś, przeżyła romantyczną przygodę, zaszła w ciążę, a potem nigdy już byśmy się nie spotkali. To byłoby optymalne rozwiązanie, jednak jak na razie mało realne. Jednak wakacje się skończyły i w tej chwili miałam szansę poznać w kurorcie najwyżej jakiegoś dobrze utrzymanego emeryta, ale, przyznaję, trochę inaczej wyobrażałam sobie ojca mojego dziecka...

W pracy ciągle myślałam o zajściu w ciążę

– Ładnie dzisiaj wyglądasz, Małgosiu – do pokoju zajrzał Janusz, kolega z działu obsługi klienta. – Przyszłabyś do nas na kawę?
– Dzięki. Może jutro. Dzisiaj mam tyle pracy, że nie mogę sobie na to pozwolić – uśmiechnęłam się przepraszająco.
– Trzymam cię za słowo.
„Fajny facet”, pomyślałam, gdy wyszedł, jednak od razu zganiłam się w myślach. „Każdy jest fajny przez pierwszy miesiąc, potem wychodzi szydło z worka.” Moje doświadczenia z mężczyznami nie napawały optymizmem.
– Małgosiu, pamiętasz, że dzisiaj kierowniczka wyprawia imieniny? Złamiesz mi serce, jeśli ze mną nie zatańczysz – Janusz znów zajrzał do mojego pokoju.
– Jak wygrzebię się z tej sterty papierów, może wpadnę do was na chwilę – odparłam, choć przecież wybierałam się na tę imprezę.

Lubiłam Janusza, nawet bardzo

Ubrałam się i starannie umalowałam. Gdy dotarłam na miejsce, Janusz już tam był i potem przez całą noc nie odstępował mnie na krok. Z jego ust bez przerwy słyszałam komplementy. Alkohol rozwiązuje język, mnie też coraz bardziej szumiało w głowie i ta ado-racja bardzo mi schlebiała. Z imprezy wyszliśmy razem, a potem stało się... Gdy rano obudziłam się z bólem głowy, obok mnie leżał Janusz... Czułam się głupio i przez następny tydzień omijałam go szerokim łukiem. Sądziłam, że on potraktuje to jako jednorazową przygodę, lecz w dalszym ciągu o mnie zabiegał. Postanowiłam to wykorzystać. Janusz miał niewątpliwe zalety. Był inteligentny, przystojny i prowadził zdrowy tryb życia, a poza tym... lubiłam go. Nawet bardzo. I to ostatnie powinnam traktować raczej jako przeszkodę...

Zaczęliśmy się spotykać, ale nie chciałam się angażować

Ze zdumieniem stwierdziłam, że doskonale czuję się w jego towarzystwie. Jednak nauczona doświadczeniem byłam przekonana, że ta sielanka się skończy. Wmawiałam więc sobie, że nie mogę zaangażować się uczuciowo. Nasze spotkania szybko zaowocowały upragnioną ciążą. Kiedy już miałam pewność, postanowiłam, że nie mogę dłużej zwlekać z rozmową. Nie sądziłam, że będzie dla mnie tak trudna.
– Muszę ci coś wyznać – powiedziałam któregoś wieczoru, gdy zasiedliśmy do wspólnej kolacji. – W moim życiu jest ktoś inny... Już od dawna, zanim ty się pojawiłeś – skłamałam – ale wtedy nie byłam pewna, czy go kocham... Teraz już wiem. Nie powinniśmy się więcej spotykać.
– Małgosiu, no co ty... dlaczego? – Janusz wyglądał, jakby ktoś uderzył go w twarz.
Potem wstał, ubrał się i wyszedł. Płakałam przez kilka godzin, czułam się podle. Ale to przecież był element planu, a jeśli nie chcę skończyć jak moja mama, nie mogę sobie pozwolić na słabość.

Bałam się przyszłości

Teraz, choć wszystko zdawało się układać po mojej myśli, nachodziło mnie coraz więcej wątpliwości. Czy postąpiłam słusznie? Zastanawiałam się, czy dam sobie radę sama z dzieckiem. Zwyczajnie bałam się przyszłości... A potem dopadła mnie ta straszna grypa. Od dwóch dni leżałam w domu, gdy odezwał się dzwonek u drzwi. Zwlekłam się z łóżka, otworzyłam i oniemiałam... Przede mną stał Janusz.
– Ciekawe, gdzie podziewa się twój narzeczony? Tak się składa, że spędziłem sporo czasu w okolicach twojego domu i jak dotąd nikt cię nie odwiedził. – Wyjechał – to było najlepsze kłamstwo, na jakie było mnie stać przy prawie czterdziestostopniowej gorączce.
– Daruj sobie te bajki. On nie istnieje, prawda? Twoje koleżanki z pokoju wiedzą o tobie to i owo – urwał nagle. – Wracaj do łóżka. Przyniosłem ci soki. Posiedzę przy tobie, bo w tym stanie nie możesz zostać sama. Nie buntowałam się. Po chwili zapadłam w sen.

Janusz domyślił się, że jest ojcem mojego dziecka

Gdy się ocknęłam, Janusz siedział przy moim łóżku. Spędził ze mną cały tydzień. Na początku byłam za ciężko chora, by się przed tym bronić, potem – zbyt szczęśliwa. Dawno nikt się tak o mnie nie troszczył. Gdy wyzdrowiałam, doszło do nastepnej rozmowy.
– Jesteś w ciąży – stwierdził Janusz bez owijania w bawełnę. – I nie wmawiaj mi, że to nie moje dziecko.
– Skąd wiesz? – zdziwiłam się. – Może nie jestem specjalnie bystry, ale zauważam pewne rzeczy. Nie chcesz lekarstw, rano masz mdłości, a poza tym – zdjął z półki poradnik dla kobiet w ciąży – co robi u ciebie w domu ta książka?
– Jestem – musiałam w końcu się przyznać.
– Więc powiedz mi, do cholery, dlaczego to przede mną ukrywasz? Czy jesteś taka honorowa, że nie chcesz mnie do niczego zmuszać? Kocham cię jak wariat, już od dawna! To w końcu moje dziecko, mam prawo o nim wiedzieć...
– To trudniejsze niż myślisz – szepnęłam.

Wyznałam mu prawdę...

Wiedziałam, że go ranię, lecz opowiedziałam wszystko. Wysłuchał mnie w milczeniu, a na końcu rzucił przez zaciśnięte zęby: – Jak mogłem być tak ślepy, żeby pokochać taką egoistkę. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i znowu zostałam sama. Tak bardzo chciałam cofnąć czas, przytulić się do Janusza i milczeć. Wtedy uświadomiłam sobie, że niczego nie pragnę tak bardzo, jak urodzić jego dziecko i wychowywać je wspólnie z nim. Miał zupełną rację, zachowałam się jak najgorsza egoistka, zarówno wobec Janusza, jak i dziecka, które miało się urodzić. Potraktowałam je jak zabawkę, z premedytacją pozbawiając je ojca. Dwie godziny później wsiadłam do samochodu i jak oszalała popędziłam do mojego ukochanego. Ze ściśniętym gardłem nacisnęłam dzwonek.
– Czy jesteś w stanie mi wybaczyć? – wykrztusiłam i znów się rozpłakałam.
– A mam inne wyjście? – zapytał, przytulając mnie mocno.
Poczułam się naprawdę szczęśliwa.

 

Czytaj więcej