"Wyobrażałam sobie jak Maciek otwiera aksamitne pudełko, w którym lśni złoty pierścionek z brylantem, i wzruszony pyta mnie, czy zostanę jego żoną. Jego pytanie było jednak inne..." Agata, 32 lata
Od godziny szykowałam się na spotkanie z Maćkiem. Nie mogłam zdecydować, którą sukienkę włożyć. Chciałam wyglądać naprawdę ładnie, bo... byłam przekonana, że chce mi się oświadczyć. Tak wywnioskowałam z jego słów, kiedy dzień wcześniej rozmawialiśmy przez telefon.
– Kochanie, będę jutro we Wrocławiu... Zależy mi na tym spotkaniu. Znamy się już dosyć długo, prawda? I w związku z tym chciałbym, żebyś... – zawiesił na chwilę głos. – Ale nie, to nie jest rozmowa na telefon. Dasz się zaprosić jutro na kolację?
– Jasne. Tylko powiedz, gdzie i o której.
– Może o dziewiętnastej w naszej ulubionej restauracji w rynku?
– Dobrze. – Już cieszyłam się na to spotkanie, bo bardzo się za nim stęskniłam. Widywaliśmy się rzadko, bo on mieszkał poza Wrocławiem, ale codziennie rozmawialiśmy na czacie albo telefonowaliśmy do siebie. Kilka razy mówił mi, że chciałby ze mną zamieszkać, zasypiać i budzić się przy mnie, jak mąż przy żonie... I miałam nadzieję, że właśnie nadszedł dzień, kiedy to się stanie. Wyobrażałam sobie romantyczną kolację przy świecach w restauracji, w której pierwszy raz mnie pocałował...
Oczyma wyobraźni widziałam, jak Maciek otwiera aksamitne pudełko, w którym lśni złoty pierścionek z brylantem, i wzruszony pyta mnie, czy zostanę jego żoną... A ja ze łzami w oczach mówię „tak”...
Spojrzałam w lustro. Tak, zdecydowanie w małej czarnej wyglądałam najlepiej. Włożyłam szpilki i pociągnęłam usta czerwoną szminką usta. Byłam gotowa. Spojrzałam na zegarek. Miałam dwadzieścia minut. Zadzwoniłam po taksówkę. Byłam naprawdę podekscytowana...
Patrząc z perspektywy czasu na nasze pierwsze spotkanie, wiedziałam, że byliśmy sobie przeznaczeni. Bo jak wytłumaczyć fakt, że to akurat on dopadł tego wariata, który potrącił mnie na stoku? Kiedy się pozbierałam i zjechałam na dół, stał tam, przytrzymując chłopaka, który spowodował mój upadek. – Przeproś za to, co zrobiłeś – rzucił. – Przepraszam – burknął chłopak.
– Głośno i wyraźnie, to mają być przeprosiny z głębi serca? No już! – Przepraszam za to, co się stało. Nie chciałem – pokajał się młody.
– Jak noga? – zapytał mnie z troską w głosie, kiedy winowajca już poszedł.
– Boli, ale nic strasznego się nie stało, pewnie to tylko lekkie stłuczenie. Do wesela się zagoi – zażartowałam.
– Może pomogę pani dojść do hotelu? Lepiej nie nadwyrężać teraz tej nogi... – Dziękuję, chętnie skorzystam z pana pomocy. Mieszkam w Skalnym...
– Widziałem cię w restauracji. Też się tam zatrzymałem. Możemy mówić sobie po imieniu? Jestem Maciek – przedstawił się.
– Agata. – Podałam mu rękę, którą on przetrzymał ciut za długo.
– Zmarzłaś – zauważył. – Może po drodze wstąpimy na coś gorącego?
– Z przyjemnością... I tak zaczęła się nasza znajomość. Spotykaliśmy się codziennie: chodziliśmy na basen, potem jeździliśmy na nartach, piliśmy piwo w przytulnych barach. Dowiedziałam się, że od kilku miesięcy jest sam, mieszka w Poznaniu, uwielbia kino, ma unikalną kolekcję winyli i lubi domowe jedzenie...
Na początku sądziłam, że to tylko urlopowa znajomość, ale gdy wyjeżdżaliśmy, Maciek zapytał, czy się jeszcze spotkamy.
– Czuję, że jesteś kimś wyjątkowym i nie chciałbym tego zaprzepaścić. Czuję, że... Ale, proszę, nie śmiej się ze mnie! Czuję, że los chciał, żebyśmy się spotkali... Ujął mnie tymi słowami.
Ze wspomnień wyrwał mnie dzwonek telefonu.
– Taksówka czeka! – usłyszałam głos dyspozytorki.
– Dziękuję, już schodzę. Zamknęłam drzwi i jak na skrzydłach zbiegłam na dół. Do restauracji wchodziłam z bijącym sercem. Maciek siedział pod oknem. Na stoliku stały zapalone świece i wazon z bukietem kwiatów...
– Cześć, kochanie! – Maciek pocałował mnie na powitanie. – Pięknie wyglądasz! Jesteś taka zmysłowa. Cudowna...
– Dziękuję. – Czułam, jak się rumienię. W tym samym momencie podszedł do nas kelner. Maciek zamówił roladę z kurczaka z mozzarellą i szpinakiem oraz czerwone wino.
– Ale ze mnie szczęściarz... – powiedział, gdy kelner się oddalił. – Mógłbym tak na ciebie patrzeć i patrzeć... – Uśmiechnął się. – Agata, jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym. Chciałbym cię prosić o...
– Nie zdążył dokończyć, bo pojawił się kelner z winem. „Cholera, musiał przyjść akurat w takiej chwili?”, zżymałam się. Mężczyzna postawił na stoliku kieliszki z winem i oddalił się. Maciek uniósł jeden i powiedział:
– Za nas i za nasze spotkanie!
– Po czym upił łyk wina.
– Nie wiem, jak to powiedzieć... – zaczął ponownie.
– Tak, jak czujesz – podpowiedziałam.
Uśmiechnął się leciutko. – Więc powiem wprost: chcę prosić cię o pożyczkę. Nie mogę wziąć kredytu, bo niestety nie mam zdolności kredytowej... Ale finansowo jestem płynny, nie masz się czego bać, będę spłacał raty!
„Więc to tak?”, przeszło mi przez myśl, ale wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się sztucznie, by zamaskować rozczarowanie.
– To powiedz, ile potrzebujesz? – zapytałam rzeczowo.
– Jakieś pięćdziesiąt tysięcy... Chyba nie będzie z tym problemu, prawda? Jesteś w końcu dentystką, masz stałe, wysokie dochody...
– Zgadza się...
– To jak? Mogę na ciebie liczyć?
– Oczywiście – zapewniłam.
– Agata, te pieniądze to moje być albo nie być – pogłaskał mnie po dłoni.
– A jeśli nie dostanę kredytu i nie będę mogła ci pomóc? – udawałam przejętą.
– Nawet tego nie biorę pod uwagę! – Uśmiechnął się rozbrajająco. Nagle straciłam ochotę na jedzenie i jego towarzystwo.
– Agata, coś się stało? Zbladłaś, drżysz...
– Od rana źle się czuję... Myślałam, że wytrzymam, ale jest coraz gorzej – żaliłam się. – To chyba początek jelitówki, może lepiej będzie, jak przenocujesz w hotelu. Nie chcę, żebyś się zaraził. Pojadę już do domu, przepraszam. – Wstałam od stolika i ruszyłam do wyjścia.
– Poczekaj, odwiozę cię – zaproponował.
– Lepiej nie, bo się zarazisz. – Wystawiłam go na próbę.
– Masz rację. Jedź. Zadzwonię... – usłyszałam jeszcze za sobą jego słowa.
Wybiegłam z restauracji, z trudem powstrzymując łzy. Było mi cholernie przykro. „Gdyby mu na mnie naprawdę zależało, zatroszczyłby się o mnie i pojechał ze mną, nie zważając na to, że może się rozchorować.
Czy chodzi mu tylko o pieniądze? Czy od początku to była gra? Chciał mnie w sobie rozkochać i naciągnąć na kasę?”, myślałam, idąc przez rynek. „Jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać”. Maciek dzwonił codziennie i pytał o moje zdrowie. A gdy dowiedział się, że jest dobrze, zapytał, czy byłam w banku.
– Byłam, kochany, ale niestety odmówili mi – skłamałam.
– Dlaczego?!
– Nabrałam za dużo kredytów. Mieszkanie, wyposażenie gabinetu, samochód: to wszystko kupiłam na raty...
– Czyli jednym słowem... nie załatwisz tej kasy?
– Na to wygląda – rzuciłam smutno.
– A ja tak na ciebie liczyłem – powiedział z wyrzutem. – Naprawdę nic nie da się załatwić?
– Przykro mi, naprawdę pomogłabym ci, gdybym tylko mogła, chyba o tym wiesz, prawda? – udawałam zatroskaną.– Maciek, tak bardzo się za tobą stęskniłam – zmieniłam temat. – Kiedy się zobaczymy? Może przyjedziesz w sobotę? Przygotuję coś dobrego na kolację...
– Obawiam się, że nie dam rady. Mam teraz inne rzeczy na głowie – rzucił oschłym tonem. – Może innym razem. Muszę już kończyć. Cześć.
Ten inny raz nigdy nie nastąpił. Maciek zerwał ze mną kontakt. Od tamtej pory nie zadzwonił, nie nie dał znaku życia. A ja? Cóż, cieszę się, że w porę przejrzałam na oczy i nie dałam się oszukać. Ale serce wciąż mam złamane...