"W sobotę Maciek wsiadł do pociągu w Gorzowie, ale nie dotarł do Krakowa. Byliśmy umówieni, a nie miałam od niego żadnej informacji, wiadomości, telefonu nie odbierał, nawet jego mama nie wiedziała, gdzie jest. Poszłam na policję, odchodziłam od zmysłów..!" Monika, 29 lat
Maciek, mój narzeczony, mieszkał w Gorzowie, a ja w Krakowie. Spotykaliśmy się w każdy weekend. Tak miało być i tym razem...
Piątkowy wieczór minął mi na sprzątaniu, a w sobotę obudziła mnie dzwoniąca komórka.
– Monisiu, przyjeżdżam tym późniejszym pociągiem, będę u ciebie dopiero koło południa – usłyszałam głos Maćka.
Przed 12 byłam na dworcu. Pociąg Maćka przyjechał zgodnie z rozkładem, tyle, że… mojego narzeczonego w nim nie było! Z niedowierzaniem rozejrzałam się dookoła. Musiałam go gdzieś przegapić. Ruszyłam w stronę wyjścia. Wybrałam numer Maćka, ale po kilku sygnałach odpowiedział mi tylko głos automatycznej sekretarki. Jeszcze kilkakrotnie usiłowałam się dodzwonić do narzeczonego, ale bezskutecznie. Zadzwoniłam więc do jego rodziców.
– Maciek? Przecież wyjechał do ciebie – w głosie jego mamy usłyszałam niepokój.
– Pewnie źle się zrozumieliśmy...
Poszłam do informacji i sprawdziłam, kiedy przyjeżdża następny pociąg z Gorzowa. Gdy podjechał na peron, czekałam tam, ale z niego Maciek również nie wysiadł…
Wróciłam do domu. Krążąc po salonie, raz za razem spoglądałam na komórkę. Maciek wciąż milczał. Jakąś godzinę później zadzwoniła Aśka. Pytała, czy pamiętam o jutrzejszym koncercie. Opowiedziałam jej o wszystkim, a pod koniec rozmowy wybuchłam płaczem.
– Jak to zniknął? Jesteś pewna, że wsiadł do pociągu? – spytała moja przyjaciółka.
– Mówił, że tak. Dzwonił do mnie, kiedy ruszali ze stacji...
Szybko się z nią pożegnałam, nie miałam ochoty gadać. „Może ktoś go wyrzucił z pociągu?”, zadręczałam się. Koło północy zadzwoniłam na policję, ale usłyszałam, że jeszcze za wcześnie na poszukiwania.
– Niech pani podzwoni po znajomych, może jest z jakimś kumplem – poradził mi policjant.
O drugiej w nocy zadzwoniła moja komórka.
– Halo? – rzuciłam.
– Monika? – w tle słychać było trzaski, ale nie miałam wątpliwości, że dzwoni Maciek. – Słuchaj, Monika! Ja…
W tym momencie coś nas rozłączyło. Trzęsącymi się rękoma wybrałam jego numer, ale pomimo, że słychać było sygnał, Maciek nie odbierał. Próbowałam aż do świtu, w końcu zasnęłam.
Obudził mnie ból głowy. Zerwałam się na równe nogi, od razu dopadając mojego telefonu. Żadnego SMS-a, żadnego nieodebranego połączenia. Spróbowałam dodzwonić się do Maćka, ale jego telefon wciąż milczał.
– Boże, to jest jakiś obłęd – mruknęłam.
W południe zadzwonił telefon.
– Monisia? Tutaj mama Maćka. I jak się bawicie? – zapytała, prosząc do telefonu… Maćka.
– Nie ma go tutaj. Od wczoraj nie mogę się z nim porozumieć.
– Co? O czym ty mówisz? Monisiu… Boże! – moja przyszła teściowa zaczęła panikować.
Powiedziałam jej, że nie chcę blokować telefonu i że odezwę się, jak tylko czegoś się dowiem.
Niedziela była okropna. Wieczorem poszłam na policję. Błagałam, żeby zaczęli już szukać. Blondyn za biurkiem najwyraźniej był czuły na kobiece łzy, bo zaczął ustalać fakty.
– Mamy coś. Pani narzeczony rzeczywiście wsiadł do pociągu w Gorzowie, ale wysiadł z niego już w Zielonej Górze. Kamery monitoringu na dworcu „mają” zdjęcia pani chłopaka. Wysiadł z jakimś mężczyzną...
– Ale to niemożliwe, jechał do mnie, byliśmy umówieni.
– Zna go pani? – policjant pokazał mi fotkę jakiegoś faceta.
– Nie...
– Cóż, w takim razie nic więcej nie mogę dla pani zrobić.
Do mieszkania wróciłam załamana.
Byłam pewna, że działo się coś niedobrego. Ten urwany telefon w środku nocy, to moje przeczucie… Szłam po schodach, kiedy na górze kątem oka dostrzegłam jakiś ruch.
– No, gdzieś ty była, słoneczko? Już późno, mam być zazdrosny? Komórka wyłączona, mieszkanie puste – Maciek stał pod drzwiami mojego mieszkania.
– Gdzie JA byłam?! – dosłownie mnie zatkało. – Wyłączyłam komórkę na policji, kiedy rozmawiałam z nimi o twoim zaginięciu!
– Jakim zaginięciu? Spotkałem w pociągu kumpla, wysiedliśmy w Zielonej Górze, bo on tam teraz mieszka i poszliśmy na parę głębszych. Pewnie dzwoniłaś, ale w pubie nie było zasięgu. Ostro zapiliśmy. Obudziłem się w środku nocy i nawet do ciebie dzwoniłem, ale padł mi telefon. Rano walnęliśmy jeszcze parę browarów, no i jestem – przyciągnął mnie, próbując pocałować.
Odepchnęłam go mocno.
– Wiesz, co ja przeżyłam?! A twoja matka?! Miałeś być w Krakowie wczoraj w południe, jest niedziela w nocy! Naprawdę nie widzisz, jakie to chore?! Znikasz i idziesz sobie pić?! Jak jakiś gówniarz. Zejdź mi z oczu – powiedziałam.
– Mona, nie wygłupiaj się. Jestem zmęczony, gdzie mam spać? – walił w drzwi, które zatrzasnęłam mu przed nosem.
– Może na dworcu? Jak będziesz miał fart, spotkasz jakiegoś kumpla! – wrzasnęłam.
Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. To nie był Maciek, którego znałam, nie ten spokojny, inteligentny facet, którego miałam poślubić. Nagle zdałam sobie sprawę, że jednak nasz związek nie działa.
– Monika, otwórz! – kolejny łomot obudził sąsiada, który teraz groził Maciejowi policją.
– Wynoś się stąd i nie wracaj! – krzyknęłam przez drzwi.
W końcu odpuścił. Przez okno widziałam, jak wychodzi z mojej klatki. Następnego dnia wysłałam mu tylko krótkiego SMS-a: „Z nami koniec” i przestałam o nim myśleć.