"Pewnej nocy zobaczyłam, jak Marcela siedzi naga na moim chłopaku i rytmicznie porusza biodrami. Zamarłam. Nie wtargnęłam do salonu, nie przerwałam im seksu, nie zrobiłam awantury... Gdy po jakimś czasie Mariusz wrócił do mnie do łóżka, też nic nie powiedziałam. Nie powiedziałam nic aż do dzisiaj..." Krystyna, 29 lat
Nie spieszyłam się wracając z pracy do domu. Wiedziałam, że mój chłopak Mariusz i Marcela już tam są. I wiedziałam, że jak zawsze zastanę ich siedzących cichutko jak trusie, każde w swoim pokoju albo ewentualnie w salonie przed telewizorem. Co mieli razem zrobić, zrobią. Zdążą się sobą nacieszyć, zanim wrócę...
Dwa lata temu wiosną zadzwoniła do mnie Marcela z pytaniem, czy nie wynajęłybyśmy razem mieszkania.
– Znalazłam superokazyjną ofertę – świergotała do słuchawki. – Trzy pokoje, jeden byłby dla mnie, drugi, większy, dla was, a w trzecim mielibyśmy „relaksownię”. – I pójdę wam na rękę, bo mi zależy. Płacę połowę czynszu. Nie dzielimy się na troje. No i jak?
Jej propozycja była bardzo sensowna, zwłaszcza że liczyła się dla nas każda złotówka. Mariusz wprawdzie ma stałe zatrudnienie w urzędzie miejskim, ale z tak krótkim stażem płacą mu niewiele. Ja wciąż jestem na „śmieciówce”. Taki los dzisiejszych 30-latków. Zero perspektyw. Jak tu pomyśleć o przyszłości, o małżeństwie, o dziecku, gdy wszystko jest takie niepewne? Dlatego byliśmy gotowi zamieszkać z Marcelą, bo na dojazdy do miasta wydawaliśmy kupę forsy i poświęcaliśmy sporo czasu, mieszkając prawie pięćdziesiąt kilometrów od Gdańska.
Mariusz i Marcela wtedy jeszcze słabo się znali. Ja chodziłam z nią kiedyś do ogólniaka, potem kontakt nam się urwał, ale odżył na nowo kilka lat po studiach, gdy zaczęłam pracę w Trójmieście. Nie spodziewałam się jednak, że mój chłopak i najlepsza koleżanka tak przypadną sobie do gustu. Nie zwracałam początkowo uwagi na wymieniane przez nich ukradkiem spojrzenia, na niby przypadkowe dotknięcia. Nie dziwiło mnie, że rozmawiają ze sobą długo i chętnie, że Mariusz robi z nią zakupy, że Marcela chętnie wychodzi z nami do pubu czy do kina w piątkowe wieczory. Wydawało mi się, że gdy Marcela trafi w końcu na jakiegoś fajnego faceta, będzie spotykała się tylko z nim.
Ale ona nie szukała ani nowej miłości, ani przygód. Fakt, że znalazła to wszystko w naszym mieszkaniu, stał się dla mnie jasny pewnego sobotniego wieczora, kilka miesięcy po tym, jak się tutaj wprowadziliśmy. Wyszliśmy wtedy razem do pobliskiego pubu, ale chyba za dużo wypiłam, bo nagle poczułam, jak szumi mi w głowie.
– Wiecie co, ja wracam... – ledwo z siebie wydusiłam. – Chyba muszę się położyć...
– Krysiu, idziemy z tobą – zachichotała Marcela, która też już miała nieźle w czubie. – Kupimy po drodze jakieś wino w „Żabce” i dokończymy w domu, co nie, Mariuszku?
On tylko pokiwał głową. Nie pamiętam, jak wróciłam do domu i kiedy usnęłam. W każdym razie obudziłam się w środku nocy z pękającą od bólu głową.
W sypialni było ciemno, tylko z pokoju obok dochodził dźwięk włączonego telewizora. Pomyślałam, że pewnie Mariusz z Marcelą oglądają coś razem. Z trudem podniosłam się z łóżka i ruszyłam do toalety. Przechodząc przez przedpokój, odruchowo zerknęłam przez uchylone drzwi do salonu i... aż przytknęłam dłoń do ust, by nie krzyknąć. Zobaczyłam, jak moja naga od pasa w dół sublokatorka siedzi Mariuszowi na kolanach. A on, półleżąc na sofie, gładził jej piersi, widoczne w dekolcie rozpiętej bluzki. Oboje wzdychali głęboko, a po chwili, gdy Marcela zaczęła gwałtowniej poruszać biodrami, złączyli się w pocałunku... Nie wtargnęłam wtedy do salonu, nie zrobiłam awantury, nie przerwałam im seksu. Byłam w tak głębokim szoku, że w ciszy wróciłam do łóżka i przykryłam głowę poduszką. Nie płakałam, nie rozpaczałam, byłam jak skamieniała. Gdy po jakimś czasie Mariusz położył się obok mnie, nic nie powiedziałam. Nie powiedziałam też nic na temat tego, co widziałam, w niedzielę rano, ani później, ani nigdy. I tak do dziś...
Dlaczego? Nie potrafię tego wytłumaczyć. Może przez strach przed samotnością, który potęguje fakt, że wychowałam się bez ojca, tylko z mamą? Pamiętałam jej smutek, gdy wieczorami gapiła się w telewizor lub beznamiętnie rozwiązywała krzyżówki. Nikogo nie miała, odkąd ojciec odszedł do innej. Odszedł i zapomniał o mamie i o mnie. Znakiem tego, że żyje, były tylko nędzne alimenty, które nieregularnie przynosił listonosz... Czy to dobra wymówka dla tego, by od półtora roku godzić się na życie w trójkącie pod jednych dachem? Nie wiem, może nie, może to źle, bo pozwalając się oszukiwać dwóm najdroższym mi osobom, przestaję szanować samą siebie. Ale z Mariuszem jest mi dobrze. Wciąż snujemy plany na przyszłość, mówimy o dziecku, odkładamy pieniądze na wakacje w Chorwacji... Tak naprawdę nigdy więcej nie przyłapałam ich na seksie, ale jestem pewna, że to robią. Kobieta wyczuwa takie sprawy.
Nie mam pretensji do Marceli, wciąż ją lubię. Nie mam pretensji do Mariusza, wciąż go kocham. Ale co będzie kiedyś, gdy weźmiemy ślub i gdy zajdę w ciążę? Czy Marcela wciąż będzie przy nas? Czy Mariusz nadal będzie wymykał się do niej wcześniej z pracy? Czy będą się kochać, gdy mnie nie ma w domu, albo może wtedy, gdy śpię twardym snem. Czasem nawet myślę, czy nie dosypują mi środków nasennych do picia, by móc swobodnie się kochać... Jednak dzisiaj, gdy siedziałam za biurkiem w moim call centre, wybrałam numer Marceli.
– Chcę, byś coś wiedziała – wyszeptałam do słuchawki tak, by nie słyszał nikt z moich współpracowników. – Wiem o was i o tym, co robicie teraz w domu. Musicie z tym skończyć raz na zawsze...
Ale Marcela mnie zaskoczyła.
– Przecież to jasne, że wiesz o nas – powiedziała. – Nie kryjemy się przed tobą. To ty boisz się przyznać przed samą sobą, że taka sytuacja ci odpowiada i że nie masz nic przeciw niej...
– Ale teraz już mam... – odparłam.
– Nie do końca ci wierzę, przecież kochasz Mariusza i zależy ci na jego szczęściu, a on potrzebuje i ciebie, i mnie...
– Marcela, zostaw nas – poprosiłam. – Ja już tak dłużej nie mogę, chcę normalnego życia, błagam, zrozum mnie... Przecież jesteś moją najlepszą przyjaciółką.
– Krysiu, dlatego jestem przy tobie. Dołącz do nas. Mariusz się ucieszy. Uszczęśliwisz i jego, i siebie, i mnie. Razem możemy ułożyć sobie życie. Przemyśl to... O, on już idzie, słyszę klucz w zamku! – i z tymi słowami Marcela się rozłączyła.