"Byliśmy szczęśliwym małżeństwem, ale nie chcieliśmy mieć dzieci. Potem okazało się, że... nie możemy!"
Fot. 123RF

"Byliśmy szczęśliwym małżeństwem, ale nie chcieliśmy mieć dzieci. Potem okazało się, że... nie możemy!"

"Gdy dowiedziałam się od męża, że nie możemy zostać rodzicami, wpadłam w rozpacz. Rozsądek podpowiadał mi, że przecież sama powtarzałam, że nie chcę mieć dziecka, ale i tak myślałam o Jacku jak najgorzej. Nie mogłam uwierzyć, że tak mnie oszukał! Czy zrezygnowałabym z niego, gdybym wiedziała o tym przed ślubem...?  Natasza, 34 lata

Tuż przed dyplomem poszłam na oblewanie nowej chaty do koleżanki i tam spotkałam Jacka. Od razu mi się spodobał. Nie ja jedna wodziłam za nim wzrokiem, za to on zwracał uwagę tylko na mnie. Bardzo mi to pochlebiało. Tańczył ze mną, a kiedy nie tańczyliśmy, rozmawialiśmy. Przez cały wieczór, aż do wczesnego ranka. O świcie odprowadził mnie do domu i od tamtej pory zaczęliśmy się regularnie spotykać.

Oboje mieliśmy taką samą wizję związku – bez dzieci

Jacek był ode mnie o pięć lat starszy, miał już dobrą posadę, własne mieszkanie i samochód. Ja właśnie zrobiłam dyplom i stawiałam pierwsze kroki w zachodniej firmie. Zamierzałam awansować na samodzielne stanowisko i piąć się po szczeblach kariery. Nie planowałam się zbyt szybko wiązać, a już na pewno nie chciałam mieć od razu dzieci.
– Wrzeszczący obowiązek – mówiłam z politowaniem, patrząc na dzieciate koleżanki. Któregoś dnia powiedziałam o tym Jackowi.
– Masz rację – objął mnie czule. – Ja myślę dokładnie tak samo. Nie wyobrażam sobie ślęczenia z dzieckiem w domu, kiedy akurat mam ochotę na przykład na wyjazd na narty!
Po roku znajomości pobraliśmy się, ale poza tym nie planowaliśmy żadnych zmian.
Ze współczuciem spoglądałam na koleżanki, które niańczyły maluchy uwieszone u ich sukienek.
– Większość z nich myślało tylko o tym, jak tu złapać męża, a teraz pewnie z żalem wspominają wolność – śmiałam się.
– Mam takie same odczucia na temat moich kumpli z pracy – wtórował mi wesoło Jacek.
Wielka miłość, szybki ślub, a potem to już tylko harówa, żeby zarobić jakoś na to całe towarzystwo. Ja tak bym nie mógł.

Miałam nadzieję, że kiedyś będzie chciał być tatą

Mimo tej awersji do dzieci był ciepłym „wujkiem” dla wszystkich maluchów naszych znajomych. Z podziwem spoglądałam, jak cierpliwie potrafi opowiadać im wymyślone naprędce bajki albo opatrywać rozbite kolano. Młodsze dzieci huśtał na nodze albo kołysał w ramionach, gdy płakały. Z biegiem czasu i mnie też przestały takie rzeczy niecierpliwić. Z chęcią zostawałam jako opiekunka dzieciaków tej czy innej koleżanki, czytałam im bajeczki i czesałam po kąpieli zmierzwione fryzurki. „Może trzeba dojrzeć do macierzyństwa?”, myślałam, zastanawiając się, czy sama nie chciałabym mieć w domu takiego szkraba. Ale Jacek był temu kategorycznie przeciwny.
– Pomyśl, czy to nie wspaniałe, że możemy robić co chcemy i kiedy chcemy, nie obciążeni żadnymi obowiązkami? – perswadował. – Czy to nie cudne, że możemy w ciągu pół godziny podjąć decyzję, że jedziemy nad jezioro albo w góry? Nie, naprawdę – dodawał – dzieci to nie jest dobry pomysł! Potakiwałam mu, ale w głębi serca czułam lekki zawód. Miałam nadzieję, że i w nim zakiełkuje w końcu pragnienie dziecka.

Ucieszyłam się, że mogę być w ciąży. On też!

To było półtora roku po ślubie, kiedy zauważyłam ze zdziwieniem, że spóźnia mi się miesiączka. Stosowałam antykoncepcję, no ale przecież nieraz się słyszało, że żaden sposób nie jest stuprocentowym zabezpieczeniem. Minęło kilka dni, potem tydzień, a ja nie miesiączkowałam. I nagle pomyślałam z radością, że nie miałabym nic przeciwko temu, żeby być w ciąży. Nie starałam się o to, ale skoro tak wyszło... Z pewną obawą obwieściłam nowinę Jackowi. Spodziewałam się raczej niezadowolenia, nawet może gniewu, tymczasem on się naprawdę ucieszył.
– Mały brzdąc? – powiedział z zachwytem. – Naprawdę, kochanie?
– No, jeszcze nie wiem – odparłam zaskoczona. – Ale przecież ty nigdy nie chciałeś...
– E tam! – przerwał mi niedbale. – Tak tylko gadałem – zaśmiał się zmieszany. – W gruncie rzeczy sądzę, że będę całkiem przyzwoitym tatusiem. To znaczy, jeśli tylko... – popatrzył na mnie z nadzieją.
– Jutro kupię test i zobaczymy.

Test pokazał, że to był fałszywy alarm

Rozczarowana powiedziałam o tym mężowi. Nie przypuszczałam, że tak się tym przejmie! Ale przejął się. Umilkł i patrzył na mnie ponuro.
– No, to przecież nie tragedia – zaczęłam. – Nie tym razem, to następnym...
– Nie! – usłyszałam jego ostry, gwałtowny ton. – Nie będzie innego razu. Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Co ty mówisz? Odwrócił się do mnie tyłem i zapatrzył gdzieś daleko za okno. Milczał. Podeszłam i objęłam go ramieniem, ale stał jakiś sztywny i obcy.
– O co ci chodzi? – zapytałam. Odwrócił się do mnie gwałtownie, był wyraźnie wzburzony.
– Nie rozumiesz? Jeszcze do ciebie nie dotarło, co się stało? No więc ci powiem – rzucił gorzko. – Jestem bezpłodny i nic na to nie poradzę. Zanim ożeniłem się z tobą, byłam związany z kimś innym. Wtedy robiłem badania. Przez jedno wspaniałe popołudnie myślałem, że cuda się zdarzają. Ale się pomyliłem.

Nie mogłam uwierzyć, że tak mnie oszukał!

Stałam jak skamieniała. Nagle podeszłam do niego i z całej siły wymierzyłam mu policzek. Jacek bez słowa uniósł moją rękę i pocałował mnie w dłoń. Potem opuścił ją i wyszedł. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Opadłam na kanapę i zaniosłam się łzami! Płakałam całe popołudnie. Wszystko się nagle tak poplątało! Rozsądek podpowiadał mi, że przecież sama powtarzałam, że nie chcę mieć dziecka, ale i tak myślałam o mężu jak najgorzej! Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Jacek. Wyglądał okropnie! Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie! Ubranie w nieładzie, twarz poszarzała i starsza jakby o dziesięć lat i to spojrzenie – mroczne i pełne cierpienia. Podszedł do mnie i powiedział cicho:
– Wybacz. Wiem, co ci zrobiłem. Wiem, jak okropnie z tobą postąpiłem i chcę ci teraz zwrócić wolność. Jeszcze jesteś bardzo młoda. Dość młoda, żeby zacząć życie na nowo, wyjść drugi raz za mąż, dochować się dzieci... Nie jestem ciebie wart.

Co bym zrobiła, gdybym dowiedziała się przed ślubem?

Słuchałam go i nie pojmowałam, co się ze mną dzieje. Bo przecież jeszcze przed chwilą sama tego pragnęłam! A jednak kiedy usłyszałam te słowa z ust Jacka, powoli zaczęła do mnie docierać całkiem inna prawda. Zadałam sobie pytanie: Co bym zrobiła, gdyby powiedział mi o sobie prawdę przed ślubem? Czy zrezygnowałabym z niego? Czy umiałabym machnąć ręką na miłość i to wszystko, co nas łączyło i odejść? Pojęłam, że nie zrezygnowałabym z niego za żadne skarby świata! Objęłam go czule za szyję. – Nata! – szepnął bez tchu, patrząc na mnie błagalnie. – Możesz mi wybaczyć?
W odpowiedzi oparłam tylko głowę na jego szerokiej piersi. Dziś mijają dwa lata od tamtego dramatycznego popołudnia. Ja i Jacek jesteśmy razem, kochamy się i... mamy upragnione maleństwo. Ślicznego, adoptowanego synka Kamila. Nieważne, że nie ma naszych genów. Jest na świecie i nas potrzebuje. A my jego – bo dzięki niemu jesteśmy prawdziwą rodziną! 

 

Czytaj więcej