"Miałam nadzieję, że Jerzy zdecyduje się w końcu odejść od żony. Nosiłam przecież jego dziecko!"
Fot. 123 RF

"Miałam nadzieję, że Jerzy zdecyduje się w końcu odejść od żony. Nosiłam przecież jego dziecko!"

"I co z tego, że jest żonaty, pytałam sama siebie. Jego małżeństwo, jak mówił, było fikcją. Trwał w nim, bo nie chciał łez żony i walki przed sądem. Dlatego nie nalegałam na rozwód. Niech będzie, jak jest, myślałam. Wiedziałam, że Małgorzata jest apodyktyczną, zimną kobietą, że wiąże ich tylko wspólny adres i dwójka dzieci, które Jurek kochał nad życie. On przynosił pieniądze, ona je wydawała. Czy w jego domu było miejsce na miłość? Nie, to u mnie ją znalazł. I nie potrzebowałam niczego więcej. Do czasu..." Renata 38 lat

–  Dzień dobry paniom! – Jerzy jak zwykle przyszedł punktualnie i rozejrzał się roztargnionym wzrokiem. Kiedy nasze oczy się spotkały, uśmiechnęłam się lekko.
– Reniu, musimy omówić piątkowy raport – rzucił w moją stronę, chrząkając z zakłopotaniem. Minęło tyle czasu, a on wciąż grał tę samą komedię.
– OK – odparłam, siląc się na swobodę.
Usłyszałam szepty. „Po co udawać?”, pomyślałam. I tak wszyscy wiedzą.
Poprawiając fryzurę, weszłam do jego gabinetu. Zamknęłam za sobą drzwi. I przylgnęłam do niego całym ciałem.

Spotykaliśmy się już od czterech lat

– Czemu nie wpadłeś w sobotę? – powiedziałam z wyrzutem. – Dwa dni bez ciebie to wieczność – wyszeptałam.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem – westchnął, całując mnie w kark. – Ale Małgorzata miała imieniny. Rodzina, znajomi... Sama rozumiesz. Koszmar!
– A ja nawet pozwoliłam córce później wrócić z imprezy... Tak na ciebie liczyłam – udałam nadąsaną. – To nasza czwarta rocznica...
– Uczcimy to – obiecał. – Zapraszam cię w środę na kolację. A potem, jeśli zechcesz... – zawiesił głos – chętnie zjem z tobą śniadanie. – Pocałował mnie.
Pogłaskałam go po rzadkich włosach.
– Wiesz, że moje drzwi są zawsze dla ciebie otwarte. – Uśmiechnęłam się.
Jakieś dwa lata temu pozbyłam się złudzeń, że Jerzy odejdzie od żony. Ale nauczyłam się cieszyć tym, co mam. No bo w końcu czego może się spodziewać od życia rozwódka z dorastającą córką? A ja spotkałam Jerzego – najszlachetniejszego z mężczyzn, który miał tylko jedną wadę – nie potrafił ranić ludzi!
Byłam wtedy jego księgową od pół roku. Firma zorganizowała dla pracowników imprezę z okazji dziesięciolecia – dużo jedzenia, dużo alkoholu. Przetańczyłam z szefem pół wieczoru. Zabawa skończyła się po północy. Jerzy odwiózł mnie do domu i tuż przed drzwiami niespodziewanie pocałował. Wystarczyło pięć minut, żebym wszystko zrozumiała.

Wydawało mi się, że kocham go od zawsze

I co z tego, że był żonaty? Jego małżeństwo, jak mówił, było fikcją, jednak w nim trwał. Nie chciał łez żony, rozpaczy, walki przed sądem. Dlatego nie nalegałam na rozwód. „Niech będzie, jak jest”, myślałam. Wiedziałam, że Małgorzata jest apodyktyczną, zimną kobietą, że wiąże ich tylko wspólny adres i dwójka dzieci, które Jurek kochał nad życie. On przynosił pieniądze, ona je wydawała. Czy w jego domu było miejsce na miłość? Nie, to u mnie ją znalazł. I nie potrzebowaliśmy niczego więcej.
Nasze sekretne spotkania, spacery, kolacje, zjadane w pośpiechu lunche, kradzione noce, pocałunki w jego gabinecie... No i miłość – przyspieszone oddechy, spocone ciała... Nie wierzyłam, że jeszcze kiedyś kogoś tak mocno pokocham. Myślałam, że tak będzie już zawsze, ale pewnego dnia mój świat stanął na głowie…

Dziecko, w tym wieku?! 

– Mamo, co ci jest? – Julka pomogła mi usiąść na sofie.
Pokój wirował przed oczami. Zacisnęłam palce na teście ciążowym i dyskretnie wcisnęłam go do kieszeni szlafroka.
– Nie wiem... Chyba ciśnienie.
„Boże, to niemożliwe”, myślałam gorączkowo. „Dziecko, w tym wieku?! Skończyłam trzydzieści osiem lat! Jak sobie poradzę?” Miałam nadzieję, że to pomyłka, ale i tak siedziałam jak otępiała do wieczora.
Niestety, lekarz potwierdził moje obawy. Byłam załamana. „Co na to Jerzy?”, przestraszyłam się. Dopiero po kilku dniach odważyłam się mu powiedzieć.
– To połowa drugiego miesiąca. – Chwyciłam go za rękę. – Chcesz tego dziecka?
Wyswobodził dłoń z mojego uścisku.
– Jak to się mogło stać? – zasępił się. – Przecież uważaliśmy... – Wytarł kark chusteczką, po czym złożył ją starannie. – To trochę komplikuje sprawy, prawda? – westchnął. – Muszę to przeanalizować... – Nie patrzył na mnie. – Nie możemy działać zbyt pochopnie, rozumiesz?
Rozumiałam. I wiedziałam, że coś wymyśli, ufałam mu. Miałam nadzieję, że może wreszcie się zdecyduje – rzuci żonę, zamieszkamy razem...
Ale on nie podejmował żadnej decyzji. Dni biegły nieubłaganie, a ja czekałam.

Zaproponował mi... pieniądze!

Po tygodniu nieskładnych rozmów, nocnych telefonicznych narad i chaotycznych planów Jerzy kazał mi zostać po pracy. W firmie nie było nikogo.
– Słuchaj... – zaczął niepewnie. – Ja nie mogę ci niczego sugerować, niczego od ciebie żądać. To powinna być twoja własna... decyzja – jąkał się.
– Jak to, moja? – podniosłam głos. – Przecież to również twoje dziecko!
– Cokolwiek postanowisz, wspomogę cię finansowo. Ja jestem praktykującym katolikiem i nie mogę ci kazać tego, no wiesz... – Popatrzył mi głęboko w oczy. – Jeśli się zdecydujesz na... – chrząknął. – To będzie twój wybór... Uszanuję go. – Zamilkł. – Ile kosztuje zabieg? – dodał na koniec całkiem rzeczowo.
– Palant! – wykrzyknęłam i rzuciłam w niego teczką pełną dokumentów.
Patrzył na mnie przepraszająco, jak uczniak, który nabroił.
– Jak mogłam być z takim kretynem! – roześmiałam się histerycznie i wybiegłam z jego gabinetu, zanim śmiech zmienił się w szloch. Najśmieszniejsze było to, że wciąż go kochałam...
Nazajutrz wzięłam zwolnienie z pracy. Leżałam w domu kompletnie załamana i, głupia, miałam nadzieję, że Jerzy zmieni zdanie. Zadzwoni, powie, że kocha, że chce mnie i dziecka. Ale telefon milczał…

A więc to koniec...

Po dwóch tygodniach dostałam SMS-a od Jerzego: „Lepiej będzie, gdy nie spotkamy się już nigdy więcej. Jeśli zdecydujesz się urodzić, załatwimy to prawnie”.
„A więc to koniec”, myślałam zrozpaczona. Przez cały tydzień nie wstawałam z łóżka pogrążona w bolesnym odrętwieniu. Julka szalała z niepokoju.
– Mamo, co się dzieje? Chodzi o niego, tak? Wiedziałam, że to drań! Zapomnij o tym dupku! – domyśliła się. Jak mogłam zapomnieć, gdy nosiłam w sobie jego dziecko? Zostałam upokorzona, odtrącona. Ale to nie wszystko. Kończył się trzeci miesiąc ciąży, a ja musiałam podjąć decyzję. Pozbyć się ciąży czy po raz kolejny zostać matką? Wiem, że jeśli zdecyduję się urodzić, to po powrocie z urlopu macierzyńskiego na pewno stracę pracę, a moje dziecko będzie wychowywało się bez ojca. Z kolei usunięcie ciąży jest nielegalne i wiąże się z ryzykiem... Musiałabym znaleźć klinikę za granicą, jakoś tam dotrzeć, zapłacić za ten zabieg... Tak trudno znaleźć dobre wyjście z tej sytuacji.

Czytaj więcej