"Bartek twierdził, że Ania go zdradziła, a my mu uwierzyliśmy. Prawda jednak okazała się znacznie gorsza..."
Mijały tygodnie od rozwodu, a mój brat zamiast dochodzić do siebie, jakby bardziej się pogrążał.
Fot. 123RF

"Bartek twierdził, że Ania go zdradziła, a my mu uwierzyliśmy. Prawda jednak okazała się znacznie gorsza..."

"Gdy mój brat powiedział mi, że rozwodzi się z Anką, bo ta ma romans, byłam w szoku. Przecież ona go tak kochała... Z wzajemnością zresztą. Współczułam mu z całego serca, ale w jego zachowaniu dostrzegłam coś, co mnie bardzo zaniepokoiło... " Marta, 35 lat

Od dłuższego czasu martwiłam się o mojego brata Bartka. Rozwodził się i źle to znosił. Dziwnie się zachowywał. Właściwie trudno mi było określić, co mnie tak niepokoiło, ale... łatwo wybuchał złością, miał  zmienne nastroje...

Bartek mówił o strasznej zdradzie żony

– Marta, twój brat się rozwodzi. Trudno być w dobrej formie po tym, jak potraktowała go Anka... –  uspokajała mnie mama.
– Ale ja daję mu do tego prawo, tylko się martwię. Może powinien pójść do psychologa? Przecież rozwód to takie stresujące przeżycie...
– Nie rób z mojego syna wariata, dobrze? – rzuciła mama ostro. – Bardzo cię proszę. Bartek jest zupełnie normalnym facetem, który po prostu wybrał na żonę nieodpowiednią kobietę. Pozbiera się, zobaczysz. Potrzebuje tylko trochę czasu – dodała i uznała temat za zakończony.
Westchnęłam ciężko. Czułam, że z Bartkiem dzieje się coś złego. Fakt, ostatnio nie miał łatwo. Gdy powiedział mi, że rozwodzi się z Anką, bo ta ma romans, byłam w szoku. Przecież ona go tak kochała... Z wzajemnością zresztą. Zawsze byli dla mnie wzorowym małżeństwem, a tu coś takiego...
– Bartek, ale jaki romans? Z kim? – dopytywałam, bo nie mieściło mi się to w głowie.
– A daj spokój, nawet nie chcę mówić. – Machnął ręką.
– Ale jesteś pewien, że cię zdradziła?
– Niestety. Marta, ja widziałem ich razem, czytałem wiadomości, słyszałem rozmowy. Ten typ nawet mi się przyznał – powiedział z rozpaczą w głosie i zaczął płakać.
Mój Boże! Nigdy w życiu nie widziałam go w takim stanie! Szlochał jak dziecko. Nie pytałam o nic więcej, nie chciałam go dręczyć. Gdybym Anka była w tamtej chwili obok mnie, udusiłabym ją chyba gołymi rękami. A tak jej kiedyś broniłam...

Nasza mama uważała małżeństwo Bartka za mezalians

Pochodzimy z tak zwanego dobrego domu. Nasz ojciec jest lokalnym politykiem, mama prawnikiem. Nietrudno się domyślić, że jesteśmy dość zamożni. Tymczasem mój brat zakochał się w ekspedientce. Mama, gdy się dowiedziała, omal nie dostała zawału. Rodzice zawsze dbali, byśmy obracali się w „odpowiednim” towarzystwie. Chodziliśmy do najlepszych szkół, uczyliśmy się gry na pianinie, języków obcych i gry w tenisa. Nie powiem, staranne wykształcenie to coś, co nam obojgu bardzo się w życiu przydało. Na szczęście nie wyrośliśmy na snobów, choć nasi rodzice zdecydowanie nimi byli. Kiedy więc Bartek przyprowadził do domu Anię, wywołał mały skandal. Bo jak to? Ich wychuchany synek z ekspedientką? Córką rolnika i fryzjerki? Przecież to nie do pomyślenia! Oczywiście przy niej nie dali nic po sobie poznać, ale już następnego dnia zaczęli suszyć Bartkowi głowę, że to nie jest dziewczyna dla niego, że na pewno chodzi jej o wżenienie się w naszą rodzinę. No komedia po prostu! Ja kibicowałam Bartkowi i Ani od początku.

Tak bardzo się kochali...

Wystarczyło na nich popatrzeć, by zrozumieć, jak szczere jest ich uczucie. Tłumaczyłam to też rodzicom, ale do nich nic nie docierało. Mimo ich protestów Bartek ożenił się z Anią, przyprawiając naszą matkę niemal o apopleksję. Rodzice, chcąc nie chcąc, musieli się z tym pogodzić. Oczywiście nie pokochali Ani jak córki, ale nauczyli się ją akceptować. Czasem tylko rzucili do mnie czy do brata jakąś uwagę, ale puszczaliśmy je mimo uszu. Na zewnątrz za to udawali, że przyjęli ją do rodziny z otwartymi ramionami. Cóż, tacy już są. Minęło kilka lat i w związku mojego brata nastąpił kryzys. Wiadomo, proza życia prędzej czy później dopadnie każdego. Gdy brat zwierzył mi się, że między nim a Anią nie układa się tak, jak dawniej, pomyślałam, że to na pewno chwilowe. Kiedy powiedział mi, że podejrzewa Ankę o zdradę, wyśmiałam go. „A jednak miał rację”, myślałam rozgoryczona. Byłam na Anię wściekła. Poczułam się nie mniej oszukana niż Bartek. Brat złożył pozew o rozwód, Ania wyprowadziła się do swoich rodziców. Nasi rodzice współczuli Bartkowi, ale chyba też trochę tryumfowali. W końcu okazało się, że synowa nie była warta ich wychuchanego pierworodnego. 

Chciałam wiedzieć, dlaczego zrobiła takie świństwo

Przyznaję, że byłam na szwagierkę tak zła, że pojechałam nawet z nią porozmawiać.
– Marta, rozumiem, że mu wierzysz, to twój brat. Tyle że ja nigdy go nie zdradziłam! Nie mam pojęcia, skąd mu się wzięło to przekonanie – powiedziała ze zbolałą miną.
– On twierdzi, że przyłapał cię z kochankiem, że ten człowiek do wszystkiego się przyznał – dodałam. – Nie kłam, proszę. Już wystarczająco nakłamałaś.
– Nie mam pojęcia, o czym on mówi! W ogóle nie wiem, co ostatnio w niego wstąpiło! Mam wrażenie, że go nie znam, że to jakiś inny człowiek. Wymyśla niestworzone historie, raz jest spokojny, wesoły i czuły, a za chwilę nerwowy i agresywny. Marta, z nim dzieje się coś złego, ale nie mam pojęcia co. Próbowałam z nim o tym rozmawiać, ale nic to nie dało. Ja też jestem tylko człowiekiem. Nie zniosę dłużej oszczerstw i wiecznych podejrzeń – powiedziała i się rozpłakała.
– Jesteś obrzydliwa. Rozbiłaś wasze małżeństwo i jeszcze zrzucasz na niego winę? – rzuciłam, a potem po prostu wyszłam.
Nie mogłam jej słuchać. Nie rozumiałam, dlaczego szła w zaparte. Przecież Bartek by sobie tego wszystkiego nie wymyślił.

Zachowanie mojego brata nie było jednak normalne

Mijały tygodnie, a mój brat zamiast dochodzić do siebie, jakby bardziej się pogrążał. Rozumiałam, że zdrada ukochanej żony i rozwód to traumatyczne przeżycie, ale miałam wrażenie, że on tracił równowagę psychiczną. Przestał wychodzić z domu (nawet ze mną nie chciał się spotykać, choć zawsze byliśmy sobie bliscy). Gdy rozmawiałam z nim przez telefon (który odbierał sporadycznie), wściekał się, by po chwili rzucić beztrosko jakiś żart. To nie było normalne...
Próbowałam rozmawiać o tym z rodzicami, ale bagatelizowali problem. Skupiali się raczej na wieszaniu psów na Ance. Nie miałam innego wyjścia, musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Pojechałam do Bartka bez zapowiedzi. Zamierzałam sprawdzić, w jakiej jest formie. Obawiałam się, że wpadł w totalny dołek, może nawet miał depresję... Jednak tego, co zastałam, nie spodziewałam się zupełnie...

Zobaczyłam obłęd w jego oczach

Zadzwoniłam do drzwi, czekałam dłuższą chwilę, ale Bartek nie otworzył. Wiedziałam, że jest w środku, słyszałam jego kroki. Zaczęłam więc dzwonić natarczywie.
– Wiem, że tam jesteś! – krzyknęłam w końcu. – Jeśli mi nie otworzysz, wezwę policję! – zagroziłam. Podziałało. Zgrzytnął klucz w zamku i po chwili drzwi się uchyliły. Gdy weszłam do środka, zamarłam. Bartek wyglądał okropnie: nieogolony, z tłustymi włosami, w ubraniu nie pierwszej świeżości. Wokół panował nieopisany bałagan. Światło było zgaszone, gdzieniegdzie porozstawiane były świeczki.
– Prądu nie masz? – zapytałam. – Cicho! – syknął, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
– Bartek, co się dzieje? – szepnęłam. Chwilę się wahał, ale w końcu odpowiedział:
– Giacomo.
– Kto? – Kochanek Ani. On jest bardzo groźnym człowiekiem. To mafioso. Czeka na mnie – dodał.
– Boże jedyny, co ty opowiadasz? – Spojrzałam na niego przerażona
– Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Nie mam pojęcia, jak ona wdała się w ten romans... Wiem tylko, że Giacomo jest złym człowiekiem. On mnie śledzi, grozi mi. Mówi, że mnie zabije. Już nawet próbował!
– W takim razie koniecznie trzeba iść na policję – odparłam ostrożnie.
Nie możemy! Są z nim w zmowie, on ma wszystkich w garści! Oni też na mnie polują... Giacomo przekupił nawet panią Jadzię w sklepie, wiesz? Sprzedała mi zatrutą bułkę – powiedział z przekonaniem i po chwili zaczął łkać jak dziecko.
– Boję się, że oni mnie dopadną. Patrzyłam na niego zszokowana. Widziałam, jaki jest przerażony i zrozpaczony. Widziałam też obłęd w jego oczach i powoli zaczynało do mnie docierać, co właściwie się dzieje...
– W porządku. Musimy działać! – starałam się, by mój głos brzmiał stanowczo. – Znam miejsce, gdzie możesz się ukryć i gdzie ci pomogą. Giacomo na pewno cię tam nie znajdzie – zagrałam va bank.
– Musisz jechać ze mną – dodałam, patrząc mu w oczy. Bartek chwilę się wahał, ale dał się namówić.

To była schizofrenia...

Godzinę później byliśmy u znajomego lekarza. Ten wystawił skierowanie do szpitala psychiatrycznego, a Bartek, wzięty podstępem, podpisał zgodę. Gdy zostawiałam go w szpitalu, serce pękało mi na kawałeczki. Wiedziałam jednak, że tylko tak mogę mu pomóc. Kilka dni później poznaliśmy diagnozę – schizofrenia. Choroba rozwijała się powoli. Zaczęło się od zmienności nastrojów, a potem przyszły urojenia, których początkowo nikt nie rozpoznał. Stan, w jakim zastałam wtedy w mieszkaniu Bartka, był ostrym epizodem paranoidalnym. Bogu dzięki, że tam pojechałam. Nie wiem, co mógłby zrobić sobie albo innym... Jego choroba to dla nas wstrząs. Nikt się tego nie spodziewał. Szczególnie rodzicom trudno to przełknąć, ale się starają. Bartek leczy się i czuje się zdecydowanie lepiej, ale wiem, że przed nim długa i trudna droga. Schizofrenia to nie jest łatwy przeciwnik.
– Najważniejsze są leki, terapia i wsparcie bliskich – oświadczył lekarz, a my zgodnie pokiwaliśmy głowami. Ja, rodzice i Ania...Tak, Ania. Chociaż oficjalnie nie była już jego żoną, wciąż go kochała i chciała go wspierać.
– Przyrzekałam, że w zdrowiu i w chorobie, prawda? – powiedziała, gdy zobaczyliśmy ją w szpitalu. Spojrzałam na rodziców. Chyba po raz pierwszy dotarło do nich, że Anię i Bartka połączyła prawdziwa miłość. I wierzę, że dzięki niej Bartek wróci do zdrowia. 

 

 

Czytaj więcej