"Bałem się, że po mojej zdradzie Sabina sobie coś zrobi, ale ona tylko głośno mnie wyśmiała. To było okrutne!
Sabina krzyczała, że zrujnowałem jej życie i już nic nie ma sensu...
Fot. 123RF

"Bałem się, że po mojej zdradzie Sabina sobie coś zrobi, ale ona tylko głośno mnie wyśmiała. To było okrutne!

"Dziewczyna nakryła mnie na zdradzie. Zdarzały mi się skoki w bok, ale naprawdę lubiłem Sabinę. I choć może dobrze się stało, że ze mną zerwała, to jednak nie chciałem mieć jej na sumieniu. Postanowiłem ją ratować..."  Mirek, 23 lata

Zaraz wracam – szepnąłem do cudownie nagiej i cudownie gorącej Weroniki, po czym z niechęcią wstałem z łóżka, by otworzyć komuś, kto z uporem maniaka dobijał się drzwi.

Moja dziewczyna wróciła wcześniej niż myślałem

– Sabina?! – krzyknąłem, widząc na progu moją dziewczynę. Przecież weekend miała spędzić na szkoleniu w Warszawie!
– Niespodzianka! – uśmiechnęła się i bez pytania wpakowała do środka.
– Hej, nie cieszysz się? – zapytała, a potem spojrzała na mnie uważniej i zmarszczyła czoło. – Dobrze się czujesz? Obudziłam cię?
– No... Właściwie to tak – przyznałem, bo poddała mi świetny pomysł. – Chyba bierze mnie grypa, zdaje się, że mam gorączkę...– powiedziałem słabym głosem.
– Biedaczek! – cmoknęła mnie w policzek. – Jak dobrze, że urwałam się ze szkolenia! Przynajmniej będę mogła się tobą zająć jak należy.
– Właśnie – pokiwałem głową, przeklinając szkolenia, z których można się urywać. – Mogłabyś pójść do apteki? – poprosiłem.
Po wyjściu Sabiny Weronika mogłaby opuścić mój dom i byłoby po sprawie.
– Jasne! – zapewniła. – I pomarańcze ci kupię, i cytryny, i miód – wyliczała. – Tylko najpierw ogrzeję cię w łóżeczku... – dodała szeptem, który bardzo mi się w tym momencie nie spodobał.
– Sabinka, jestem chory... – jęknąłem.
– Właśnie. A na chorobę najlepsze jest pocenie pod pierzyną – stwierdziła i pociągnęła mnie za rękę do sypialni. Z chichotem rzuciła się na łóżko. W tym momencie spod kołdry doszedł nas zduszony jęk.

I w ten sposób wszystko się wydało...

– A co tu jest?! – Sabina znieruchomiała.
– Pies sąsiadów – wzruszyłem ramionami, czując, że się pocę. – Pies sąsiadów? – powtórzyła Sabina i stanęła na podłodze.
– A co on robi w twoim łóżku? – dodała i zanim zdążyłem odpowiedzieć, pociągnęła za kołdrę. Naszym oczom ukazała się golutka Weronika.
– Ja ci wszystko wytłumaczę! – zapewniłem z energią Sabinę, podczas gdy Werka, kuląc się i zakrywając czym mogła, pośpiesznie zbierała swoje rzeczy z podłogi.
– W to nie wątpię – skomentowała Sabina.
– Ja... ona... my... – jąkałem się, nie wiedząc nawet, od czego zacząć.
– Ty jesteś podłym zdrajcą i Bóg jeden wie, ile dziewczyn przewinęło się przez to łóżko – wyręczyła mnie. – Ona albo jest głupia, albo uwierzyła w jakieś twoje kłamstwa. Wy róbcie co chcecie, a ja... ja... – nagle zaczęła drżeć. – Ja z tobą kończę! – krzyknęła histerycznie i ze łzami w oczach. – Kończę! Zrujnowałeś mi życie! Oszukałeś, poniżyłeś i złamałeś mi serce! Tak bardzo nie skrzywdził mnie jeszcze nikt. Nikt, słyszysz?! – spojrzała na mnie nieprzytomnie. – Nic już nie ma sensu... – szepnęła, kręcąc głową, po czym wybiegła z mieszkania.

Weronika też była wściekła

Z  łazienki wyszła kompletnie ubrana Weronika i też skierowała się do drzwi.
– Czekaj! – zawołałem. – Przecież jeszcze nie dokończyliśmy tego, co zapowiadało się tak interesująco – mruknąłem.
– Dokończ ze swoją dziewczyną – prychnęła. – Mnie trójkąty nie bawią. Gdybym wiedziała, w życiu bym tu nie przyszła.
– Ale Weronika! Ona właśnie mnie zostawiła! O żadnym trójkącie nie ma mowy!
– Jesteś żałosny – stwierdziła z odrazą i wyszła trzaskając drzwiami.

Przestraszyłem się, że Sabina może sobie coś zrobić

Wściekły sięgnąłem po telefon. Zadzwoniłem do kolegi i umówiliśmy się w knajpie.
– Nieźle – pokręcił głową, gdy streściłem mu całe zdarzenie. – Tej Weroniki nie znam, ale Sabiny szkoda, fajna z niej dziewczyna.
– Fajna – przyznałem. – Choć wiesz, od pewnego czasu już się z nią nudziłem. Może to nawet dobrze, że tak się stało?
– Ona też tak myśli? – spytał z lekką drwiną.
– Nie sądzę, zrobiła mi taką scenę, że myślałem, że trzeba będzie pogotowie wzywać – westchnąłem. – Zrujnowałem jej ponoć życie...
– Niedobrze – podsumował Waldek. – Sabina jest bardzo wrażliwa, a z takimi zawsze jest najgorzej. Nigdy nie wiadomo, co im do głowy strzeli.
– Co masz na myśli? – zdziwiłem się.
– Nie no, nic takiego... – spuścił głowę. – Wiesz, czasami z miłości robi się głupie rzeczy.
– Waldek? – szepnąłem. – Myślisz, że Sabina może chcieć mi zrobić krzywdę? – zapytałem przerażony.
– Tobie?! Wątpię. Raczej samej sobie... – powiedział ze smutkiem. – Niedawno jedna nasza sąsiadka wyskoczyła z okna, bo mąż zażądał rozwodu. Na szczęście przeżyła...
Tak mi namieszał w głowie, że nawet piwa mi się odechciało.

Postanowiłem ją ratować

 Wróciłem do domu. Przypominałem sobie histerię Sabiny, dudniły mi w głowie słowa Waldka. „Nie chcę mieć jej na sumieniu!” – pomyślałem. Chwyciłem za telefon i wybrałem jej numer. Nie odebrała. Wybrałem go więc jeszcze raz. I znowu. Sabina albo nie chciała ze mną rozmawiać, albo... Nie chciałem o tym myśleć. Wybiegłem z mieszkania i pojechałem pod jej dom. W jednym z pokoi świeciło się światło. A więc była tam! Wbiegłem na jej piętro i zadzwoniłem do drzwi. Nic!
– Sabinka, błagam! – szeptałem coraz bardziej przestraszony. – Sabinka! – zawodziłem i waliłem w drzwi pięściami. – Otwórz, proszę! Wiem, że jesteś w środku! Otwórz, bo wyważę drzwi! – krzyczałem.
Powtórzyłem ostrzeżenie kilkakrotnie. Bez skutku. Musiałem działać natychmiast. Kilka razy głęboko wciągnąłem powietrze, stanąłem pod ścianą, wykonałem rozbieg i z impetem natarłem na drzwi Sabinki.
– Ała! – jęknąłem, czując, jak ból przeszywa mi ramię. Uderzyłem mocno, ale solidne wrota ani drgnęły. Znowu więc stanąłem pod ścianą i znowu wykonałem rozbieg... Drzwi otworzyły się na oścież. Wpadłem przez nie do środka i zatrzymałem się dopiero na ścianie przedpokoju. Uderzyłem w nią głową i upadłem na podłogę...

Wszyscy mieli ubaw oprócz mnie

– Mirek?! – usłyszałem głos jakby w oddali. – Mirek?! Co ty, do cholery, wyprawiasz?!
Kręciło mi się w głowie, ale otworzyłem oczy i spojrzałem w górę. Zobaczyłem znajomą twarz wykrzywioną w grymasie.
– Sabinka?!  – spytałem i zemdlałem. Gdy wróciłem do siebie, w mieszkaniu Sabiny była policja. Okazało się, że zaniepokojony sąsiad zadzwonił na komisariat.
Nie chciałem zrobić jej krzywdy! Chciałem ją ratować! – wyjaśniłem zdruzgotany.
– Wyłamując drzwi? – spojrzał na mnie groźnie funkcjonariusz. Długo tłumaczyłem, że się martwiłem, czy Sabina nie zrobiła jakiegoś głupstwa po tym, jak nakryła mnie z inną. Z kolei Sabinka zeznała, że nie słyszała ani telefonu, ani mojego dobijania się, bo miała słuchawki na uszach i słuchała muzyki. Głośno, tak jak lubi. Dopiero gdy zacząłem szturm, coś do niej dotarło, zdjęła słuchawki i poszła otworzyć drzwi. A że ja akurat ponownie się na nie zamierzałem, to wpadłem i z całym impetem walnąłem w ścianę...
Policjanci przez chwilę spoglądali na siebie z dziwnymi uśmieszkami, potem spytali Sabinę, czy chce złożyć donos, a gdy pokręciła głową, wyszli.

Nie myślałem, że Sabinę na to stać

– Tak się cieszę, że nic ci nie jest – szepnąłem, gdy zostaliśmy sami.
Naprawdę myślałeś, że będę chciała się przez ciebie zabić?! – spytała.
– No, tak płakałaś, gdy mnie nakryłaś...
– A! To straszne, naprawdę! – wykrzyknęła z drwiną. – Na filmach też płaczę, ale nie podcinam sobie żył po każdym melodramacie. Choć pewnie większy miałoby to sens, niż zrobić coś takiego z twojego powodu – zadrwiła.
– Co?! – nie mogłem w to uwierzyć.
To, że nie jesteś wart nawet jednej łzy, którą przez ciebie wylałam – powiedziała, kręcąc głową. – Potrzebowałam zaledwie godziny, by to zrozumieć. A teraz zbieraj się i więcej nie pokazuj mi się na oczy – poleciła.
– Jestem kontuzjowany! – jęknąłem. – Zawieziesz mnie do lekarza?!
– Kazałam ci wyważać drzwi?
– Nie – przyznałem.
– No to zjeżdżaj i naucz się brać odpowiedzialność za swoje decyzje.
– Sabina, nie rób mi tego – poprosiłem, a wtedy ona zaczęła się śmiać. Głośno i szyderczo. Ten śmiech słyszałem przez całą drogę na dół. Nie miałem pojęcia, że Sabinę stać na tak okrutne zachowanie!

Na razie mam dość 

Od tamtego feralnego dnia minął miesiąc, a ja wciąż powoli wylizuję się z ran. Dziś na ulicy spotkałem pewną dziewczynę, której imienia niestety nie pamiętałem, za to wiedziałem, że spędzona z nią noc była bardzo gorąca. Podeszła do mnie i zaproponowała mi randkę, ale wykręciłem się brakiem czasu. Bo przynajmniej na razie nie mam zamiaru pakować się w żadne relacje z dziewczynami. Ani jednonocne, ani dłuższe. Jestem na to... zbyt wrażliwy...

Czytaj więcej