Anna otworzyła salon fryzjerski tuż obok mojego i podbierała mi klientki… Do czasu!
W salonie fryzjerskim obok były niższe ceny. Wkrótce wyjaśniło się, dlaczego.
Fot. 123RF

Anna otworzyła salon fryzjerski tuż obok mojego i podbierała mi klientki… Do czasu!

Siedziałam w swoim salonie zupełnie sama, czekając, aż ktoś w końcu wejdzie na strzyżenie czy farbę. Wtedy zobaczyłam, że pod konkurencyjny salon z naprzeciwka, ten, który zabrał mi wszystkie klientki, podjechał policyjny radiowóz. Od razu pomyślałam, że było włamanie, ale prawda okazała się bardziej zaskakująca... ”. Gosia, 40 lat

Z niedowierzaniem wyglądałam przez witrynę mojego salonu fryzjerskiego. – Nie rozumiem, jak można być tak bezczelnym? – zastanawiała się Marta, moja pomocnica. – Przecież ten interes jej nie wypali. – Nie wiem – pokręciłam głową. – A jak będzie miała niższe ceny? I będzie lepsza? – Nie da się taniej pracować! I nikt nie jest lepszy od ciebie – zapewniła koleżanka. Lecz ja nie byłam tego taka pewna...

Mój salon fryzjerski był dla mnie wszystkim

Kiedy miesiąc temu usłyszałam plotkę, że ktoś wykupił lokal naprzeciwko i chce otworzyć salon fryzjerski, nie uwierzyłam. „Przecież mój zakład stoi tu od lat, większość kobiet z okolicy to moje klientki”, uspokajałam się w myślach. „Nie zarobią nawet na czynsz”. Jednak teraz, gdy patrzyłam przez okno na ekipę remontową, która kończyła prace w konkurencyjnym salonie, poczułam ucisk w dołku.

Mój salon był dla mnie wszystkim. Wielkim wysiłkiem było jego otworzenie, a potem utrzymanie. Nie zarabiałam kokosów, ale też nigdy o tym nie marzyłam. Chciałam tylko robić to, co lubię.
– Dzień dobry – dopiero przybycie pani Marii sprawiło, że odkleiłyśmy nosy od szyby.
– Dzień dobry – przywitałyśmy stałą klientkę, która usadowiła się na fotelu.
– A więc jednak to prawda? – zapytała starsza pani, zerkając w stronę okna.
– Ano prawda – westchnęłam.
– Mnie to szkoda tej dziewczyny. Kredyt wzięła, kupę pieniędzy wpakowała w salon i za jakiś miesiąc będzie musiała go zamknąć. Niemożliwe, żeby przy pani się utrzymała.
– Tak pani sądzi?
– A pewnie, większość kobiet z okolicy chce się strzyc tylko u pani. Nie wierzę, że któraś miałaby panią „zdradzić” i iść do jakiejś obcej…

Słowa pani Marii trochę mnie pocieszyły. W końcu czesałam ją od tylu lat, że chyba wiedziała, co mówi. Dzień minął nam zwyczajnie. Wieczorem pozwoliłam Marcie wyjść nieco szybciej, a sama zaczęłam sprzątać salon. O 18 zamknęłam drzwi na klucz i już miałam ruszyć do domu, gdy po drugiej stronie ulicy dostrzegłam kobietę, która stała przed witryną jeszcze nieotwartego salonu i sprawdzała, czy szyld wisi równo. „To pewnie ona”, przemknęło mi przez myśl. „Wypada przynajmniej się przywitać”. Przeszłam przez ulicę i przywołałam na twarz uśmiech.
– Dobry wieczór – zawołałam.
– Dobry – odparła kobieta, mierząc mnie wzrokiem.
– Małgorzata – podałam jej dłoń. – Będziemy sąsiadkami.
– Aha – odparła z niechęcią, ściskając mi rękę. – Anna.
– Trochę mnie zaskoczyła wiadomość, że ktoś chce otworzyć tu drugi salon – paplałam. – Ale cóż, mam nadzieję, że klientek starczy dla nas obu.
– Zobaczymy – powiedziała. – Wybaczy pani, mam dużo pracy – bąknęła i nie oglądając się na mnie, weszła do salonu. „Co za niesympatyczna kobieta”, pomyślałam. „Mogłaby się wysilić na trochę uprzejmości”. Po tygodniu salon został otwarty. Kilka razy dziennie z niepokojem wyglądałam przez witrynę. Obserwowałam, jaki ruch jest u tej nowej.
– Jakoś nie widać, żeby klienci walili do niej drzwiami i oknami – stwierdziła Marta.
– Kiedy otworzyłam salon, podczas pierwszego miesiąca myślałam, że umrę z nudów – wyznałam. – Dopiero potem ludzie się do mnie przekonali.
– No niby tak, ale do niej nie ma się już kto przekonywać. A poza tym uważam, że to wredna małpa. Za każdym razem, jak mijam ją na ulicy, to udaje, że mnie nie widzi.
– Rzeczywiście mogłaby być milsza, ale przecież jesteśmy jej konkurencją. Może dla klientów jest zupełnie inna? Dni leciały leniwie jeden za drugim. Konkurencyjny salon nadal świecił pustkami. Czasem tylko zaglądał tam jakiś podejrzany typ, jakby na szyldzie było wypisane mordownia, a nie studio fryzur.

Nieuczciwa konkurencja

– Gośka! Nie uwierzysz! – któregoś ranka do salonu wpadła podekscytowana Marta. – Koleżanka mojej kuzynki wybrała się do tej flądry z naprzeciwka! W sumie tylko na zwiad, ale wyobraź sobie, że tamta ją obcięła, zrobiła pasemka i ułożyła fryzurę za 150 złotych!
– Co?! – jęknęłam. – Przecież tyle nie starczyłoby jej na farbę i prąd! – No raczej nie, ale dziewczyna jest zachwycona nowym kolorem – mruknęła Marta.
Jak się potem okazało, fama o taniej fryzjerce rozeszła się po okolicy z prędkością błyskawicy. Coraz częściej widziałam ludzi wchodzących do salonu naprzeciwko. A któregoś dnia, gdy wracałam właśnie do domu, zobaczyłam, jak chyłkiem wychodzi stamtąd pani Maria! Pomachałam do niej, ale udawała, że mnie nie widzi.
– Jak tak dalej będzie, pójdziemy z torbami – powiedziałam do Marty kilka miesięcy później.
– Myślałam, że Anna zacznie w końcu brać normalne pieniądze od ludzi, ale ona nadal jest taka tania.
– A może i my ogłosiłybyśmy promocję? – zaproponowała koleżanka.
– Na jakiś tydzień możemy tak zrobić, ale to nie jest wyjście – odparłam ze smutkiem. – Nie możemy mocno zejść z cen, bo zabraknie mi na czynsz…
– No więc jakim cudem ona się z tego utrzymuje?
– Nie mam pojęcia – pokręciłam głową.

Prawda w końcu wyszła na jaw

Nasza przyszłość malowała się w ciemnych barwach. Miałyśmy coraz mniej nowych klientek, stare od nas odchodziły. Każdego dnia z niepokojem spoglądałam na konkurencyjny salon. Był tam ruch jak w Rzymie. „Nawet nie wiesz, że zabierasz mi chleb”, mówiłam w myślach do fryzjerki. Zbliżał się właśnie długi weekend. Wiedziałam, że nie stać nas, żeby zrobić sobie wolne. Siedziałyśmy więc z Martą w salonie, czekając, aż ktoś się do nas zabłąka.
– My tu harujemy w świątek, piątek i niedzielę, a ona co?
– Marta była wzburzona.
– Zrobiła sobie tydzień wolnego!
– Może ma bogatego ojca, a salon to jej hobby i stać ją, żeby otwierać go tylko, kiedy ma ochotę? – zastanawiałam się. Bo nie dość, że nasza sąsiadka robiła nam konkurencję cenami, to jeszcze co chwilę zamykała salon. Raz, bo był długi weekend, kiedy indziej przedłużyła sobie święta, a potem chyba nie chciało jej się przychodzić do pracy. Nie wiem, jakby to wszystko skończyło się dla nas, gdyby nie wydarzenia z pewnego dnia.

Marta miała akurat wolne, a ja siedziałam sama w oczekiwaniu na kogokolwiek. Wtedy zobaczyłam, że pod salon z naprzeciwka podjechał policyjny radiowóz. „Może się do niej włamali?”, zastanawiałam się. „Konkurencja konkurencją, ale w trudnych chwilach trzeba sobie pomagać”, pomyślałam i poszłam do sąsiadki, trochę z ciekawości, ale także, żeby zapytać, czy nie potrzebuje pomocy. Niestety, na miejscu kręciło się mnóstwo policjantów, którzy wyprosili mnie bez słowa wyjaśnienia. Potem salon został zamknięty.
– Ciekawe, co tam się stało? – roztrząsała Marta dwa dni później, patrząc na zamknięte na cztery spusty drzwi konkurencyjnego zakładu.
– Dzień dobry! – usłyszałyśmy nagle znajomy głos. Obróciłyśmy się i ujrzałyśmy panią Marię, która jak gdyby nigdy nic usiadła w fotelu.
– Ostatnio tak się zaniedbałam! – paplała. – Jakoś nie miałam czasu do was przyjść. „Aha, jasne”, pomyślałam.
– A słyszałyście, co się stało naprzeciwko? – zapytała konspiracyjnym szeptem. Pokręciłyśmy głowami, nie kryjąc zainteresowania.
– Wasza sąsiadka siedzi w więzieniu! – wypaliła.
– Słucham?! – wyrwało mi się.
– W tym swoim salonie handlowała narkotykami! Dlatego była taka tania i mogła otwierać, kiedy tylko miała ochotę. Ale wpadła, a policja znalazła w jej zakładzie całe mnóstwo nielegalnych substancji! I pomyśleć, że niektórzy tak chętnie do niej chodzili… – dokończyła.

„A więc taka była prawda. Stąd miała pieniądze. Tylko jak można wykorzystywać swój salon do takich rzeczy?”, dziwiłam się. Nie minęło kilka tygodni, a u nas wszystko wróciło do normy. Stare klientki, dość skruszone, wróciły do nas. Z radością powitałyśmy kilka nowych. Nie jest nam lekko, ale wiem, że pracujemy ciężko i uczciwie. Nie zarabiamy olbrzymich pieniędzy, lecz możemy być zadowolone z tego, co robimy, i nikt nam tej satysfakcji nie odbierze. 

 

Czytaj więcej