"Sylwia mogła się związać z wolnym mężczyzną, ale wolała osaczać żonatych facetów dla zabawy...!"
Fot. 123RF

"Sylwia mogła się związać z wolnym mężczyzną, ale wolała osaczać żonatych facetów dla zabawy...!"

"Moja koleżanka Sylwia narzekała, że nie ma szczęścia w miłości. Facet, w którym się zakochała, był żonaty. Było mi jej żal, bo myślałam, że dała się oszukać. Kiedy jednak poszłam z nią na przyjęcie do znajomej pary, klapki spadły mi z oczu. Zobaczyłam, co wyprawia Sylwia. Jej zachowanie przy mężu gospodyni imprezy było szokujące...!" Inka, 32 lata

Kiedy Sylwia opowiadała mi o swoim miłosnym rozczarowaniu, w głębi duszy czułam zażenowanie. Jej ukochany Michał ostatecznie zdecydował się wrócić do żony. Nie chciałam powtarzać: „A nie mówiłam?”, chociaż to stwierdzenie cisnęło mi się na usta.

Nie podobał mi się jej romans z żonatym facetem

Gdy zwierzyła mi się ze spotkań z żonatym mężczyzną, od początku wiedziałam, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Poza tym, jak miałam się zachwycać jej zachowaniem, skoro sama byłam mężatką?... Nawet nie chciałam myśleć o tym, że mój Tomek mógłby zrobić mnie i dzieciom coś takiego! Starałam się jednak pochopnie nie oceniać Sylwii. Dlatego wysłuchałam jej z uwagą i zaproponowałam, żeby wpadła do mnie nazajutrz po pracy.
– Tak, teraz będę miała mnóstwo wolnego czasu... Aż za dużo – chlipnęła w słuchawkę. – Zwykle wieczory spędzałam z Michałem, zwłaszcza te, w które jego żona miała dyżur w szpitalu...
– Daj już sobie z nim spokój. Z czasem zapomnisz, przecież jest tylu fajnych, i co ważniejsze, wolnych mężczyzn.
– A ty zawsze to samo... Wolni faceci. To nie ma żadnego znaczenia. Najważniejsze, żeby między ludźmi zaiskrzyło. Rozumiesz? Chemia, miłość, namiętność – wyliczała. – Ale ty jesteś chyba zbyt poukładana, żeby to zrozumieć! – rzuciła na koniec.

Myślała, że tylko ona jest zdolna do namiętności?

Następnego dnia pojawiła się u mnie zaraz po pracy. Nie wyglądała na pogrążoną w rozpaczy, wręcz przeciwnie.
– Pięknie wyglądasz! – powiedziałam szczerze, gdy ulokowała się na kanapie i wtuliła w poduszki. – Ach, to tylko pozory. Przecież muszę o siebie dbać, choć żyć mi się już odechciewa.
– Czas leczy rany...
– Dlaczego innym się udaje, a mnie nie? Moja kuzynka – znacząco zawiesiła głos – już się zaręczyła! I teraz kłuje mnie w oczy tym swoim głupim zaręczynowym pierścionkiem. Ostatnio jej mama żartowała, że pewnie niebawem zostanie babcią. A ja na to, żeby się tak nie spieszyła, bo mi się wcale nie uśmiecha tak szybko robić za ciotkę... – zamilkła na chwilę. – Chciałabym mieć dziecko... – rozmarzyła się.
– Chyba jesteś trochę zazdrosna, co? – spytałam.
– Ja? O tego Darka? Ani on przystojny, ani mądry. Ot, tak łaził za nią, łaził, aż sobie wyłaził. A Kaśka też, jednego złapała, to się go trzyma.
– A może po prostu są w sobie zakochani?
– E tam – machnęła ręką. – Kochać to trzeba umieć. A on ciapa jest i tyle! „Ta dziewczyna chyba wierzy, że tylko ona jest zdolna do wielkiej namiętności”, pomyślałam. Ale może się myliłam...

Tak naprawdę mało o niej jeszcze wiedziałam

Poznałyśmy się pół roku temu u wspólnej znajomej. Sylwia jakoś tak przylgnęła do mnie, bo akurat byłam bez Tomka. Od tamtej pory zaczęłyśmy się regularnie spotykać. Sylwia opowiadała mi o sobie. Wiedziałam, że poznała tego całego Michała na jakimś służbowym wyjeździe, no i że się zakochała... Potem dowiedziałam się, że nie może mi go przedstawić, bo spotykają się w tajemnicy.
– On jest... żonaty! – wyznała mi w końcu. A teraz siedziała na mojej kanapie i ze smutną miną opowiadała o szczegółach rozstania. Pomyślałam sobie, że wszystko doskonale się ułożyło. Teraz jest wolna i może poznać kogoś normalnego, kto na wstępie jej nie okłamie i nie będzie mydlił jej oczu.

Jej doświadczenia były... bogate

Oni wszyscy są tacy sami – powiedziała nagle. – Wiesz, rok temu spotykałam się z takim Jackiem. Był w separacji. To prawie jak po rozwodzie, prawda? Ale ostatecznie, kiedy już chodziliśmy ze sobą jakiś czas i zbliżało się Boże Narodzenie, powiedział mi, że Wigilię spędzi z żoną i dziećmi. No i tyle go widziałam.
– Ojej! – zdumiałam się. Nie wiedziałam, że miała takie... doświadczenia.
– Albo taki Kacper. Ten to był łobuz – zaśmiała się. Spojrzałam na nią z ciekawością. – Miał dziewczynę, wiesz? Ale mówił, że tylko mnie kocha. Byłam jego wytchnieniem od szarej codzienności.
– Sylwia, co ty za wygadujesz?! – zgorszyłam się.
– No, naprawdę! Zerwałam z nim, ale strasznie za mną tęsknił. I jeszcze dwa dni przed ślubem chciał do mnie przyjechać...
– Chyba mu nie pozwoliłaś?
– Oczywiście, bez przesady. Bezczelny! I wiesz, co mi jeszcze powiedział? – Sylwia śmiała się na całego. – Że jak mu się w małżeństwie znudzi, co na pewno nastąpi, a ja będę miała czas, to on się chętnie odezwie. Na szczęście się nie odezwał. Widać spodobało mu się małżeńskie życie!
– Zapomnij o tych wszystkich facetach! – powiedziałam zbyt ostro, bo ta jej niefrasobliwość nieco mnie irytowała. Ale ona znów zrobiła płaczliwą minę i po raz kolejny było mi jej żal.
Pora poznać kogoś, kto nie ma innych zobowiązań! Kogoś, z kim będziesz mogła budować przyszłość! Sylwia tylko machnęła ręką na znak, że niezbyt w to wierzy. Ja jednak już miałam w głowie pewien plan.

Chciałam pomóc Sylwii, mój mąż był sceptyczny

– Tomek, czy mógłbyś na spotkanie u Grażyny i Marka zaprosić tego swojego kolegę z firmy? No, jak mu tam... Tego od logistyki – poprosiłam męża.
– Andrzeja? – dopytywał się.
– No właśnie!
– Tylko nie mów, że wpadł ci w oko. Co za podrywacz! – zaśmiał się.
– Tomek, bądź poważny. Postanowiłam pomóc Sylwii. Poznam ich ze sobą. Ładna byłaby z nich para.
– Chcesz go oddać tej amantce ze spalonego teatru? – Tomek nie miał najlepszego zdania o mojej koleżance. – Nie wiem, chyba za bardzo go lubię...
– Wcale nie jest taka, nie przesadzaj. Miała w życiu pecha... Wiesz, jak to jest...
Chyba jednak nie wiem. Niektórzy wręcz kochają swojego pecha – mruknął Tomek, ale Andrzeja zaprosił.

Na przyjęciu przejrzałam na oczy

Na przyjęciu dwoiłam się i troiłam, aby w niewymuszony, ale skuteczny sposób ich ze sobą poznać. Jednak Andrzej, spokojny i trochę nieśmiały, jakoś się Sylwii nie spodobał. Koleżanka ciągle gdzieś znikała, a gdy w końcu przepadła na dobre, podeszła do mnie Grażyna. Była wściekła.
Słuchaj, Inka, kogo ty do nas przyprowadziłaś? – rzuciła bez wstępów.
– Co się stało? – przestraszyłam się, bo Grażyna na ogół była oazą spokoju.
– Wiesz, ta twoja czarnowłosa koleżanka bezczelnie podrywa mojego męża. Za chwilę zrobię aferę i po prostu wyrzucę ją z domu. Proszę, zajmij się tą sprawą, bo nie ręczę za siebie. Choć Tomek zaśmiał się za moimi plecami, nie było mi do śmiechu. Ruszyłam na poszukiwanie Sylwii. Zastałam ją siedzącą na oparciu fotela, w którym spoczywał Marek. Wyglądał, delikatnie mówiąc, na osaczonego. Sylwia pochylała się nad nim tak, że chcąc nie chcąc, zaglądał jej w dekolt, a ona paplała coś, głośno się śmiejąc. Bezceremonialnie wzięłam ją za rękę.
– Wychodzimy! – szepnęłam.
– Już?! Jaka szkoda! Właśnie zaczęłam się dobrze bawić...
– Niestety, musimy już wracać. Odwieziemy cię przy okazji do domu.
– No to cześć, Mareczku – powiedziała słodko.
Gdy wychodziłyśmy, kątem oka zobaczyłam, jak Marek oddycha z ulgą i jak w jego stronę nadciąga Grażyna.

Wybierała żonatych, bo to ją kręciło!

– Co ty wyprawiasz? – syknęłam do Sylwii, gdy znalazłyśmy się przed domem. – Przecież to mąż gospodyni.
– No to co? – spytała bezczelnie. – Ale mi się podoba! A ta jego żona... mogłaby trochę schudnąć, co nie? Nie martw się, twój jest bezpieczny. Nie w moim typie! Chyba wtedy ostatecznie opadły mi klapki z oczu. Zrozumiałam, że Tomek miał rację.
Sylwia nie była naiwna i skrzywdzona, o nie! Ona sobie takich mężczyzn sama wybierała, bo ją to kręciło. Nie musiała się na serio wiązać. Jak się tylko któryś skusił, chętnie wchodziła w ten układ. Zero obowiązków, same przyjemności, a że czasem spędzała samotne wieczory, trudno. Najbardziej wkurzyło mnie to, że rozbijała rodziny i że wcale nie miała z tego powodu wyrzutów sumienia. Nie zamierzałam dłużej tego znosić.
– No cóż – powiedziałam zimno. – W takim razie wezwij sobie taksówkę, bo ja i mój mało atrakcyjny mąż właśnie odjeżdżamy. A do Grażyny nie masz co wracać, chyba że chcesz od niej dostać łomot!
Odwróciłam się na pięcie i wsiadłam do auta. Dotknęłam ramienia męża i ruszyliśmy.
– I co? Zostawiłaś naszą femme fatale na pastwę losu?
– Poradzi sobie. Takie jak ona przetrwają wszystko.
– Dobrze, że jednak Andrzej nie wpadł jej w oko.
– Bo nie miał dziewczyny... – rzuciłam. – Miejmy też nadzieję, że taksówkarz, który po nią przyjedzie, nie będzie żonaty – zaśmiałam się.

 

Czytaj więcej