Umówiłam się z chłopakiem, którego poznałam na portalu randkowym. Gdy weszłam do lokalu, pojawił się problem. Nie wiedziałam, który z siedzących tam panów to ten poznany w internecie: jeden był bardzo przystojny, drugi nieco mniej... Postanowiłam zdać się na intuicję. Dorota, 25 lat
Nie mogłam przyjść do kawiarni pierwsza, ale też nie wypadało, żebym się za bardzo spóźniła. Postanowiłam zjawić się na randce w ciemno pięć po szóstej. Wyliczyłam sobie, o której muszę wyjść z domu, żeby być na miejscu na czas, ale oczywiście pojawiły się problemy. Kierowniczka przetrzymała mnie w pracy, wyprasowana sukienka okazała się przyciasna i trzeba było wybrać inny strój, a autobus się spóźnił. Kiedy dotarłam na miejsce, było piętnaście po szóstej i poważnie obawiałam się, że facet, z którym się umówiłam, już sobie poszedł. Na szczęście jednak czekał!
Ledwie weszłam do kawiarni, zobaczyłam wysokiego szatyna przy jednym ze stolików. Siedział, pił kawę i czytał gazetę. „To on. Rzeczywiście jest przystojny!”, ucieszyłam się i ruszyłam w jego stronę. I wtedy dopiero zobaczyłam... drugiego wysokiego szatyna, który siedział kilka stolików dalej. Ten nie był już taki przystojny, ale też nie musiał się ukrywać. Facet spoglądał przez okno... Zupełnie jakby na kogoś czekał. A ten drugi, przystojniejszy szatyn nie odrywał oczu od gazety. „No on raczej nikogo nie oczekuje”, uznałam, minęłam jego stolik i zatrzymałam się przy drugim mężczyźnie.
– Cześć – powiedziałam. – Przepraszam za spóźnienie. Jestem Dorota. – Wyciągnęłam do niego rękę. – Maxi – podałam dodatkowo swój nick z portalu randkowego.
– Cześć... – Spojrzał na mnie jakby zaskoczony, ale podniósł się i odwzajemnił mój uścisk dłoni. – Rafał.
– Przepraszam, że musiałeś na mnie czekać, ale oczywiście, jak zawsze spadły na mnie wszystkie możliwe przeszkody w postaci złośliwych kierowniczek i spóźnionych środków komunikacji miejskiej – usprawiedliwiałam się.
– Nic się nie stało, naprawdę... – powiedział, uśmiechając się jakoś tak półgębkiem. – Czego się napijesz?
– Kawy, jak zawsze kawy – powiedziałam.
Rafał przywołał kelnera i zamówił dwie kawy, a potem zapadła krępująca cisza. Gorączkowo szukałam jakiegoś atrakcyjnego tematu do rozmowy, ale nic nie przychodziło mi do głowy. W końcu przypomniało mi się, co zawsze powtarzała moja babcia. „Jak nie wiesz, co powiedzieć, zawsze możesz powiedzieć, że nie wiesz, co powiedzieć”.
– Nigdy nie wiem, od czego zacząć rozmowę z kimś, kogo dopiero poznaję – odezwałam się wreszcie. – Wiesz, że są nawet takie poradniki? Jak zacząć rozmowę na pierwszej randce? Ludzie opracowali specjalne techniki konwersacji. Na przykład podstawowe pytanie to pytanie o to, skąd się pochodzi. Podobno takie pytanie otwiera ludzi. – Temat mi się skończył i zamilkłam.
– To... – zawahał się Rafał. – Skąd jesteś?
Już dawno opowiedzieliśmy sobie, skąd jesteśmy, czym się zajmujemy, itp. W końcu korespondowaliśmy ze sobą prawie dwa tygodnie, zanim się umówiliśmy. Nie ma więc chyba nic dziwnego w tym, że sądziłam, że Rafał żartował, zadając mi pytanie, skąd jestem.
– Stąd – odpowiedziałam, dostosowując się do reguł gry. – Pewnie cię to zdziwi, ale jestem rodowitą poznanianką.
– Nigdy nie mieszkałaś gdzie indziej?
– Nigdy. Tu się urodziłam, tu się wychowałam i tu zamierzam zostać. Poznań to moje miejsce na ziemi – oznajmiłam z dumą. – Chciałabym podróżować, ale zamierzam tu zawsze wracać.
– To chyba dobrze mieć swoje miejsce na ziemi, prawda? – powiedział, uśmiechając się do mnie. – Ja nie czuję się tak związany z żadnym miejscem...
Zdziwiłam się. Wcześniej twierdził, że on sam nie mógł się doczekać, aż będzie się mógł wyrwać z rodzinnego Kalisza i powędrować w świat. I że Poznań jest już dla niego za ciasny. Ale cóż, gra to gra. „Może ma coś na myśli”, uznałam i zapytałam go, skąd przyjechał do Poznania, chociaż świetnie znałam odpowiedź. A jednak Rafał mnie zaskoczył.
– Z Krakowa – powiedział. – A trochę też z Warszawy, z Bydgoszczy i z Opola.
– Nie z Kalisza? – spytałam zdziwiona.
– A nie, nigdy nawet nie byłem w Kaliszu. Urodziłem się w Warszawie i tam mieszkałem z rodzicami przez pierwsze cztery lata, potem tatę przenieśli do Bydgoszczy, potem do Opola, a skończyliśmy w Krakowie. Mój tato jest wojskowym.
Byłam absolutnie przekonana, że wcześniej ojciec Rafała był adwokatem. Coś mi tu nie grało...
– Melonik? – zwróciłam się do niego, używając nicka, którym podpisywał się na portalu randkowym, ale on spojrzał na mnie nierozumiejącym wzrokiem.
– Słucham? – spytał zdziwiony.
W tym momencie dotarło do mnie w końcu, że dosiadłam się nie do tego chłopaka, co trzeba... „Umówiłam się z tym przystojniejszym!”, pomyślałam i ukradkiem obejrzałam się za siebie. Przystojniak właśnie wychodził z kawiarni. „Jeszcze mogłabym go dogonić...”, pomyślałam i spojrzałam na Rafała. „Ludzka rzecz się pomylić, przeproszę i już”. Facet patrzył na mnie, wciąż oczekując wyjaśnienia tego „Melonika”.
– Tak się czasem mówi na ludzi z Krakowa – wymyśliłam naprędce. – Meloniki, że niby tacy wytworni...
– Nie słyszałem... – Zmarszczył czoło, jakby starał się przypomnieć sobie to słowo. – Chociaż... Może rzeczywiście.
„Miły chłopak”, pomyślałam. „Dosiada się do niego jakaś wariatka, opowiada głupoty, a on zachowuje się jakby nigdy nic”. Postanowiłam z nim zostać. W końcu los tak zadecydował.
– I naprawdę w żadnym z tych miast nie poczułeś się jak w domu? – spytałam.
– Naprawdę. Taki ze mnie obieżyświat – skrzywił się żartobliwie, a potem jego oczy nagle spoważniały. – A może... – powiedział. – Może nigdzie nie było mojego domu. Moi rodzice... nie byli zbyt rodzinni.
– Zauważyłeś, że każdy ma jakiś problem z rodzicami? – spytałam. – Moi na przykład byli zbyt opiekuńczy i obarczam ich winą za to, że wszystkiego się boję.
– A boisz się? – Był naprawdę zaskoczony. – Wyglądasz na odważną dziewczynę.
– Bo podeszłam do obcego faceta w kawiarni jakby nigdy nic? – zapytałam, a potem wzruszyłam ramionami. – Nie o taką odwagę mi chodzi... Tylko o taką, która pomaga przezwyciężyć prawdziwy strach. Wiesz, wspinanie się na skałkach, żeglowanie, nawet skoki na bungee... Nigdy nie będę w stanie zrobić żadnej z tych rzeczy.
– To taka sama odwaga, tylko inne sytuacje – powiedział i uśmiechnął się do mnie ciepło, a mi zrobiło się jakoś... miło.
– Jesteś bardzo sympatyczny – stwierdziłam. – Kim ty w ogóle jesteś?
– Oj, sympatyczny... – zmartwił się. – To chyba niedobrze. Powinnaś uważać, że jestem tajemniczy, seksowny i ekscytujący.
– No, wiesz?! Ja nie jestem aż tak odważna. – Roześmiałam się, a on mi zawtórował.
– Jeśli chcesz, skoczę z tobą na bungee – powiedział. – W sobotę. Znam jedno miejsce w okolicy...
I pewnie przez te kawy zupełnie nie mogłam później zasnąć...
W sobotę pojechaliśmy skakać na bungee. Stojąc przed wysokim rusztowaniem, nie mogłam uwierzyć, że się na to zgodziłam, no i byłam pewna, że nie skoczę!
– To jest naprawdę bezpieczne – przekonywał mnie Rafał. – Popatrz, jedni za drugimi skaczą i świetnie się bawią. Musisz tylko zrobić krok. Jeden krok.
„Po co ja do niego podeszłam?”, złościłam się na niego i na siebie. „Dlaczego z nim zostałam? Tamten przystojniak na pewno nie skacze na bungee. Gdybym podeszła do niego, teraz pewnie szykowałabym się na wyjście do kina...”.
– A nie moglibyśmy pójść zamiast tego do kina? – zapytałam żałośnie.
Rafał popatrzył na mnie z czułością.
– Skoczymy, a potem możemy iść do kina – powiedział. – No, chodź, przecież chcesz to zrobić! Jesteś taka mądra, piękna i odważna, musisz skoczyć!
– Jestem piękna? – ucieszyłam się.
– Nawet nie wiesz, jak się zdziwiłem, kiedy się do mnie przysiadłaś – powiedział. – Wszystkie moje kompleksy zniknęły.
Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, a kiedy Rafał pociągnął mnie za rękę w stronę rusztowania, grzecznie poszłam za nim. Wdrapałam się na rusztowanie, dałam się owinąć sznurami i zabezpieczeniami i wysłuchałam instrukcji.
– W ciągu trzech dni podeszłaś do obcego chłopaka w kawiarni i skoczysz na bungee – powiedział jeszcze na zachętę Rafał. – Kto wie, co zrobisz jutro? – Po czym pochylił się i mnie pocałował, a w moim brzuchu roztańczyły się motyle...
Stanęłam na brzegu rusztowania, zacisnęłam oczy i skoczyłam, drąc się jak wariatka. Poczułam, jak wszystko wewnątrz wywraca mi się do góry nogami, potem jak coś szarpie mnie w pasie, huśta mnie, a potem wciąga do góry. Otworzyłam oczy dopiero, gdy znalazłam się znowu na górze. Rafał śmiał się jak głupi.
– Nigdy więcej już nie skoczę na bungee – powiedziałam. – I w ogóle wcale nie chcę być odważna. I nie jestem!
– Muszę cię pocałować – oznajmił.
– Oczywiście, ale... najpierw muszę ci coś powiedzieć – westchnęłam. – Wiesz... Ja wcale nie podeszłam w tej kawiarni do obcego faceta. Umówiłam się tam. Przez internet. I pomyliłam facetów.
– Wiem – powiedział. – Od początku wiedziałem. I wiedziałem też, kiedy się zorientowałaś. Ale nie masz pojęcia, jak się ucieszyłem, kiedy jednak zdecydowałaś się zostać ze mną.
– No proszę, jaki domyślny – zakpiłam. – Kim ty w ogóle jesteś?
– Twoim chłopakiem – oznajmił i znów mnie pocałował…