"Nie chciałem, żeby mój szef oszukał Małgosię. Ten samochód to był zwykły złom...!"
Fot. 123 RF

"Nie chciałem, żeby mój szef oszukał Małgosię. Ten samochód to był zwykły złom...!"

"Od pół roku podobała mi się pewna piękna blondynka, ale nie miałem odwagi, by zaproponować jej spotkanie. Któregoś dnia przyszła do komisu z autami, w którym pracowałem. Chciała kupić samochód, który nie będzie się psuł, a mój szef zażądał, bym opchnął jej starego golfa! Nie wiedziałem, co robić, bo nie chciałem stracić tej pracy. Aż w końcu mnie olśniło..." Adrian, 27 lat

Dzień był zimny i smętny. Do komisu mało kto zaglądał, więc szef od rana chodził naburmuszony i narzekał, że samochody brudne i że ja nic nie robię, żeby zwiększyć sprzedaż. A komu miałem je sprzedawać, skoro nikt nie przychodził?! Czekałem więc na osiemnastą, żeby pójść do domu. Tymczasem po piątej sytuacja się zmieniła. Bo do komisu weszła ona...

To była piękna dziewczyna z mojego bloku

– Dzień dobry – uśmiechnęła się nieśmiało.
– Dzień dobry – szepnąłem, zastanawiając się, czy mnie rozpozna. Ale nie, nie miała pojęcia, że jestem jej sąsiadem z bloku...
– Witamy! – wykrzyknął za to szef i zatarł z radości ręce. – Czym możemy służyć?
– Chodzi o to... – zaczęła powoli – że chciałabym kupić samochód.
– No to trafiła pani w najlepsze miejsce! – zapewnił. – Akurat mamy spory wybór. I promocyjne ceny! Jakie auto by sobie pani życzyła? – przeszedł do rzeczy.
– Małe. Żeby łatwo było zaparkować...
– Świetnie! – ucieszył się. – A pojemność silnika? Z ABS-em czy bez? – pytał.
– Nie wiem – jęknęła dziewczyna. – Niech będzie takie, żeby się nie psuło.
– Jasne – szef pokiwał z zadowoleniem głową. – Pan Adrian – wskazał na mnie – pokaże je pani. Zgoda?
– Oczywiście, dziękuję – odparła, a ja zostałem pociągnięty za rękaw na zaplecze.
– Wiesz, co masz robić? – szepnął do mnie szef. – Masz jej opchnąć tego starego volkswagena. To nasza jedyna szansa, żeby się go pozbyć!
– Ale... – przeraziłem się.
– Żadnych „ale” – przerwał mi. – Najpierw pokaż jej najdroższe auta, a potem zaprowadź do golfa – poklepał mnie po ramieniu. – I pamiętaj. Liczę na ciebie!
„Liczę na ciebie”, powtórzyłem w duchu załamany. No bo jak mogłem wepchnąć kobiecie, w której się podkochiwałem od pół roku, samochód niewart nawet połowy ceny, jakiej żądaliśmy?

Ten samochód to był stary grat

Byłem przekonany, że po tygodniu jazdy auto stanie gdzieś na środku skrzyżowania... Wprawdzie było odmalowane, a tapicerka została wyprana, ale każdy kto zajrzał pod maskę i wiedział coś o samochodach pukał się w czoło.
– Do diabła – szepnąłem więc wściekły i wyszedłem do dziewczyny.
– Gotowa?
– Jak najbardziej – uśmiechnęła się i poszliśmy razem na plac, gdzie stały auta.
– Zaczniemy od tego – powiedziałem, zbliżając się do klikuletniego peugeota. – Jest nieduży, zwinny, szybki, mało pali...
– Jest śliczny! – zawołała, a ja przewróciłem tylko oczami. No bo jak można w wyborze samochodu kierować się kryterium piękności?! – Ile kosztuje?
– Trzydzieści pięć tysięcy.
– A nie ma pan czegoś tańszego?
– Mam – powiedziałem i pokazałem jej kolejne auta. Wszystkie jednak były za drogie... Wreszcie nie zostało mi nic innego, jak zaprezentować jej volkswagena...
– To auto kosztuje piętnaście tysięcy – wyjaśniłem. – Samochód jest mały, ale pojemny – powiedziałem, żeby nie skłamać. – Może pani nim jeździć bez strachu – dodałem, bo temu autu nic już zaszkodzić nie mogło.
– I też jest śliczny! – ucieszyła się.
– Chwileczkę! – powstrzymałem ją. – A może chce się pani przejechać?
– A, bardzo dobry pomysł! – wykrzyknęła.
Wsiedliśmy do auta. Wyjechałem z salonu, a potem zamieniliśmy się miejscami. Samochód wydawał z siebie różne niepokojące dźwięki: skrzypiał i charczał, ale ona nawet się nie skrzywiła!
– Jest świetny! – cieszyła się. – Tak lekko się prowadzi! I jaki szybki! Westchnąłem z rozpaczą. Jechała pięćdziesiąt na godzinę! – Możemy już wracać. Kupuję go!
– Może chce się pani jeszcze zastanowić?
– Nie – odpowiedziała. I tak się na niego uparła, że nawet wpłaciła zaliczkę.

Myślałem, że straciłem tę dziewczynę na zawsze

A następnego dnia miała zapłacić resztę. Szef był wniebowzięty...
– Nareszcie się go pozbędziemy! – wykrzyknął, gdy wyszła z komisu.
– Tak... – bąknąłem.
– No właśnie – spoważniał nagle. – A ty pamiętaj na przyszłość, za co ci płacę! Za robienie wody z mózgu klientom! Masz szczęście, że się zdecydowała na to auto. Inaczej od razu bym cię zwolnił!
Wróciłem do domu załamany. Nie dość, że z mojej winy dziewczyna miała jeździć gratem, to jeszcze szef był na mnie wkurzony. Wiedziałem, że teraz to już w ogóle muszę wybić sobie piękną sąsiadkę z głowy. A przecież ile razy widywałem ją na osiedlu czy w sklepie, ogarniało mnie dziwne uczucie. Coś jakby ciepło rozlewało się po moim ciele, jakby nagle świat dookoła jaśniał... Ale nigdy nie miałem śmiałości jej zagadnąć. A teraz jeszcze to! Pech chciał, że musieliśmy się poznać właśnie w takich okolicznościach. Pomyślałem, że straciłem ją na zawsze... I nagle mnie olśniło! Sytuacja była do uratowania! Chwyciłem kurtkę i pobiegłem do klatki schodowej, w której mieszkała dziewczyna. Zadzwoniłem do pierwszego mieszkania na parterze.
– Przepraszam – powiedziałem z uśmiechem do starszej pani. – Szukam pewnej dziewczyny, która tu mieszka. Taka śliczna długowłosa blondynka – wyliczałem.
– A! Małgosia! – pokiwała głową. – A pan to w jakich intencjach? – spytała.
– W dobrych. Najlepszych – zapewniłem.
– Czyli zakochany? – zachichotała. – Piętro wyżej. I powodzenia – dodała.
Faktycznie, było mi potrzebne...

Małgosia posłuchała mojej rady

Kiedy wytłumaczyłem dziewczynie, z czym przyszedłem, bardzo się zdenerwowała.
– Co to w ogóle za wygłupy?! – zapytała.
– To poważna sprawa! W komisie pilnował mnie szef i nie mogłem nic zrobić! Bo przecież by mnie wyrzucił z pracy! A pani nie zasługuje na coś takiego!
– A skąd pan wie, na co zasługuję?
– Ja? No... Ja tak sobie powiedziałem... Nieważne zresztą. Proszę przyjść jutro z jakimś facetem, a on niech zajrzy pod maskę i zrobi awanturę. Tu ma pani listę najgorszych części – wręczyłem jej kartkę papieru. – Jeśli pani kupi ten samochód, będzie pani tego żałować. Do widzenia.
Następnego dnia z niecierpliwością czekałem, co się wydarzy. Małgorzata przyszła zaraz po otwarciu komisu. W towarzystwie jakiegoś dryblasa.
– Chciałbym najpierw rzucić okiem na to auto – powiedział facet i wyszli na plac.
– Cholera! – syknął szef. – O co chodzi?!
– No, chyba babka nie jest taka głupia, jak się nam wydawało... – stwierdziłem.
– Ty nie filozofuj. Leć tam i ich przekonuj! Ale nie zdążyłem wykonać polecenia. Bo dryblas był już z powrotem w biurze. Ale nam nagadał! Wyrecytował z pamięci całą listę wad, które wczoraj zapisałem Małgosi. I zażądał zwrotu zaliczki. A ja odetchnąłem z ulgą.

A potem spotkała mnie niespodzianka

Dwa dni później po pracy spotkała mnie niespodzianka. Małgosia czekała na mnie przed komisem w samochodzie!
– Niech pan wsiada! – zawołała. – Szybko, żeby szef nie widział! A potem wyjaśniła, że auto kupiła w innym komisie. – Chciałabym panu bardzo podziękować – uśmiechnęła się. – Choć nie mam pojęcia, dlaczego pan to dla mnie zrobił.
– Żal mi pani było – skłamałem.
– Aha... – pokiwała głową. – A nie żal panu będzie, jeśli w ramach wdzięczności zaproszę pana na kolację? Dzisiaj?
– Będę... szczęśliwy! – powiedziałem. A powody mojego wcześniejszego zachowania postanowiłem wyjaśnić jej później, gdy się już lepiej poznamy. Może nawet ona sama się domyśli? Że to... z miłości? 

 

 

Czytaj więcej