Małżeństwo było końcem fizycznej miłości
Gdy zostałam wdową, postanowiłam żyć po swojemu
Na początku cieszyłam się wolnością. Nareszcie mogła pójść z koleżankami z pracy na kawę czy do kina. A w pewną wrześniową sobotę dałam się wyciągnąć na pływalnię.
– No co wy, gdzie taka stara baba jak ja będzie paradowała w stroju kąpielowym? – wzbraniałam się.
– Po pierwsze to godzina dla seniorów, więc będą sami młodzi duchem i zaawansowani wiekiem – roześmiała się Danusia. – Poza tym akurat ty nie masz się czego, moja droga, wstydzić! Niejedna młódka chciałaby mieć taką figurę – dodała Krysia.
Ostatecznie poszłam na ten basen. I nie żałowałam. Co prawda pływałam rozpaczliwie, ale dzięki samemu zanurzeniu się w ciepłej, falującej wodzie przypomniałam sobie o tym, że w ogóle mam ciało. I że może ono stać się źródłem przyjemności...
Na basenie przypomniałam sobie, że nadal jestem kobietą
– Nie umie pani pływać? Mogę pomóc – usłyszałam nagle gdzieś z boku.
Nad brzegiem basenu przyklęknął mężczyzna. Tak na oko w moim wieku, choć sylwetkę miał trzydziestolatka.
– Tak? Będzie mnie pan łowił? – zapytałam, nadal rozbawiona żartami koleżanek.
– Łowić? Czemu nie! – uśmiechnął się. – Ale chyba lepiej nauczyć pływać. Moglibyśmy spotkać się tutaj w następną sobotę...
„Co mi szkodzi?”, uznałam.
– No chyba w moim wieku nie muszę się już obawiać, że mnie zbałamuci – tłumaczyłam potem dziewczynom. Bo umówiłam się z Arturem na pierwszą lekcję pływania.
– A jeśli nawet, to tylko pozazdrościć – westchnęła teatralnie Danka i wszystkie ryknęłyśmy śmiechem. Nie powiem, pewnie gdyby był szpetny i odstręczający, nie rwałabym się tak do tej nauki. A tak łączyłam przyjemne z pożytecznym. Przyjemnie było zanurzyć się w wodzie i znowu poczuć, że panuję nad swoim ciałem. A jeszcze przyjemniej – spotkać się z Arturem. Pożytecznie – oczywiście nauczyć się pływać. W podzięce zaprosiłam go na kawę, potem na obiad, a potem...
Zaprosił mnie na kolację ze śniadaniem
– Dałabym – odparłam. – O której?
Dopiero gdy ustaliliśmy szczegóły i wróciłam do domu, wpadłam w panikę.
– Przecież ja jestem stara! I nie robiłam tego od wieków! – zadzwoniłam do Danusi.
– Z seksem jest jak z jazdą na rowerze. Tego się nie zapomina – roześmiała się perliście. – Tylko zrób to na własnych warunkach. Tak, jak zawsze marzyłaś... I pamiętaj, wiek to tylko numerki w peselu. Nadal jesteś kobietą. I to piękną!
Kupiłam sobie piękną bieliznę
– Pani czegoś szuka? – Nagle całkiem bezszelestnie zmaterializowała się obok mnie młoda ekspedientka.
– Tak. Szukam jakiejś seksownej bielizny – odparłam, oglądając bordowy staniczek z przepięknej koronki. Dziewczyna spojrzał na mnie zdumiona.
– Aaaa... To na prezent? – zapytała. Na jej twarzy rysował się ciężki proces myślowy.
– No w sumie na prezent... – uśmiechnęłam się do dziewczyny.
– Dla wnuczki? – podsunęła. – Na wieczór panieński? Chciałabym mieć taką bab...
– Nie, to dla mnie – przerwałam jej. Nie powiem, najpierw zrobiło mi się przykro. I pomyślałam, że chyba jednak jestem starą babą. Nie da się tego ukryć. I może faktycznie nie mam czego szukać w tym sklepie... Ale potem przypomniałam sobie słowa Danki. I wyprostowałam plecy.
– Wybieram się na randkę – rzuciłam. – To może być nawet ROZBIERANA randka... Chyba nie wyobrażasz sobie, dziecko drogie, że z tej okazji kupię barchanowe majty? – roześmiałam się. Dziewczyna spojrzał na mnie niepewnie, a potem... też zaczęła się śmiać.
– Przepraszam, ma pani świętą rację. Zaraz coś znajdziemy... Zaczęła wyciągać różne cuda i pół godziny później wychodziłam ze sklepu z pokaźnym pakunkiem.
– To... powodzenia! – rzuciła z uśmiechem na pożegnanie. Tym razem ja spojrzałam na nią zdziwiona.
– Nie dziękuję... – odparłam.
Najpierw dopadła mnie trema, ale potem było... cudownie!
– Długo jeszcze będziesz się zastanawiać? – roześmiał się Artur. – Jedzenie stygnie... Weszłam. I cóż... Nie pożałowałam. Ponieważ gospodarz okazał się nie tylko dobrym kucharzem, ale jeszcze lepszym kochankiem. Po pierwszym pocałunku zniknęło gdzieś skrępowanie. Nie musieliśmy się spieszyć. Powoli odkrywaliśmy swoje ciała, może i stare, może doświadczone, ale nadal czułe na dotyk i spragnione kontaktu...
– Było cudnie – powiedziałam z zachwytem, kiedy zmęczeni leżeliśmy obok siebie w wielkim łóżku, a moja piękna bielizna zaścielała podłogę sypialni.
– To prawda – odparł Artur.
I w zasadzie nie musieliśmy mówić nic więcej. Oboje wiedzieliśmy, że to dopiero początek naszej przygody.