"Rodzina użalała się nade mną, że jestem sama. Wszyscy zakładali, że będę zachwycona perspektywą związku z każdym mężczyzną, któremu się tylko spodobam! Byli w błędzie..." Emilia, 34 lata
Każde święta, imieniny czy inna okazja do rodzinnego spotkania to był dla mnie stres. Pytania padały różne, ale skóra cierpła przy każdym.
– A ty, Emilko, dlaczego nie przyprowadziłaś chłopaka? Bo chyba masz jakiegoś, co?
– Dalej jesteś sama?
– Dlaczego ty nie myślisz poważnie o życiu?
Wszystkie ciotki, stryjenki i wujenki były przykładnymi paniami domu i matkami dzieciom, a kuzynki z mojego pokolenia zamężne albo przynajmniej zaręczone. No i oczywiście była Adela, moja siostra. Dwa lata młodsza, a już matka dwójki rozkosznych maluchów i żona lekarza. Dlaczego nie mogłam być jak ona? To pytanie zadawały mi nie tylko mama i babcia. Ja sama je sobie ciągle stawiałam.
Raz zwierzyłam się siostrze, że po prostu nie mam gdzie spotkać wolnych, atrakcyjnych mężczyzn. Pracowałam w dziekanacie na uczelni, więc widywałam młodszych o dziesięć, piętnaście lat studentów albo żonatych profesorów. Adela zastanowiła się chwilę, a potem rzuciła:
– Słuchaj, moja koleżanka mówiła, że jej brat szuka osoby towarzyszącej na wesele. Ponoć fajny chłopak. Może bym jej dała kontakt do ciebie i on napisze albo zadzwoni? W pierwszym odruchu chciałam odmówić, ale przecież sama zaczęłam temat... Sławek zadzwonił następnego dnia. Nalegał, żebyśmy się spotkali przed weselem.
– No wiesz, żeby się obwąchać – wyjaśnił. Umówiliśmy się, że przyjedzie po mnie po pracy i pójdziemy na kawę. Kiedy wyszłam z dziekanatu, od razu wiedziałam, że to on. Facet mojego wzrostu, z lekkim zarostem od razu rzucił mi się w ramiona, jakbym była jego dawno niewidzianą dobrą przyjaciółką. Nim zdążyłam się wykręcić, pocałował mnie w policzek.
– No proszę, a już się bałem, że jesteś jakimś pasztetem – zarechotał. – Ale na wesele założysz kieckę, no nie? Czy jesteś jedną z tych lasek, które we wszystkim chcą być jak faceci i muszą nosić spodnie zawsze i wszędzie? Spojrzałam na swoje eleganckie, szare spodnie od kostiumu. Lubiłam taki styl.
– Mam sukienkę – odpowiedziałam. – Ciemnozieloną, gdybyś chciał dopasować krawat czy coś. To mu się spodobało. Od razu mnie objął wpół i zaczął żartować, że skoro tak się dobieramy kolorystycznie, to już prawie jakbyśmy byli oficjalnie parą. Miałam ochotę wyrwać się, ale przecież umówiła nas moja siostra. Głupio by mi było powiedzieć jej, że zniechęciłam do siebie faceta po trzech minutach znajomości. Uśmiechałam się z przymusem, kiedy Sławek żartował, a żartował w kółko i naprawdę wydawało mu się, że jest zabawny. Odpowiadałam grzecznie na pytania i starałam się nie okazywać znudzenia, kiedy opowiadał, co robił z kumplami po pijaku i jak to kręcą go szybkie auta.
– No wiesz, kocham szybkie samochody i piękne kobiety. – Puścił do mnie oko znad cappuccino. – A jak się trafi na odwrót, to też nie narzekam – znowu zarechotał. Po czterdziestu minutach w jego towarzystwie byłam wykończona psychicznie. Kiedy wreszcie się pożegnaliśmy, odetchnęłam z ulgą. Po chwili jednak ponownie sposępniałam, bo musiałam jakoś powiedzieć siostrze, że to nie wypali.
Adela zadzwoniła wieczorem. Nim zdążyłam powiedzieć, że nie pójdę ze Sławkiem na wesele, zarzuciła mnie „cudownymi wieściami”.
– Jest tobą zachwycony! Powiedział Magdzie, że jesteś po prostu idealna i że chyba coś z tego będzie. Podobno super się bawiliście i już ustaliliście, że on kupi krawat pod kolor twojej sukienki. Bosko, naprawdę się cieszę!
Przez moment milczałam, bo po prostu mnie zatkało. Sławek był zadowolony z naszej „randki”?! Tej, na której ledwie ja wytrzymałam trzy kwadranse i miałam ochotę wbić zęby w blat stolika z zażenowania po jego kolejnym dowcipie?! Adela nawijała dalej:
– Mama dzwoniła przed chwilą. Powiedziałam jej, że znalazłam ci chłopaka. Pewnie już pochwaliła się babci i wszystkim ciotkom. Ale co ty tak nic nie mówisz? No? Jaki on jest?
– Eee... jest spoko – wykrztusiłam. – Bardzo... eee... rozmowny. I ma poczucie humoru. Nie dodałam, że dość ciężkie, bo nie chciałam psuć Adeli humoru. Tak się cieszyła, że udało jej się „znaleźć mi chłopaka”. Do wesela był jeszcze miesiąc i Sławek zamierzał spożytkować go na lepsze poznanie się. Kiedy zaproponował kolejne spotkanie, nie umiałam odmówić. Mama już się dopytywała, z kim to ja się umawiam, babcia chciała wiedzieć, „co to za kawaler”. Na kolejną „randkę” wybrałam kino. Sądziłam, że przynajmniej nie będę się nudzić ani wstydzić. Cóż... przeliczyłam się. Sławek rżał jak koń, głośno komentował film, chrupał, mlaskał i naśmiecił dookoła. Ale nie to było najgorsze.
– Co jest? – zdziwił się, kiedy złapał mnie za rękę, a ja wysunęłam ją z jego dłoni.
– Nic – szepnęłam. – Ręce mi się pocą. Nie chciałam tłumaczyć podczas seansu, że nie będę jego dziewczyną! I że ma nie brać mnie za rękę ani nie obejmować. Tyle że... nie wiedziałam, jak mu to powiedzieć. Zdawałam sobie sprawę, że on od razu poskarży się Magdzie, a ona zadzwoni do Adeli.
Kiedy wreszcie skończyłam kinowe męczarnie, uwieńczone zresztą desperackim unikiem przed nachalnym pocałunkiem prosto w usta, wróciłam do domu i zadzwoniłam do siostry. Chciałam jej powiedzieć, że nic nie będzie z tego całego wyjścia na wesele, bo Sławek mnie irytuje i wprawia w zażenowanie. Zamiast Adeli odebrała mama, która akurat pilnowała jej dzieci.
– O, witam, witam! – wykrzyknęła z radością. – Słyszałam, że dzisiaj kolejna randka! To kiedy z ojcem poznamy twojego chłopaka? Miałam ochotę krzyczeć. Dlaczego wszyscy zakładali, że skoro spodobałam się jakiemuś mężczyźnie, to automatycznie będę zachwycona perspektywą związku z nim?! Nikt mnie nie pytał, czy on mi odpowiada, wszyscy za to piali z zachwytu, że WRESZCIE komuś wpadłam w oko.
– Babcia mówi, że na to wesele, na które z nim idziesz, da ci swoją kolię – poinformowała mnie uszczęśliwiona mama. – Liczymy na zdjęcia! Zamknęłam oczy. Nie wiedziałam, co robić. Ostatecznie nie powiedziałam mamie prawdy, a kiedy zadzwonił Sławek, znowu zgodziłam się z nim spotkać. Tym razem jednak chciałam wyznać, że to ostatni raz i nici z wspólnej zabawy na weselu. Nie miałam pojęcia, jak potem wytłumaczę to rodzinie, ale nie mogłam już ciągnąć tych tortur. Czekałam na autobus, kiedy zadzwoniła moja dawna przyjaciółka. Ona na szczęście nie miała pojęcia o całym tym cyrku. Zaczęłam jej więc opowiadać. Podczas rozmowy przyjechał autobus i wsiadłam, wciąż mówiąc. – Jest koszmarny... Taki typ wąsatego, nielubianego wujka, który wali nieśmiesznymi dowcipami i obmacuje wszystkie kuzynki na weselu, rozumiesz? Tyle że on jest młody. Ale po trzech minutach z nim mam ochotę uciekać... Właśnie jadę z nim zerwać.
W końcu dojechałam do przystanku. Rozłączyłam się i wysiadłam. Nim jednak doszłam do bramy parku, w którym się umówiliśmy, ktoś się ze mną zrównał na chodniku.
– O! – zdziwiłam się. – Ty tutaj?
– Taaaa... – Sławek patrzył na mnie z wściekłością. – Jechałem tym samym autobusem co ty. Siedziałem za tobą.
Nagle zrozumiałam, że on słyszał całą moją litanię gorzkich żalów na niego. Otworzyłam usta, żeby przeprosić, ale nie dał mi dojść do słowa.
– Wiesz co? – syknął. – Umawiałem się z tobą z litości, bo ponoć nikogo nie możesz sobie znaleźć. Myślisz, że jesteś taka cudna? Niezły dowcip. Wielki tyłek na krzywych nogach! – parsknął z pogardą.
Ten otwarty atak mnie zaszokował tak, że zastygłam w pół kroku. Nie odezwałam się, kiedy mnie obrażał, ani wtedy gdy splunął mi pod nogi, odwrócił się i poszedł. Władzę w ciele odzyskałam dopiero, kiedy wsiadł do autobusu. Chciałam zadzwonić do Adeli, ale byłam zbyt poruszona tą sytuacją. Poszłam się przejść po parku sama. Siostra zadzwoniła po godzinie.
– Boże, tak mi przykro... – zaczęła. – Słyszałam, że Sławek cię zostawił. Ponoć jednak uznał, że nic z tego nie będzie i nie chciał cię dłużej zwodzić... Kochana, jak się trzymasz?
– Co? – zdołałam tylko zapytać, bo nagle zachciało mi się śmiać. – Sławek powiedział swojej siostrze, że ze mną zerwał? Kiedy Adela z całą powagą przytaknęła, powstrzymałam wybuch śmiechu, bo... uznałam, że to idealne rozwiązanie! Roześmiałam się dopiero, kiedy się rozłączyłam. Trochę mi żal Sławka, że w taki sposób dowiedział się, co naprawdę o nim myślę, ale doszły mnie słuchy, że na weselu pojawił się z dziewczyną, więc chyba szybko doszedł do siebie. A ja? Ciągle jestem singielką, ale jakoś się nie uskarżam. Lepiej być samą niż z kiepskim partnerem! Szkoda, że moim bliskim tak trudno to zrozumieć...