"Tomek pierwszy raz oświadczył mi się jeszcze w przedszkolu..."
Fot. 123 RF

"Tomek pierwszy raz oświadczył mi się jeszcze w przedszkolu..."

– Chodziliśmy razem do przedszkola na Lipowej, pamiętasz? – zapytał mnie przystojny brunet. Przypatrzyłam mu się uważniej.  Nie mogłam się mylić... To był ten sam chłopak, który na ścianie przy wejściu do przedszkola narysował dla mnie ogromne czerwone serce. Pamiętam, że byłam w nim zakochana na zabój i długo przekonywałam moich rodziców, że powinniśmy zamieszkać razem. Na tamto wspomnienie uśmiechnęłam się do siebie. Od tamtej pory minęło ponad dwadzieścia lat! No cóż, podobno przeznaczenie tak długo puka do naszych drzwi, aż mu je otworzymy... Bogumiła, 28 lat

– Busia, Busia, to ty? To naprawdę ty? – usłyszałam za plecami męski głos, który wydawał mi się jakiś kompletnie obcy. Co prawda tak nazywał mnie kiedyś Tomek, moja wielka miłość z przedszkola, ale to było ponad dwadzieścia lat temu, nie spotkałam go od tamtego czasu ani razu...
Obejrzałam się za siebie, ale w tłumie ludzi w galerii handlowej nie dostrzegłam żadnej znajomej twarzy. Już chciałam obrócić się na pięcie, gdy podszedł do mnie jakiś mężczyzna. Całkiem przystojny, nie powiem, nawet bardzo przystojny. Nie rozpoznałam w nim jednak żadnego dawnego znajomego.

A jednak go znałam – to był Tomek!

– Przepraszam, że się ośmielam, ale mam wrażenie, że się znamy – zaczął tamten, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie.
– Jeśli to tani podryw, proszę sobie darować, nie mam czasu na kawę – chciałam spławić intruza, ale ten się nie poddawał.
– Mam na imię Tomek, a ty jesteś Busia, Bogusia, prawda? – Popatrzył mi głęboko w oczy, a ja nagle dostrzegłam w nich błysk, który pamiętałam z jakiejś bardzo odległej przeszłości... – Chodziliśmy razem do przedszkola na Lipowej, pamiętasz?
Przypatrzyłam mu się uważniej. Właściwie w niczym nie przypominał tamtego grubiutkiego chłopca w ciężkich okularach i krótkich spodenkach, ale te czarne, przepastne oczy... Nie mogłam się mylić... To był ten sam chłopak, który na ścianie przy wejściu do przedszkola narysował dla mnie ogromne czerwone serce (za co zresztą potem dostał straszną burę od wychowawczyni) i oświadczył mi się, wkładając na palec obrączkę zrobioną z papierka po jakichś czekoladkach. Pamiętam, że byłam w nim zakochana na zabój i długo przekonywałam moich rodziców, że powinniśmy zamieszkać razem. Planowaliśmy nawet, że do ślubu pojedziemy czerwonym fiatem seicento jego taty... Na tamto wspomnienie uśmiechnęłam się do siebie.

Poszliśmy do cukierni powspominać

– Przepraszam, w pierwszej chwili cię nie poznałam... Muszę przyznać, że trochę... zmężniałeś... Nie nosisz już okularów... I zapewne nie hodujesz już dżdżownic w pudełku po klockach.
Tomek uśmiechnął się szeroko. Muszę przyznać, że uśmiech miał cudowny...
– Widzę, że jednak sporo pamiętasz z tamtych czasów... Faktycznie, okularów nie noszę od dawna, bo mam soczewki kontaktowe, zmężniałem, bo uprawiam siatkówkę i udaje mi się trzymać formę, a co do dżdżownic... Cóż, moje umiłowanie do nich pozostało, jestem nauczycielem biologii. Tak właściwie to mieszkam teraz na Śląsku, ale przyjechałem tu na ślub mojego brata. No i spotkałem ciebie. Nieoczekiwany zbieg okoliczności, prawda? – Uśmiechnął się. – Ale ja bardzo chciałbym wiedzieć, co u ciebie... Mam nadzieję, że opowiesz mi to w cukierni, która jest tu obok. – Popatrzył na mnie z nadzieją w oczach. – I nie przyjmuję odmowy.
Spojrzałam na zegarek. Właściwie miałam jeszcze godzinę do spotkania z koleżanką, z którą umówiłam się na zakupy...
– No dobrze, skoro spotkaliśmy się po latach, a ja przez przypadek mam dla ciebie czas... – zgodziłam się.
Kiedy usiedliśmy przy kawie i serniku, opowiedziałam mu w skrócie, co działo się u mnie przez ostatnie dwadzieścia lat.
– Cóż, skończyłam szkołę, pracuję jako przedszkolanka, chociaż własnych dzieci nie mam – przyznałam. – Wieczorami robię na drutach...
– Twój mąż ma pewnie setki pięknych swetrów w szafie – przerwał mi.
– Nie mam męża... Tak jakoś wyszło – zaczerwieniłam się.
Jeszcze za wcześnie było na zwierzenia. Nie mogłam mu powiedzieć, że facet, z którym byłam przez pięć lat, nagle wyjechał za granicę do pracy, po czym słuch po nim zaginął. Do tej pory leczyłam swoje złamane serce...
Tomek nagle posmutniał.
– Wiesz, ja też jestem sam. Ale to długa historia... Opowiem ci następnym razem, kiedy się spotkamy... Bo się spotkamy, prawda? – Popatrzył na mnie wyczekująco.
– Sama nie wiem, Tomek... Czy to ma w ogóle jakiś sens? – zapytałam.
– O nie, teraz nie możesz mi odmówić. – Złożył ręce jak do modlitwy. – Poza tym, kiedyś mi obiecałaś, że wyjdziesz za mnie za mąż, pamiętasz? Musisz dotrzymać słowa... – Pogroził mi palcem.
– Ej, no przestań, to było dawno i nieprawda – uśmiechnęłam się. – Byliśmy tylko dziećmi, głupiutkimi dziećmi...
– Skoro tak, to dlaczego ja wciąż, przez te długie dwadzieścia lat myślę o tamtej słodkiej dziewczynie z warkoczami, która dzieliła się ze mną swoim obiadem i wiązała mi sznurówki w butach, bo sam tego nie potrafiłem? – wyszeptał. – Busia, jeśli istnieje przeznaczenie, myślę, że właśnie znowu puka do naszych drzwi...
– Wiesz, ja też często o tobie myślałam – przyznałam mu się. – I wciąż pamiętam, jak mi się podobały twoje obite kolana. Ale przecież nie można całe życie żyć wspomnieniami... Zresztą, teraz jesteśmy już całkiem innymi ludźmi...
– Ale może damy sobie szansę na to, żeby poznać się od nowa?
Wciąż patrzył na mnie wyczekująco, a ja poczułam, że nie ma sensu się dłużej opierać.
– To kiedy się spotykamy? – zapytałam.

Nigdy nie można drwić z pierwszej miłości

Od tamtego dnia minął rok. Okazało się, że nasza dziecięca miłość przerodziła się w prawdziwe, dojrzałe uczucie. Zaczęliśmy się spotykać, potem Tomek przeprowadził się do naszego rodzinnego miasta. Kiedy mi się oświadczał, wyciągnął z kieszeni pierścionek zrobiony ze sreberka po czekoladkach. Co prawda potem wymienił go na małe cudo z brylantem, ale ja i tak zachowałam go jako najcenniejszą pamiątkę. Do ślubu jechaliśmy czerwonym fiatem seicento (do tej pory mąż nie przyznał mi się, gdzie go wynalazł). Kiedy ktoś pyta mnie, jak się poznaliśmy, opowiadam mu naszą przedszkolną historię.
– Nigdy nie można drwić z pierwszej miłości. – Kiwa głową moja mama.
– A ja całe życie byłem pewien, że kiedyś znowu spotkam tą słodką dziewczynkę z blond warkoczykami...

 

Czytaj więcej