"To, co zobaczyłam, było straszne... Robert siedział przy stole, a Piotr masował mu ramiona. Nagle pochylił się i... pocałował mojego męża. Zdębiałam. W jednej chwili zrozumiałam wszystko." Mariola, 23 lata
Byliśmy bardzo młodzi, kiedy się poznaliśmy. Robert to moja pierwsza, prawdziwa miłość. Kochałam go i myślałam, że on czuje do mnie to samo, bo po pół roku znajomości poprosił mnie o rękę. A ja, oczywiście, od razu przyjęłam jego oświadczyny.
– Masz szczęście! – zazdrościły mi koleżanki.
– Udało ci się złapać takiego męża...
– A jaki on przystojny! – dodawały. – Jak z reklamy...
Ja także wierzyłam, że los się do mnie uśmiechnął.
– Wygląda na porządnego faceta – powiedział tato, kiedy przedstawiłam mu Roberta. Określając mojego narzeczonego jako „porządnego faceta”, ojciec miał z pewnością na myśli pracę Roberta. Mój przyszły mąż miał bowiem niewielki warsztat samochodowy i powodziło mu się całkiem nieźle. Był, co prawda, trochę nieśmiały i niezdecydowany, ale jego wrażliwość i delikatność rekompensowały mi to. Do tego wyróżniał się wśród moich znajomych tym, że dbał o wygląd i... nie próbował zaciągnąć mnie do łóżka po kilku randkach.
– Nie mamy się co spieszyć – powtarzał. – Zaczekamy z tym do ślubu – odpowiadał, kiedy pytałam go o to, czy jestem według niego pociągającą kobietą. Wydawał mi się ideałem. Wówczas jeszcze nie podejrzewałam, że mój ukochany jest inny...
Ślub był cudowny. Gdy Robert włożył mi na palec obrączkę, poczułam się wyjątkowo. Następnego dnia po weselu rozdzwoniły się telefony.
– I jak tam, młoda mężatko, szczęśliwa? Żyjesz jeszcze po nocy poślubnej? – pytała moja przyjaciółka, Dorota. Zbyłam te słowa żartem, ale tak naprawdę nie miałam się z czego śmiać, bo nocy poślubnej... nie było. Robert wymówił się zmęczeniem i... zasnął. Tak długo czekałam na tę chwilę, a teraz spotkał mnie zawód.
Kiedy w końcu doszło między nami do zbliżenia, nie kryłam rozczarowana. Nie czułam niczego niesamowitego. W naszym przypadku było to takie beznamiętne. Bez żadnych uniesień...
„Może to trema paraliżuje Roberta?”, myślałam. Miałam nadzieję, że wkrótce coś się zmieni. Ale czas mijał, a nasze pożycie nie stawało się wcale lepsze. Bałam się spytać ukochanego, o co chodzi. Gubiłam się w domysłach, dlaczego nie reaguje na moje pieszczoty. „A może to moja wina?”, zadręczałam się.
Zależało mi na tym, abyśmy byli szczęśliwi.
– Nie gniewaj się, kochanie, ale jestem dzisiaj strasznie zmęczony – mówił zwykle, odwracając się do ściany. Niestety, tę wymówkę słyszałam coraz częściej.
– Dłużej tak nie wytrzymam – zaczęłam któregoś wieczora. – Jestem młodą, atrakcyjną kobietą, a ty nie chcesz mnie nawet dotknąć. Czy ja w ogóle jestem dla ciebie pociągająca? – zapytałam z wyrzutem.
– Przepraszam cię. Wszystko przez tę pracę. Wkrótce się to zmieni, obiecuję. Postanowiłem zatrudnić pomocnika – próbował mnie udobruchać.
Niedługo potem Robert przedstawił mi nowego pracownika.
– Dzień dobry, mam ma imię Piotr – uśmiechnął się i wyciągnął dłoń na przywitanie. Współpracownik Roberta dopiero co skończył technikum samochodowe, ale, jak zapewniał mąż, był bardzo zdolny. Miałam nadzieję, że dzięki jego pomocy Robert będzie miał więcej czasu dla mnie. Ale stało się zupełnie odwrotnie.
Mój ukochany ożywił się i wstawał w doskonałym humorze, ale coraz rzadziej bywał w domu. Całe dnie spędzał w warsztacie.
– Piotr naprawdę ma talent – opowiadał pewnego dnia przy kolacji. – Z takim współpracownikiem szybko uda mi się rozkręcić interes. Już teraz przychodzi do nas coraz więcej klientów – cieszył się, unikając moich badawczych spojrzeń. Oczywiście ja także byłam z tego powodu zadowolona.
Niepokoiło mnie jedynie to, że Robert coraz bardziej oddalał się ode mnie. Często chodził zamyślony i jakby nieobecny duchem. Tymczasem Piotr stał się stałym bywalcem w naszym domu. Często zostawał u nas do późna i jadał z nami kolacje. Obaj z Robertem byli niemal nierozłączni. Razem ćwiczyli na siłowni i oglądali telewizję. Ale ja niczego jeszcze nie podejrzewałam. Gdyby ktoś zapytał mnie wtedy, czy nie domyślam się czegoś, to wyśmiałabym go, bo... zaszłam w ciążę. Ta wiadomość zaskoczyła nas oboje.
Miałam nadzieję, że dziecko scementuje nasz związek. Niestety, wkrótce przekonałam się, jak strasznie się myliłam. Dla Roberta narodziny córeczki stały się okazją do tego, abyśmy sypiali osobno.
– Nie mogę spać w jednym pokoju z małą. Jej płacz budzi mnie w nocy i potem w ciągu dnia jestem nieprzytomny – tłumaczył przejęty. Nie podobało mi się to, ale nie chciałam się z nim kłócić, tym bardziej że zapewniał mnie o swojej miłości i gdy tylko miał czas, chętnie pomagał przy dziecku. Szkoda tylko, że tego czasu miał tak niewiele!
– Zrozum – wyjaśniał. – Interes się właśnie rozkręca...
Starałam się być wyrozumiała i cierpliwa, ale niedługo...
Nigdy nie zapomnę tamtego letniego gorącego popołudnia. Nasza córka spała cicho w łóżeczku, a ja przygotowywałam obiad w kuchni. Kiedy wszystko było już gotowe, postanowiłam zawołać męża na posiłek. Wyszłam z domu i wolno udałam się w stronę warsztatu. Na podjeździe stał jakiś stary polonez, ale ani Roberta, ani Piotra przy nim nie było. „Pewnie są w środku”, pomyślałam i zajrzałam do wnętrza garażu przerobionego na warsztat samochodowy. To, co zobaczyłam, było straszne... Robert siedział przy stole, a Piotr masował mu ramiona. Nagle pochylił się i... pocałował mojego męża. Zdębiałam. „Czy to możliwe, żeby oni...”, myślałam przerażona. Wtedy Robert odwrócił się i czule uśmiechnął się do swojego pomocnika. W jednej chwili zrozumiałam wszystko. „O Boże, Robert jest... gejem”, przeleciało mi przez głowę. Poczułam się poniżona i skrzywdzona. „A to drań! Oszukiwał mnie od samego początku”. Nie panowałam nad wzburzeniem i złością.
Zdecydowanym krokiem weszłam do garażu.
– Widzę, że rzeczywiście jesteście przepracowani! – krzyknęłam zdenerwowana. Obaj panowie obejrzeli się natychmiast zdezorientowani.
– O rany! – przeraził się Piotr.
– Wyjaśnię ci to – próbował mnie udobruchać Robert.
– Co tu wyjaśniać? – wołałam. – Wszystko jest przecież jasne... Zdradzasz mnie! I to z kim! – spojrzałam lekceważąco w stronę pomocnika męża.
– Nie rób scen! – prosił Robert.
Piotr stał bezradnie i w milczeniu przyglądał się tej kłótni.
– Chodźmy do domu! – rzucił mój mąż i mocno złapał mnie za łokieć. Gwałtownie wyszarpnęłam się z jego uścisku.
– Dlaczego? W przeciwieństwie do ciebie nie mam nic do ukrycia – mówiłam wzburzona.
– Jestem ci winny wyjaśnienia – powiedział drżąc. – Ale chcę to zrobić na osobności – pociągnął mnie w stronę wyjścia.
– Nieźle się obaj bawiliście moim kosztem, co?! – krzyknęłam jeszcze do Piotra.
On spuścił tylko głowę, a my wyszliśmy z warsztatu. Z trudem powstrzymywałam łzy.
– Dlaczego, dlaczego to zrobiłeś? – pytałam w domu z wyrzutem w głosie. – Czy ja ci już nie wystarczam? – ciągnęłam.
– Tu nie chodzi o ciebie – zaczął spokojnie. – Tylko o mnie... Zawiesił na chwilę głos.
– Jak mogłeś mnie tak oszukać? – nie przestawałam szlochać. – Nie chciałem cię skrzywdzić. Byłaś pierwszą dziewczyną, którą pokochałem. Myślałem, że będziemy razem szczęśliwi. Długo nie wiedziałem, dlaczego nie cieszy mnie młoda, piękna żona... – ciągnął. – Ale kiedy poznałem Piotra, zrozumiałem... – przerwał. – Kocham go i kocham ciebie, chociaż są to dwa różne uczucia... – dodał.
– I myślisz, że zgodzę się na taki układ?! – wołałam.
– Nie śmiałbym cię nawet o to prosić. Wybacz... – mówił. Popatrzyłam na niego przez łzy. W sumie, czy był temu winny?
– Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu, kiedy zrozumiałeś... – przerwałam, bo nadal nie potrafiłam pogodzić się z tym, że mój mąż jest homoseksualistą.
– Bałem się – przyznał szczerze. – To przecież dla ciebie szok – tłumaczył spokojnie.
– Zgadza się – odrzekłam.
W tej chwili Beatka obudziła się i zaczęła płakać. Poszłam do jej pokoju, a Robert za mną.
– Kocham was, ale jeśli chcesz, możemy się rozwieść... z mojej winy, oczywiście – zapewnił.
– A nasza córka? – zapytałam.
– Beatce niczego nie zabraknie – ciągnął przybity. – Możesz być tego pewna... – patrzył na nas smutnymi oczami.
– Muszę to wszystko przemyśleć – odrzekłam przez łzy. Ale nad czym miałam myśleć? Sytuacja była przecież jasna. Mój mąż mnie zdradził, a ja nie zamierzałam udawać, że nic się stało. Musiałam spojrzeć prawdzie w oczy... Postanowiliśmy się rozejść. Robert wyprowadził się do Piotra. Zostawił mi dom i, tak jak obiecał, niczego mi nie brakowało. Regularnie płacił alimenty i odwiedzał córeczkę. Rok później spotkałam Marka. Na początku byłam ostrożna, lecz z czasem zaufałam mu. Wierzę, że z nim uda mi się zacząć życie od nowa.