Moje potajemne spotkania z Michałem odbywały się dość często, każda okazja była dobra, by wykraść się z domu i rzucić w namiętny świat zdrady. Był doskonałym kochankiem, ale i ciekawym facetem. Lubiłam z nim rozmawiać, spędzać czas, droczyć się i śmiać... W pewnym momencie poczułam, że się w nim zakochuję. I może nawet byłam zakochana, ale... Stało się coś, czego nie wyobrażałam sobie w najgorszych koszmarach. Emilia, 36 lat
To był jeden z tych zimnych, jesiennych poranków. A ja wracałam upojona miłością. Czułam jeszcze na sobie zapach Michała. Miałam wrażenie, że jego usta pozostawiły na moim ciele widoczne znaki... znaki zdrady!
Miałam męża, Leszka, ale... Sama nie wiem, dlaczego za niego wyszłam. A może wiem. Miałam wtedy dwadzieścia osiem lat. Wszystkie moje koleżanki już dawno powychodziły za mąż, miały dzieci, a Leszek tak za mną chodził, tak prosił. Najgorsze było to, że wszystko w nim było takie właściwe. Był przystojny, wykształcony, z dobrej rodziny. Obsypywał mnie prezentami, zabierał na zagraniczne wycieczki. Wiedziałam, że o mnie zadba. Nie pomyliłam się. Dobry był z niego człowiek.
Szłam do ołtarza, patrzyłam na Leszka i czułam takie dziwne coś. Boże, ja go po prostu nie kochałam miłością szaleńczą, taką, która uskrzydla. Nie byłam pewna, czy zrobiłabym dla niego wszystko, jak dla kogoś, z kim chce się spędzić życie.
Gdy się kochaliśmy, robiłam to tylko po to, by zajść w ciążę, niestety, nie udawało nam się. To jeszcze bardziej mnie frustrowało. Marzyłam o ślicznej, małej istotce, która wypełni moje serce miłością.
Czas mijał. Pewnego dnia do biura, w którym pracowałam, zadzwonił przedstawiciel handlowy.
– Dzień dobry! Mówi Michał... – podał nazwisko i nazwę firmy. – Mam do zaoferowania... – mówił.
Wysłuchałam go, a potem poprosiłam, by przesłał ofertę na mejla.
– Dobrze, nie ma sprawy. Mógłbym też zajrzeć do siedziby państwa firmy i pokazać nasze urządzenia.
Zgodziłam się, nawet zaproponowałam, by pojawił się w piątek w południe. Pan Michał ucieszył się i zapewnił, że przyjedzie.
Do piątku zdążyłam już zapomnieć o jego wizycie, więc kiedy zapukał do pokoju, który dzieliłam z dwoma koleżankami, nieco się zdziwiłam.
– Dzień dobry, ja do pani Emilii – rzucił. – Byliśmy umówieni na spotkanie.
– Ach tak, już pamiętam. Proszę, zapraszam. Zobaczę, czy sala konferencyjna jest wolna – powiedziałam, bo chciałam uniknąć ciekawskiego wzroku Izy i Ewki, które interesanta po prostu pożerały wzrokiem.
Był, można rzec, mężczyzną idealnym... Wysoki brunet, pięknie zbudowany, o kwadratowej szczęce pokrytej dwudniowym zarostem i pięknych, błękitnych oczach. Głos radiowy i ten zapach wody kolońskiej...
Po chwili znaleźliśmy się w przeszklonym pokoju. Pan Michał zaprezentował sprzęt, zostawił katalogi, cenniki i wizytówkę. Gdy mówił, spoglądał mi w oczy. Był taki profesjonalny i miły. Nieźle czarował. Urodzony sprzedawca.
Gdy się żegnaliśmy, rzucił:
– Może miałaby pani ochotę pójść na kawę?
„Oj, bardzo”, przeszło mi przez myśl, ale odparłam:
– Dziękuję, mam mnóstwo pracy.
Powinnam jeszcze dodać: „I męża”.
Potem odprowadziłam go do recepcji. Wszedł do windy, gdy zamykały się za nim drzwi, rzuciłam jeszcze okiem, patrzył na mnie tak... Jak mężczyzna patrzy na kobietę, gdy chce ją zdobyć.
Wróciłam do pokoju w wyśmienitym humorze.
– Emilia, mów, co to za przystojniak i dlaczego zabrałaś go do salki. Jak mogłaś być tak samolubna! – śmiała się Ewa.
– Oj, piękny, naprawdę – dodała Iza. – Szkoda, że mam męża...
– Właśnie, właśnie, dziewczyny, ja też mam męża – odparłam. – Wiecie, ma całkiem dobry jakościowo sprzęt i ceny – dodałam.
W następnym tygodniu Michał zadzwonił zapytać, czy nasza firma chce złożyć zamówienie. Obiecałam, że przedstawię jego ofertę zarządowi. A że akurat firma planowała zakupić kilka nowych sprzętów, jego oferta została wzięta pod uwagę. Czas pokazał, że była najlepsza, więc zrobiliśmy wspólny biznes. W czasie dogadywania warunków umowy Michał dzwonił do mnie kilkukrotnie. Ucinaliśmy sobie miłe pogawędki. Lubiłam go.
Jakiś czas później wybrałam się z koleżankami na imprezę do centrum. Nasi mężowie w tym samym czasie udali się na spływ kajakowy.
Miałyśmy zamiar trochę zaszaleć. Przynajmniej tak mi się wydawało. Poszłyśmy do jednego z najmodniejszych klubów, wypiłyśmy po kilka drinków. Chciałam potańczyć, kiedy towarzystwo zaczęło się sypać. Wszystkie dziewczyny miały zapewnioną opiekę nad dziećmi, ale do pewnego czasu. Aśka i Kamila jeszcze czekały na przyjazd taksówki, kiedy do naszego stolika podszedł Michał.
– Cześć! – rzucił. – Mogę się przysiąść?
– Proszę...
Moje kumpelki obrzuciły go spojrzeniem, do którego widocznie był przyzwyczajony, bo patrzył tylko na mnie.
– Jak się bawisz?
– Zaraz wychodzę.
– Wyglądasz na niewytańczoną. – Uśmiechnął się szeroko. – Czego się napijesz? Nie przyjmuję odmowy – dodał szybko. – Chcę ci podziękować.
– Ale nie masz za co.
– Mam. To co, Cosmopolitan? – zgadywał.
– Może być – uległam.
Gdy poszedł do baru, dziewczyny aż zapiszczały mi do ucha.
– Ciacho! Jak my cię tu zostawimy samą? Masz być grzeczna!
– No pewnie, że będę. Wypiję drinka i też się zmywam.
Dziewczyny wyszły, Michał postawił na stoliku napoje, potem wziął mnie za rękę i rzucił:
– Wiem, że lubisz tańczyć...
Miał rację.
To była szalona, letnia noc. Bawiłam się doskonale. Tańczyłam, flirtowałam i miałam ochotę na więcej.
Koło czwartej wyszliśmy z klubu, a potem ruszyliśmy piechotą do domu. Szliśmy bulwarem przy rzece, patrzyliśmy, jak niebo różowieje od wschodzącego słońca. Tam, nad rzeką, Michał pocałował mnie pierwszy raz. Matko, jak on całował! Miałam wrażenie, że właśnie na takiego faceta czekałam całe życie.
Wylądowaliśmy w jego mieszkaniu, rozbierając się pospiesznie od progu. Oboje dostaliśmy to, czego pragnęliśmy. Było wspaniale.
Wracając do domu, myślałam o Leszku. Przez krótką chwilę stwierdziłam, że robię coś okropnego, ale potem Michał napisał mi SMS-a: „Już za tobą tęsknię, Kocico”, a przez moje ciało przeszły dreszcze. Pragnęłam zobaczyć go już, natychmiast. Wróciłam jednak do domu, wzięłam prysznic i poszłam spać. Leszek wrócił o czternastej, obudził mnie całusem.
– Cześć, kochanie! Jak się bawiłaś?
– A, tak sobie – kłamałam w żywe oczy. – Dziewczyny o północy się zmyły, dopiłam drinka, pogadałam ze znajomym z pracy, bo akurat się napatoczył, i o pierwszej byłam w domu. A jak tam na spływie?
– Ekstra. Fajna przygoda, szkoda, że cię nie było – dodał i pogłaskał mnie po ramieniu, ale ja otuliłam się prześcieradłem, nie chciałam, by więcej mnie dotykał.
Michał nie pisał, nie dzwonił. Za to w poniedziałek przyjechał pod siedzibę firmy. Napisałam Leszkowi, że muszę zostać dłużej w pracy i pojechałam do Michała. Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi mieszkania, Michał oparł mnie o nie i... zapomniałam o całym świecie.
Nasze potajemne spotkania odbywały się dość często, każda okazja była dobra, by wykraść się z domu i rzucić w namiętny świat zdrady. Michał był doskonałym kochankiem, ale i ciekawym facetem. Lubiłam z nim rozmawiać, spędzać czas, droczyć się i śmiać...
W pewnym momencie poczułam, że się w nim zakochuję. I może nawet byłam zakochana, ale... Stało się coś, czego nie wyobrażałam sobie w najgorszych koszmarach.
Pamiętam, że stałam pod prysznicem, zmywając z siebie cudowny zapach kochanka, kiedy wyczułam zgrubienie na lewej piersi. Kolana się pode mną ugięły.
Wkrótce poszłam do lekarza, zrobiono mi badania. Miałam raka piersi. Pamiętam, że zamknęłam się w sypialni i płakałam pół dnia, miałam ochotę zdemolować pokój, krzyczeć z żalu i lęku.
Leszek próbował mnie uspokoić, od razu uruchomił wszystkie znajomości, byle mi pomóc. A ja napisałam do Michała: „Kochanie, jestem chora, mam raka”.
Michał odpisał, owszem, zapewniał o swoim wsparciu, o tym, że jest ze mną, ale... Ale czułam, że właśnie wymazuje mnie ze swojego życia. Dopóki byłam gorącą mężatką, zadbaną, bezproblemową, napaloną, byłam fajna. Wszelkie odstępstwa sprawiały, że trzeba było o mnie zapomnieć. Najpierw do niego dzwoniłam, nie odbierał, potem zadzwonił do mnie raz:
– Emi – rzucił, jak podczas naszych szalonych spotkań. – Zajmij się teraz sobą, swoim zdrowiem. O mnie nie myśl.
– Michał, potrzebuję cię... – łkałam.
– Myślę o tobie. Mam nadzieję, że nasze kontakty biznesowe nie ulegną zmianie.
Nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Jego słowa... To był kubeł zimnej wody.
Chciałam umrzeć. Do pokoju wszedł Leszek.
– Co się stało? – zapytał, widząc mnie zalaną łzami.
– Nic! – wrzasnęłam. – Nic nie rozumiesz! Daj mi spokój, nie widzisz, że jestem zła, że jestem złym człowiekiem, że cię nie kocham, że oszukuję?! – wylało się ze mnie.
Leszek patrzył na mnie zaskoczony.
– O czym ty mówisz?
– O tym, że cię zdradzałam, i nigdy nie kochałam! – powiedziałam, płacząc.
Leszek wyszedł z pokoju. Potem usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
Mąż wrócił do domu późną nocą. Leżałam w ubraniu w łóżku, niby spałam, ale wciąż śniły mi się koszmary, targały mną wyrzuty sumienia, złość na własną głupotę, na Michała. A Leszek po prostu okrył mnie kocem.
– Nie zostawię cię w najgorszym momencie – szepnął mi. – Odejdę, gdy będziesz w stanie sama o siebie zadbać – dodał.
Spojrzałam na niego niczym zbity pies. Położyłam głowę na jego ramieniu, ale odsunął ją.
– Przyniosę ci coś do picia – powiedział i po chwili wrócił ze szklanką wody.
Kolejne dni, tygodnie to był ciągły pobyt w szpitalu. Wycięto mi guz, czekała mnie chemioterapia. Leszek cały czas był przy mnie, nie odstępował na krok. Nie było w nim jednak dawnej czułości. Nie dziwiło mnie to, zawiodłam go, oszukałam.
Chemię znosiłam bardzo źle, potem nastąpiło pogorszenie. Trafiłam do szpitala. Pewnego wieczoru obudziłam się, Leszek siedział przy moim łóżku, trzymał mnie za rękę. Zobaczyłam, że płacze. Wezbrała we mnie fala czułości.
– Leszek – wyszeptałam.
– Tak, kochanie – powiedział nieco skrępowany, ocierając policzki.
– Dziękuję ci... Dziękuję, że jesteś, dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, nie zasługuję na ciebie. Nie wiem, dlaczego wciąż przy mnie trwasz...
– To proste. Ja zawsze będę cię kochał.
– Jesteś najlepszym człowiekiem, jakiego znam – powiedziałam.
– Czasem to nie wystarczy. Potrzeba czegoś jeszcze – dodał enigmatycznie.
Z biegiem czasu mój stan zaczął się polepszać. Któregoś dnia, tuż przed rocznicą naszego ślubu, Leszek powiedział:
– To już czas.
Wiedziałam, o czym mówi. Planował odejść. Słyszałam, jak pakuje swoje rzeczy, potem wszedł do kuchni i dotknął mojego ramienia.
– Do widzenia, Emilio...Podniosłam na niego wzrok i pierwszy raz zobaczyłam w nim jakby innego człowieka. Takiego, którego można było prawdziwie kochać. Tak bardzo chciałam, żeby został, ale bałam się go o to prosić. Milczałam.
Wyszedł, zamknął za sobą drzwi.
Mijały dni, tygodnie... Nadeszło lato, a z nim ciepłe wieczory. Powoli dochodziłam do siebie. Dużo spacerowałam, pragnęłam kontaktu z naturą, wyciszenia.
Tego dnia wybrałam się na starą marinę, nie wiem, dlaczego nogi same mnie tam poniosły. Leszek często mnie tam zabierał, gdy byliśmy narzeczeństwem. Zobaczyłam go, stał i patrzył w dal, jakby na drugi brzeg. Promienie zachodzącego słońca pięknie oświetlały jego sylwetkę. Był taki zgrabny, dostojny... Że też nigdy tego nie zauważałam.
Szłam powoli, zaskrzypiała deska na pomoście. Leszek odwrócił się i rzucił:
– Jesteś...
Podeszłam do niego. Bałam się, tak bardzo się bałam, że mnie odepchnie, ale on rozłożył ramiona i przytulił mnie.
– Tak długo na ciebie czekałem!
Po policzkach pociekły mi łzy. Zrozumiałam, że to ten mężczyzna. Mężczyzna mojego życia.
– Kocham cię... – wyszeptałam.
– Ja ciebie od zawsze, od pierwszego spojrzenia – powiedział i pocałował mnie.
Pierwszy raz odwzajemniałam jego pocałunek tak, jak robi to zakochana kobieta. Myślę, że poczuł różnicę.
To, co się stało, było cudem. Leszek wrócił do domu, a nasze małżeństwo odżyło. Mam wrażenie, że poznajemy się na nowo.
Każdego dnia dziękuję Bogu, że odnalazłam miłość, którą cały czas miałam na wyciągnięcie ręki.