"Miałem w życiu wiele kobiet, ale kochałem tylko jedną. Tę, która ode mnie odeszła..."
Fot. 123RF

"Miałem w życiu wiele kobiet, ale kochałem tylko jedną. Tę, która ode mnie odeszła..."

"Zbliżała się północ. Na przystanku nie było żywego ducha. Postanowiłem zaczekać na nocy autobus. Usiadłem i znowu zacząłem rozmyślać o Ewie. Wtedy zauważyłem zbliżający się cień. Ktoś szedł w moim kierunku. Podniosłem głowę. To była ona!..." Łukasz, 28 lat

Właśnie rozstałem się z kolejną dziewczyną. Nie miałem siły tkwić w związku, który był tylko namiastką tego, co łączyło mnie kiedyś z Ewą. Gdy wyszedłem na zewnątrz, lodowaty wiatr smagnął mnie w twarz. „Dobrze, przynajmniej ochłonę”, pomyślałem i zacząłem iść w kierunku przystanku.

Cały czas tęskniłem za Ewą

Ewa... Od czasu, kiedy mnie zostawiła, widziałem ją tylko raz i to zupełnym przypadkiem. Przyjechała z Warszawy do rodziców na święta. Szła ulicą, z jakimś facetem. Potem dowiedziałem się od znajomej, że to jej nowy narzeczony i że Ewce świetnie wiedzie się w stolicy... Czułem, że tak będzie, gdy tylko powiedziała mi, że dostała się na studia i chce wyjechać... Powinienem był wtedy ruszyć za nią. Ale ja wolałem pić piwo z kumplami i balować w klubach. Głupi byłem, młody... Szkoda, bo kochałem ją jak żadną inną. Zerknąłem na zegarek.

Zacząłem wspominać dawne czasy, z nią... 

Było przed północą. „Cholera, ostatnia siódemka już odjechała”, zakląłem w myślach i wyjąłem papierosa. – Ewka nie lubiła, gdy paliłem – szepnąłem do siebie, bo nie mogłem przestać o niej myśleć. Zaciągnąłem się mocno, jakby na złość wspomnieniu, ale po chwili rzuciłem roziskrzony niedopałek na ziemię. Usiadłem pod wiatą, postanowiłem poczekać na nocny autobus. „Szkoda kasy na taksówkę, lepiej wydać ją w barze”, pomyślałem, wyjmując komórkę i słuchawki. Włączyłem muzykę, oparłem głowę o ścianę przystanku i spoglądałem w zimowe niebo. Księżyc świecił jasno, zacząłem wspominać dawne czasy... A dokładnie, chwile spędzone z Ewą.

Nagle zobaczyłem dziewczynę podobną do niej

Nagle po drugiej stronie ulicy stanął ostatni autobus jadący do zajezdni. Wysiadło kilka osób, głównie młodzież wracająca z nieudanych imprez. Jedna z nich zatrzymała się na chwilę przy barierce. „Zupełnie jak Ewa”, pomyślałem, śmiejąc się z siebie. „Oj, sentymentalny się robisz, człowieku.” Podgłośniłem muzykę w słuchawkach i zacząłem przeglądać listę z utworami. Chodziła mi po głowie pewna piosenka, wiedziałem, że powinienem ją mieć. Wtedy zauważyłem zbliżający się cień. Ktoś szedł w moim kierunku. Podniosłem głowę. Stała przede mną!
– Cześć, Łukasz – rzuciła słodko i poprawiła spadającą jej na oczy grzywkę. Pamiętałem ten gest doskonale. – Nic nie mówisz? Nie poznajesz mnie? – zapytała. A ja milczałem, zatkało mnie. Przecież jeszcze kilka sekund wcześniej o niej myślałem.
– Ewa... – Przyszłam cię uratować... – szepnęła, zbliżając usta do mojego ucha. Poczułem jej zapach. Zamknąłem oczy, wróciły wspomnienia. Przez sekundę chciałem jej nawet wyznać, jak bardzo za nią tęsknię, ale szybko zebrałem się w sobie.

Nie rozmawialiśmy ze sobą od ośmiu lat

– Skąd się tu wzięłaś? – rzuciłem.
– Można powiedzieć, że jechałam tym autobusem... Zobaczyłam cię siedzącego na przystanku i... To było silniejsze ode mnie. Musiałam wysiąść – powiedziała i podeszła do tablicy z rozkładem jazdy. – Nocny masz za dwadzieścia minut... W piętnaście będziemy pod moim domem, tam też jest przystanek...
– Chcesz, żebym cię odprowadził?
– Właśnie miałam to zaproponować – uśmiechnęła się.
– A gdzie twój narzeczony?
– Został w Warszawie... Przyjechałam na weekend do rodziców... I wiesz, nawet odważyłam się spotkać z Martą. Wspominałyśmy dawne czasy. Ewa powiedziała to tak, że od razu zrobiło mi się głupio.
– Marta... Tak, czasem ją widuję – powiedziałem i spuściłem głowę.
Po tym, jak Ewa wyjechała, chciałem zrobić jej na złość i zacząłem umawiać się z jej najlepszą przyjaciółką. Podobno Ewa, gdy się o tym dowiedziała, zerwała z nią kontakt.
– Nadal się przyjaźnicie?
– To nasze pierwsze spotkanie od ośmiu lat... – odparła wymijająco.– Uwierzysz, że minęło już tyle czasu od mojego wyjazdu? – zapytała nagle.

Kochała mnie, a ja wybrałem, jak wybrałem...

– I jak ci się wiedzie w tej Warszawie? – spytałem.
– Raz lepiej, raz gorzej... Tęsknię... – zamilkła na moment, a mnie zrobiło się gorąco... – Za bliskimi i świętym spokojem.
– A za mną? – szepnąłem z nadzieją.
– Byłeś dla mnie kimś bardzo ważnym, kochałam cię wielką, pierwszą miłością... – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy. – Ale wybrałeś, jak wybrałeś, a ja, no cóż, ułożyłam sobie życie...
– Z nim – dokończyłem.
– Łukasz, oboje podjęliśmy wtedy takie a nie inne decyzje – odparła tylko i wzięła moją dłoń w swoje ciepłe dłonie. – To wszystko nie ma już znaczenia. Twoje życie toczy się dalej...
– Ale nie jest najlepsze.
– Więc czas to zmienić. Ja bardzo chciałam studiować, poznawać świat, spełniać marzenia.
– I na to nasza mieścina była dla ciebie za mała? – kpiłem. – A ja byłem synem alkoholika, który, co by nie mówić, szedł w ślady ojca...
– Mam nadzieję, że to się zmieniło? – powiedziała i pogłaskała mnie po policzku.
– Różnie bywa...
– Masz fach w ręku. Przecież robiłeś takie piękne meble.
– Nadal pracuję u stolarza, ale coraz częściej myślę o otwarciu własnego warsztatu. Znalazłbym kilku klientów.
– Naprawdę?! Ekstra, będę trzymała kciuki. Mama do dziś korzysta z tej szafki, którą jej zrobiłeś. Zmieniła meble w kuchni, ale szafeczka została. Jest naprawdę piękna.
– Tak jak ty...
– Oj, przestań – zawstydziła się, jak zawsze, gdy jej to mówiłem. – Lepiej powiedz, poukładałeś sobie życie? Z Martą już się nie spotykasz, to wiem – dodała szczerze. – Ale może jest ktoś, no wiesz, bliski twojemu sercu?...

Powiedziała, że nadszedł czas, bym o niej zapomniał

Miałem ochotę ją pocałować i powiedzieć, że cały czas o niej myślę, i że odkąd wyjechała, nie mogę się w nikim zakochać. Ale ona jakby czytała mi w myślach, bo powiedziała:
Czas zapomnieć... Tak naprawdę, to chciałam ci tylko powiedzieć, że musisz zacząć żyć naprawdę, pięknie i z radością. Nigdy nie wiadomo, kiedy nasz czas się skończy... Kiedy to powiedziała, byliśmy już na skwerku, nieopodal jej rodzinnego domu. Staliśmy w ciemnościach i spoglądaliśmy sobie w oczy. Było coraz zimniej, w pewnym momencie z nieba spadł na policzek Ewy płatek śniegu. Dotknęła go i zaśmiała się.
– Teraz już zawsze będzie mi ciepło... Już pora, muszę iść. Pamiętaj... czerp z życia pełnymi garściami i nie rań innych... – dotknęła mojej dłoni i ruszyła w stronę domu. Gdy otwierała furtkę, zawołałem:
– Ewa!... Odwróciła się i pomachała mi na pożegnanie. Śnieg prószył coraz mocniej, a ja stałem w miejscu. Podniosłem głowę, lodowate kruszyny spadały mi na twarz, zamknąłem oczy. Minęło kilka minut, skostniałem z zimna. Na szczęście nadjechał nocny autobus. Pobiegłem na przystanek, a potem wróciłem prosto do domu. Całą drogę uśmiechałem się do siebie. Było mi tak lekko na sercu. 

Nie mogłem uwierzyć...

Nazajutrz poszedłem na spacer w stronę domu Ewy. Czułem się jak szczeniak z podstawówki, który ma nadzieję, że przypadkiem spotka swoją miłość. Jednak zamiast Ewci, spotkałem jej ojca. Przywitałem się. Pan Janek wyglądał tak, jakby w jedną noc postarzał się o dziesięć lat.
– Ewa odeszła... Wczoraj w nocy miała wypadek... Zabił ją jakiś pijany wariat – zdołał powiedzieć, ocierając łzy.
– Co takiego?! Ale ja wczoraj z nią rozmawiałem... – wydukałem.
– To dla nas wielka tragedia – powiedział, jakby w ogóle nie usłyszał moich słów, i ciężkim krokiem ruszył w stronę domu.
Stałem jak sparaliżowany i wciąż nie wierzyłem, że to dzieje się naprawdę...
Kilka dni później odbył się pogrzeb Ewy. Mówię sobie, że tej nocy, kiedy zginęła, przyszła się ze mną pożegnać... Chciała, żebym zmienił swoje życie. Próbowała mi wytłumaczyć, że czas przestać zadręczać się przeszłością, a zacząć żyć tym, co jest! 
Wiem, że to wszystko mogło mi się tylko przyśnić...
 Ale i tak wziąłem sobie jej słowa do serca. Na razie otworzyłem własny warsztat.

 

Czytaj więcej