"Porzucona w ciąży mogłam liczyć tylko na Maćka. Po porodzie wykrzyczał mi, że jestem ślepa...!"
Fot. 123 RF

"Porzucona w ciąży mogłam liczyć tylko na Maćka. Po porodzie wykrzyczał mi, że jestem ślepa...!"

"Byłam w 6 miesiącu ciąży, kiedy usłyszałam od Pawła, że nie jest gotowy na tak poważny związek, na dziecko i tym podobne atrakcje... – Trochę późno na takie przemyślenia, nie sądzisz? – wydusiłam zszokowana. – Lepiej późno niż wcale – skwitował. I tyle go widziałam. Zostałam sama, nie licząc przyjaciółki i jej brata gbura..."  Joanna, 30 lat

- Aśka, ja się do tego nie nadaję – oznajmił Paweł, gdy pewnego popołudnia wróciliśmy ze sklepu.
– Do czego? Do rozpakowywania zakupów? – zapytałam ze śmiechem.
– Nie. Do tego wszystkiego. – Zatoczył ręką po kuchni, pełnej zakupów, wskazał też na dziecięce rzeczy.
Poczułam niepokój. Popatrzyłam na niego uważnie, a on wziął oddech i powiedział:
– Przepraszam cię, ale ja nie jestem gotowy na tak poważny związek, na rodzinę, zakupy co sobotę, jeżdżenie po lekarzach i tym podobne atrakcje.
Zamarłam. Dopiero po chwili cicho odpowiedziałam.
– Paweł, przecież my wkrótce będziemy mieli dziecko, nie sądzisz, że trochę późno na takie przemyślenia?
– Lepiej późno niż wcale. Zresztą wiedziałaś, że cenię sobie wolność… Dlatego lepiej będzie, jeśli spakuję swoje rzeczy – powiedział, nie patrząc mi w oczy i poszedł po torbę.
Chciałabym napisać, że byłam w szoku, ale tak nie było. Patrzyłam tylko z rezygnacją, jak w pośpiechu zbiera swoje rzeczy i wychodzi. Nawet nie wiem, kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy. W głębi duszy czułam, że to się tak skończy, a jednak liczyłam na to, że będzie inaczej.

Dotarło do mnie, że będę samotną matką

Spotykaliśmy się z Pawłem od dwóch lat. Nie mieszkaliśmy razem, nie planowaliśmy jeszcze wspólnej przyszłości, choć w mojej głowie już zaczynały kiełkować marzenia o domu z ogródkiem za miastem. Myślałam, że z czasem zaczniemy rozmawiać o przyszłości, ale mój luby się do tego nie spieszył. Wystarczały mu randki, wspólne wakacje i pomieszkiwanie u siebie. A potem, niespodziewanie zaszłam w ciążę. Oboje byliśmy zaskoczeni, ja bardzo się ucieszyłam a on, no cóż… stanął na wysokości zadania. Powiedział, że wszystko się ułoży, wprowadził się do mnie i starał się być opiekuńczy, troskliwy i mnie wspierać. Aż do dnia, w którym uznał, że to nie dla niego…

Siedziałam sama w kuchni i myślałam o tym, że moje marzenia o rodzinie właśnie rozsypały się w pył.
Będę samotną matką – powiedziałam do siebie, jakbym próbowała oswoić ten fakt.
Byłam przerażona. Miałam mieszkanie, stałą pracę, ale właśnie okazało się, że nie mam ojca dla swojego dziecka. Od histerii powstrzymywała mnie jedynie myśl, że dziecko czuje wszystko to, co ja.
Starałam się wziąć w garść. Wiedziałam, że mogę liczyć tylko na siebie. Paweł pewnie już hulał po klubach, świętując świeżo odzyskaną wolność. Moi rodzice mieszkali daleko i byli starszymi, schorowanymi ludźmi. Nie chciałam ich martwić. Mogłam polegać tylko na przyjaciółce i jej bracie gburze. Martyna często do mnie zaglądała i podnosiła na duchu, czasem wpadał z nią Maciek i targał jakieś zakupy.

Z bratem przyjaciółki wciąż skakaliśmy sobie do oczu

Nie omieszkał przy tym wypomnieć mi, że źle wybrałam ojca dla swojego dziecka.
– Jak mogłaś nie widzieć, że to taki palant? Myślałem, że masz więcej oleju w głowie – powiedział mi podczas jakiegoś spotkania.
– Nie wiem, był przystojny, niegłupi i elokwentny. Kobiety lubią takich facetów, ale co ty możesz o tym wiedzieć? – odgryzłam się.
– I jak taki chłoptaś jest nieodpowiedzialnym dupkiem, to spoko? Byleby był miły dla oka i wygadany? – odbił piłeczkę i już miałam mu coś odparować, ale do akcji wkroczyła Martyna.
– Przestańcie! Ilekroć się widzicie, skaczecie sobie do oczu. Nie sądzicie, że pora wydorośleć?
Zamilkliśmy i spojrzeliśmy na siebie spode łba. No cóż, Martyna miała rację, od zawsze za sobą nie przepadaliśmy i nigdy nie przegapiliśmy okazji, by to sobie okazać. Zachodziłam w głowę, jak to możliwie, by pogodna, roześmiana i rozgadana Martyna miała te same geny, co milczący, gburowaty i złośliwy Maciek. No ale cóż, nie mogłam wybrzydzać. To były jedyne bliskie mi osoby. Martyna stawała na rzęsach, by mnie wesprzeć, a Maciej często jej pomagał.

Byłam wdzięczna, że mam na kogo liczyć

Czas mijał, a ja powoli godziłam się z faktem, że Paweł mnie zostawił. Nie przyznałabym tego nawet przypalana ogniem, ale Maciek miał rację, Paweł był nieodpowiedzialnym gnojkiem i nie nadawał się na ojca. Zrozumiałam, że lepiej mi będzie bez niego. Z czasem nabierałam pewności, że sobie poradzę. Oczywiście nie była to wymarzona sytuacja, ale wierzyłam, że dam radę. W końcu miałam wsparcie.

Martyna starała się chyba o posadę najlepszej ciotki świata, a Maciek choć kolegą był średnim, wujkiem zapowiadał się całkiem niezłym. Pilnował, by mi niczego nie brakowało, brał wolne, by pojechać ze mną do lekarza, kiedyś nawet schował przede mną tuńczyka w puszce, bo miałam na niego apetyt, ale on twierdził, że takie ryby zawierają rtęć i nie powinnam ich jeść. Oczywiście sto razy się z nim pokłóciłam, jednak byłam mu wdzięczna, że mimo braku sympatii, mogę na niego liczyć, tak jak na Martynę.
Byłam umówiona z przyjaciółką, że gdy zacznie się poród, zadzwonię do niej, a ona zawiezie mnie do szpitala. Niestety, moja córka miała w nosie nasz idealny plan i postanowiła przyjść na świat dwa tygodnie przed czasem.

Tylko Maciek był przy mnie w czasie porodu

– Jezus Maria, ja wracam teraz z delegacji z Krakowa, a jest korek. Dzwonię po Maćka! – zaordynowała Martyna, gdy przerażona zadzwoniłam do niej, że się zaczęło.
Nawet nie zdążyłam zaprotestować. Zresztą byłam tak przejęta, że nie przyszło mi to nawet na myśl. Maciej pojawił się u mnie po kilkunastu minutach. Popatrzyłam na niego i pomyślałam, że ten człowiek jest chyba z kamienia. Nie okazywał ani grama emocji, wręcz emanował spokojem. Jakby wychodził do warzywniaka, a nie wiózł mnie na poród. Miało to jednak swoje plusy, bo ten jego spokój był zaraźliwy.
– Wszystko będzie dobrze. Mała Laura już za kilka godzin pojawi się na świat i da czadu – powtarzał, a ja kiwałam głową.
Niestety, podczas porodu nie wszystko poszło dobrze. Pamiętam ból i to, że w pewnym momencie personel medyczny zaczął mówić bardzo nerwowo. A potem zapadła ciemność.

Maciek nie wytrzymał, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć

Obudziłam się w jasnej sali.
– No, nieźle nas pani przestraszyła – usłyszałam pielęgniarkę i po chwili dostrzegłam uśmiechającą się kobietę. – W trakcie porodu doszło do groźnego krwotoku, ale na szczęście udało się opanować sytuację, choć pospała pani nieco dłużej niż powinna. Córka jest piękna i zdrowa, niedługo ją pani zobaczy, a tymczasem wpuszczę tu tatusia, bo biedak umiera ze strachu na korytarzu – powiedziała i przez ułamek sekundy pomyślałam, że zjawił się Paweł.
Po chwili jednak wszedł do sali Maciek. Nigdy nie widziałam go tak bladego.
– Nie rób tego więcej – rzucił, gdy usiadł przy mnie, potem chwycił mnie za rękę, a ja ku swojemu wielkiemu zdziwieniu poczułam, jak ogarnia mnie ciepło.
Co? Już się cieszyłeś, że masz mnie z głowy? – spróbowałam obrócić sytuację w żart, ale on się nie roześmiał.
Jezu, ty naprawdę jesteś taka głupia, czy tylko udajesz? Jesteś ślepa? Nie widzisz, co ja do ciebie czuję? – zapytał, a ja zamarłam i spojrzałam na niego ze zdziwieniem. – To ja ci powiem, bo przez ostatnie godziny bałem się jak jeszcze nigdy wcześniej. Bałem się, że już nie zobaczę, jak się śmiejesz, że nigdy nie usłyszę żadnej cierpkiej uwagi od ciebie ani nie doczekam chwili, w której spojrzysz na mnie z czymś więcej niż politowaniem. A wiesz, dlaczego? Bo cię kocham, Aśka, i to od lat, a ty tego nie widzisz. I wiesz co? Twoją córkę też już kocham, jak swoją. Wystarczyło, że spojrzała na mnie twoimi niebieskimi oczami i przepadłem. I choć nie jestem ładnym, miłym chłopcem, mógłbym oddać za was życie – skończył swoją przemowę, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Pierwszy raz zobaczyłam na jego twarzy tak szeroki uśmiech

Miliard myśli przelatywało mi przez głowę i żadna nie chciała się ułożyć w sensowne słowa. Maciej poczekał chwilę, a potem wstał, żeby wyjść, ale mu na to nie pozwoliłam. Ścisnęłam mocniej jego dłoń.
– Zostań ze mną, proszę. Teraz i później, bo chyba nie wyobrażam sobie życia bez ciebie – powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy, bo nagle dotarło do mnie, że tak właśnie jest!
Po raz pierwszy w życiu zobaczyłam na jego twarzy tak szeroki uśmiech. A potem mnie pocałował i poszedł po Laurę.
Dzisiaj Laura ma pięć lat i najlepszego tatę na świecie. Czy przestaliśmy sobie z Maćkiem dokuczać? A skądże! Czy się kłócimy? Jeszcze jak! A jednak nie wiem, jak mogłam nie dostrzegać tego, jak wspaniałym jest człowiekiem. Kocham go jak wariatka i dlatego nie mogę się doczekać, aż powiem mu, że niebawem Laura zostanie starszą siostrą…

Czytaj więcej