"Bardzo wcześnie zostaliśmy z moim mężem rodzicami i nie mieliśmy czasu nacieszyć się wolnością. Nasi rówieśnicy podróżowali po świecie, bawili się, a my niańczyliśmy dzieci. Były też plusy tej sytuacji – gdy nasi synowie dorośli, mieliśmy ledwo po 40 lat i jeszcze dużo siły, by sobie odbić młodość spędzoną wśród pieluch. Tyle że po raz kolejny los zdecydował za nas..." Agnieszka, 41 lat
Kończyłam właśnie czterdzieści lat i domyślałam się, że Robert z Łukaszem i Norbertem, naszymi synami, będą chcieli zrobić dla mnie przyjęcie niespodziankę. Niespecjalnie umieli to ukryć, jednak nie psułam im zabawy i udawałam, że nic nie wiem.
W sobotnie popołudnie Robert rzucił niby beztrosko:
– A może zjemy dzisiaj na mieście? Załóż tę zieloną sukienkę, dawno jej nie wkładałaś.
Żeby nie było im przykro, posłusznie włożyłam sukienkę, zrobiłam makijaż i nawet zaczęłam marudzić, że akurat dziś chciałam posiedzieć i poczytać. Wypadło bardziej wiarygodnie.
Tak jak się spodziewałam, w restauracji czekali na mnie najbliżsi przyjaciele i rodzina, i wszyscy zaczęli śpiewać sto lat. I chociaż niby wiedziałam, to wzruszenie i tak odjęło mi mowę, a w oczach zaszkliły się łzy.
Tuż po północy moi mężczyźni wyszli na środek, wygłosili przepiękną mowę na mój temat, a potem wręczyli mi kwiaty i kopertę.
– Kochanie, nigdy nie umiałaś kłamać. A my nie potrafiliśmy nic bez ciebie zorganizować. Dlatego dziękujemy, że chociaż o wszystkim wiedziałaś, to do końca nie chciałaś zrobić nam przykrości – powiedział Robert. – Ale teraz mam nadzieję, że naprawdę uda nam się cię zaskoczyć. Spełnienia marzeń! A to pierwszy krok.
– Wręczył mi kopertę. – Zadowolona z niespodzianki? – spytał mój mąż.
Zszokowana zajrzałam do środka. Uśmiechnęłam się. Byłam przeszczęśliwa! Naprawdę nie spodziewałam się tego, co wymyślił z Łukaszem i Norbertem. Bilety lotnicze do Portugalii! Nie mogłam uwierzyć! Tak bardzo o tym marzyłam! Wielokrotnie rozmawialiśmy z Robertem o przyszłości, co będzie, kiedy dzieci już dorosną. I wiedzieliśmy, że będziemy wtedy podróżować. Z chłopcami niby też podróżowaliśmy, ale zazwyczaj były to wakacje dopasowane do nich – dużo atrakcji, dużo dobrej zabawy. Nam marzyło się zwiedzanie świata, eksplorowanie jego zakątków, poznawanie historii.
– Widzisz, tak marudzili, że zmarnowaliśmy sobie życie, kiedy zaszłaś w ciążę z Norbertem. A tu minęło już ponad dwadzieścia lat, wciąż się kochamy, mamy cudownych synów. A do tego już dorosłych! My jesteśmy jeszcze młodzi, teraz zaczniemy żyć. Odbijemy sobie naszą straconą przez pieluchy i kaszki młodość – mówił Robert, kiedy leżeliśmy już zmęczeni w łóżku.
Rzeczywiście, nie zawsze wszystko szło zgodnie z moim planem. Ciąża w wieku osiemnastu lat na pewno mnie nie ucieszyła. Ale jakoś sobie z tym poradziliśmy. Z drugą, w którą zaszłam dwa lata później, także. Czasem nie było różowo, mieliśmy z Robertem parę kryzysów. Ale z każdego wychodziliśmy obronną ręką. Tamtego wieczoru zasypiałam spełniona i szczęśliwa.
Kolejne kilka tygodni szybko zleciało i ani się obejrzałam, a już siedzieliśmy w samolocie do Portugalii. Nadal nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Chodziłam urokliwymi uliczkami, zwiedzałam zamki, pomniki, opalałam się na plaży i kąpałam w ciepłych wodach Atlantyku. Byliśmy wolni, beztroscy. Mogliśmy oboje napić się wina i wrócić do hotelu, o której nam się podobało. Zdecydowanie przeżywaliśmy drugą młodość i drugą miłość.
Ledwie wróciliśmy do domu, a już zaczęłam planować kolejny wyjazd. Byłam pełna energii, zapału i radości...
Byłam zmęczona, apatyczna, ciągle senna. Męczyły mnie też dziwne zawroty głowy i ogólnie nieciekawe samopoczucie. Bałam się, że to coś poważnego. Tyle się teraz słyszy o nowotworach i innych chorobach. Kiedy po kilku dniach nadal nie było poprawy, udałam się do lekarza pierwszego kontaktu. Wysłuchał mnie, zadał kilka pytań. Między innymi chciał wiedzieć, kiedy miałam ostatnią miesiączkę. Zastanowiłam się chwilę, w sumie tego nie kontrolowałam. Nie mogłam się doliczyć. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej się denerwowałam. Wychodziło na to, że okres miałam jeszcze przed swoimi urodzinami, ponad dwa miesiące wcześniej!
– Czy to możliwe, że już w tym wieku mam menopauzę? – zapytałam przerażona.
– Bardziej skłaniałbym się ku czemuś zupełnie innemu. Proszę zrobić test i umówić się do ginekologa. Jeśli wykluczy ciążę, zajmiemy się dalszą diagnostyką.
Że niby ja mam być w ciąży? To jakiś absurd! Byłam pewna, że lekarz się myli. „Szybciej zostanę babcią, niż sama urodzę kolejne dziecko!”, myślałam, ale jednak kupiłam w aptece dwa testy. Zrobiłam je zaraz po powrocie do domu. Nie brałam nawet pod uwagę, że pojawią się dwie kreski, a jednak. Pojawiły się już po kilkunastu sekundach. Dwie grube, wyraźne kreski. Byłam w takim szoku, że nie mogłam ruszyć się miejsca.
Kiedy Robert wrócił z pracy i mnie zobaczył, przeraził się.
– Boże, kochanie! Czemu ty siedzisz na wannie? Co się stało? Znów źle się czujesz? Wzywać karetkę?
Bez słowa podałam mu test ciążowy. Był chyba w takim samym szoku jak ja. Usiadł obok i milczeliśmy razem dłuższą chwilę. W końcu się odezwał:
– Czyli znowu będę tatą? Znowu będziemy budowali wieże z klocków i biegali po placach zabaw? Chodzili na przedszkolne przedstawienia i festyny, i odpowiadali na milion pytań? Chyba mi się podoba ten pomysł!
– Zwariowałeś? Mieliśmy zacząć żyć, zwiedzać świat, znaleźć wreszcie czas dla siebie i nacieszyć się spóźnioną młodością! A nie babrać się w zupkach, kupkach i kaszkach! – denerwowałam się, a do moich oczu napłynęły łzy.
– Oj tam, nie będzie tak źle! Już raz nam taka wpadka wyszła na dobre, teraz będzie podobnie, zobaczysz – pocieszał mnie. – Widocznie nie pisana nam ta młodość. Ale przy dziecku odmłodniejemy, przekonasz się. Muszę odnowić ten mały pokoik, będzie idealny. – Robert autentycznie się cieszył i snuł plany!
Nie mogłam go zrozumieć.
Chociaż przy Norbercie też tak myślałam, a potem okazał się moim największym szczęściem…
Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej sama zaczynałam się cieszyć. Ale równie silnie bałam się reakcji rodziny i ryzyka związanego z późną ciążą. Na szczęście moja pani ginekolog nie widziała niczego niepokojącego i pocieszała mnie, że teraz ciąża po czterdziestce to już prawie norma. A i najbliżsi zareagowali bardzo entuzjastycznie na mój błogosławiony stan.
Kilka miesięcy później powitałam na świecie prześliczną i zdrową córeczkę. Mój mąż oszalał na jej punkcie, ja i chłopcy także. Zresztą chyba wszyscy. Kaja jest przecudownym dzieckiem! I kiedy zasypia wtulona we mnie, a ja czuję jej zapach, widzę jej śliczne usteczka, dotykam tych małych rączek – wiem jedno – świat poczeka. Albo i nie. Ja mój świat trzymam w swoich ramionach. Po raz kolejny los zdecydował za mnie, ale to była najlepsza decyzja!