"Małżeństwo mojego syna było jedną wielką pomyłką. Ciągłe pretensje i awantury. Mój wnuczek też cierpiał, bo nie raz słyszał, że jego tata jest skończoną niedojdą. Niestety sama nauczyłam syna, że bez względu na to, jak jest źle, trzeba wytrwać z poślubionym sobie człowiekiem. Ale pewnego dnia on zrozumiał, że to błąd..." Hanna, 58 lat
Pewnego dnia spotkałam przypadkiem dawną miłość mojego syna.
– Pani Hanna? – usłyszałam wesoły kobiecy głos. Odwróciłam się.
– Ania? – spytałam. – Poznałaś mnie?
– Oczywiście, nic się pani nie zmieniła!
– Ty zawsze byłaś miłą dziewczyną. Co u ciebie? Chyba po szkole wyjechałaś za granicę?...
– Tak, ale dwa lata temu wróciłam. Mam tu na przedmieściu małą restaurację.
– No proszę! Gratulacje!
– A jak tam Rafał? – zapytała o mojego syna.
Zastanawiałam się, czy domyślała się, jak bardzo Rafał się w niej kochał, gdy chodzili razem do szkoły. Dopiero gdy wyjechała i po paru latach dowiedział się, że wyszła za mąż, w końcu zaczął układać sobie życie. I bardzo źle trafił...
Właściwie nigdy tak naprawdę nie wiedziałam, co z moją synową jest nie tak – po prostu odnosiłam wrażenie, że cieszy ją dręczenie mojego syna. Niestety, mieli razem dziecko. Widziałam, że i ono cierpi, mój wnuczek nieraz wysłuchiwał, jakim to „niedojdą” jest jego tata. Dwa lata temu Agata wyrzuciła mojego syna z ich wspólnego mieszkania. Oczywiście przyjęłam go pod swój dach i... miałam nadzieję, że młodzi się rozwiodą. Oni jednak co jakiś czas wracali do siebie, a raczej synowa łaskawie wpuszczała go z powrotem do ich mieszkania, by niedługo później znów wylądował u mnie. Właśnie teraz mieszkał ze mną. Ale przecież nie mogłam tego wszystkiego opowiadać Ani.
– Cóż, Rafał... – westchnęłam. – Ma syna, w drugiej klasie. A jak u ciebie?...
– A ja znów wolna. – Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. – Cieszę się, że nie miałam z mężem dzieci, przynajmniej przy rozstaniu było łatwiej.
– Jeśli było źle, to dobrze, że już to masz za sobą – powiedziałam. – A powiedz coś o tej restauracji!
– Zaczęłam od małej pizzerii, a jak się rozkręciło, to uznałam, że fajnie by było serwować coś więcej niż tylko pizzę.
– Dasz mi namiary? Wybrałabym się kiedyś do ciebie z wnuczkiem... A właściwie to i z wnuczkiem, i z Rafałem!
– Byłoby miło znów go spotkać. Zapraszam.
Wracając do domu, myślałam o niej – taka ogarnięta dziewczyna, sympatyczna, i do tego wciąż ładna! I wolna!
Rafał siedział przed komputerem, planował jakieś atrakcje na wyjście z synkiem. Minę miał ponurą, jak zwykle, gdy mieszkał u mnie, a z małym widywał się tylko w weekendy.
– Nie zgadniesz, kogo dziś spotkałam – odezwałam się.
– Kogo? – spytał tonem, w którym nie słychać było najmniejszego zainteresowania.
– Anię. – Omiótł wzrokiem moją twarz. W jego oczach pojawił się błysk.
– Rozeszła się z mężem i wróciła – ciągnęłam. – Ma lokal na przedmieściach. Zaprosiła nas.
– Kogo zaprosiła?
– Mnie, ciebie i Tomaszka... Pytała o ciebie.
– Pytała o mnie?... – wymamrotał. – Co jej powiedziałaś?
– Co ja jej mogłam powiedzieć... – Wzruszyłam ramionami. – Że masz syna...
Przygryzał wargi, na jego policzki wystąpiły rumieńce. „Że też nie mógł się w szkole zdobyć na odwagę i jej zagadać...”, pomyślałam. W tej chwili zadzwoniła moja synowa. Rafał drżącymi dłońmi odebrał telefon...
– Tak? Potrzebujesz czegoś? – Rafał słuchał, co żona ma mu do powiedzenia, wstrzymując oddech.
– Jasne – rzucił potem – od razu skoczę do marketu i...
Krzyknęła do niego tak głośno, że odruchowo odsunął telefon od ucha.
– Porąbało cię?! – wrzeszczała tak, że nawet ja słyszałam. – Jak tak ma wyglądać twoja pomoc, to sobie sama poradzę, a i chętnych, żeby cię zastąpić, nie brakuje! Szafka z marketu? Przecież to się zaraz rozpadnie! To ty nawet nie wiesz, że istnieją sklepy meblowe?! Syn słuchał jej blady, a gdy wreszcie musiała zaczerpnąć tchu, zapewnił od razu:
– Dobrze, Agata, oczywiście pojadę do meblowego.
– Sam nic nie potrafisz zrobić! – darła się nadal. – Co z tego chłopaka wyrośnie, jak ma takie wzorce! Rozłączyła się bez pożegnania.
Rafał zerwał się z kanapy.
– Wiesz może, który meblowy jest najlepszy? Ale taki naprawdę najlepszy, żeby Agata była zadowolona.
– Ona nigdy nie będzie zadowolona. Jak ktoś drugą osobę kocha, to przymyka oczy na drobiazgi. A ona ze wszystkiego robi powód do awantury.
– Nie mów tak o niej – powiedział zrezygnowanym tonem.
– Traktuje cię gorzej niż chłopaka na posyłki! A przecież jesteś ojcem jej dziecka!
– Właśnie dlatego muszę się postarać wszystko naprawić.
Pojechał do żony i dziecka. Wrócił po kilku godzinach, wcale nie w lepszym nastroju.
– Nowa szafka jej się nie podoba? – spytałam.
Był tak zgnębiony, że nie mógł nawet mówić. Zostawiłam go na jakiś czas samego. Zrobił później dla nas obojga kolację.
– Smaczne te kanapki – pochwaliłam.
– Tylko bekon, pomidor i sałata, ale Tomkowi też takie smakowały.
– Nie chciała, żebyś tam został do wieczora, aż mały pójdzie spać?...
Pokręcił ze smutkiem głową.
– Ja myślę, że on za mną tęskni – powiedział szeptem.
– Na pewno.
– Że też ja jestem taki beznadziejny, jeśli chodzi o życie rodzinne. Nic dziwnego, że Agata się bez przerwy tak stresuje... Pokręciłam tylko głową. Nie miałam już sił, by go przekonywać, że jego małżeństwo było jedną wielką pomyłką i przeciąganie tej sytuacji nikomu nie wychodzi na dobre.
– Ale na niedzielę małego weźmiesz tutaj? – spytałam tylko.
– Tak, zgodziła się. Oby tylko nie zmieniła zdania.
Chciało mi się krzyczeć. Ta kobieta w nosie miała tęsknotę dziecka za ojcem, tęsknotę ojca za dzieckiem, zwykłą ludzką przyzwoitość. Mój syn niestety nie potrafił tego dostrzec...
Postanowiłam po prostu skupić się na tym, co mogło Rafałowi poprawić humor: na planach na niedzielę.
– A może byśmy się wybrali w trójkę do restauracji Ani? – zaproponowałam.
– Dobrze. Poklepałam go po plecach. Pociągnął nosem.
W niedzielę pojechał rano po małego do Agaty. Wrócił znów potwornie zestresowany, na szczęście z dzieckiem. Przy Tomaszku starał się robić dobrą minę do złej gry, jednak widziałam, że między rodzicami mojego wnuka znów doszło do scysji. Byłam pewna, że sprowokowała ją moja synowa. Gdy nadeszła pora obiadu, rzuciłam do małego:
– Lubisz pizzę, prawda?
Oczka mu się roziskrzyły. Przed wyjściem z auta na parkingu restauracji Rafał zerknął we wsteczne lusterko, żeby sprawdzić swoją fryzurę. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio widziałam u niego taki gest. Weszliśmy. Spytałam kelnera o Anię.
– Jest, dogląda czegoś w kuchni. Powiem, że znajomi przyszli.
Rafał zerkał co chwila w stronę drzwi do kuchni. Wreszcie Ania się w nich pojawiła, promienna i zrelaksowana. Zaczerwienił się jak nastolatek. Gdy wyciągnęła do niego rękę na powitanie, wstał. Zająknął się, mówiąc „hej”. Spytała małego, jak ma na imię. – Tomek.
– Każdy Tomek lubi frytki. Zgadłam?
– Lubię, ale bardziej pizzę! I taką, żeby miała dużo wszystkiego!
– U mnie dostaniesz taką, która będzie miała najwięcej wszystkiego! Sama ci ją zaraz zrobię, ale najpierw muszę się dowiedzieć, co chcą zjeść twoja babcia i twój tata. Gdy wyszła do kuchni, Rafał i Tomaszek patrzyli za nią oczarowani.
– Super jest ta pani – wyrwało się mojemu wnuczkowi. – Co, tato?
– Tak, tak, super... Starał się zachować neutralny ton, ale widziałam, jak buzują w nim emocje. Nawet na dłoniach wyszły mu rumieńce. Ania podeszła do nas później, żeby spytać, jak nam smakuje.
– Pychota! – zawołał Tomek.
– Nic lepszego w życiu nie jadłem. – Pewnie uczyłaś się we Włoszech – powiedział Rafał do Ani.
– Nie. – Wzruszyła ramionami. – Ja nie jestem nawet po żadnej szkole gastronomicznej. Po prostu chciałam coś takiego robić i przy okazji uczę się, czego trzeba. Patrzył na nią zachwycony, jakby nie mógł się nadziwić, że z nią rozmawia, że ona zwraca na niego uwagę.
Nagle z kieszeni kurtki, którą zawiesił na oparciu krzesła, rozległa się znienawidzona przeze mnie melodyjka.
– Przepraszam – rzucił do nas wszystkich – ale muszę odebrać. Agata znów zaczęła się na nim wyżywać.
– Na jakiej pizzy?! – Słyszeliśmy ją wszyscy, ludzie przy sąsiednich stolikach zamilkli... – To po to ci pozwalam małego zabrać, żebyś ty go napychał jakimiś fast foodami?!
– Powiedz mamie, że ja chciałem pizzę... – wymamrotał Tomaszek.
– Mały chciał pizzę – powtórzył za nim Rafał. – To zresztą jest bardzo dobra pizza, wszystko świeże...
– Tobie to można wcisnąć każdy możliwy kit! – rzucała się.
Rafał wyglądał jak zbity pies. Miałam ochotę go przytulić albo przynajmniej pogładzić po ramieniu, żeby poprawić mu samopoczucie. Zauważyłam, że Ania patrzy na niego tak, jakby i ona zamierzała zrobić coś podobnego. Zamiast tego jednak położyła dłoń na pochylonej głowie Tomka. Ludzie przy sąsiednich stolikach wrócili do jedzenia. Ania poszła do kuchni. Przez resztę wizyty w lokalu nasza trójka była w okropnych nastrojach.
Gdy wieczorem mój syn odwiózł Tomka do jego matki i wrócił, powiedziałam mu:
– Nie możesz tego dłużej znosić. To cię donikąd nie zaprowadzi! Po prostu się rozstańcie, ale tak całkiem, oficjalnie.
– To przecież matka mojego dziecka! Jesteśmy rodziną!
– Rafał, co to za rodzina, gdy ona się bez przerwy na tobie wyżywa! Szkoda twojego życia. Mógłbyś być z inną kobietą, naprawdę kochającą, może nawet z Anią, to taka dobra dziewczyna...
– Miałbym się rozwieść?! – Patrzył na mnie oszołomiony, wzburzony. – Nie mogę uwierzyć, że ty mówisz coś takiego! Rodzina jest najważniejsza! Sama mi to wpajałaś! Poczułam, jak zapada się we mnie serce. Miał rację... Tak zawsze mówiłam. Gdy jego ojciec wracał z pracy pijany i urządzał awantury, gdy dziesięcioletni Rafał płakał, że on nie chce takiego taty, ja powtarzałam mu: „Nie można tak mówić! To twój ojciec! Rodzina jest najważniejsza!” Trwałam w małżeństwie z alkoholikiem do czasu, aż się dziesięć lat temu zapił na śmierć. Dopiero teraz dotarło do mnie, że mój syn męczy się od lat w nieszczęśliwym, wyniszczającym związku dlatego, że to ja go tak wychowałam. Nieświadomie, ale jednak. Po prostu przyswoił sobie, że bez względu na to, jak się cierpi, „trzeba” trwać z poślubionym sobie człowiekiem. Nie potrafił nawet skupić się na tym, co dobre dla jego własnego syna, nie widział, że jego dziecko cierpi tak samo, jak kiedyś cierpiał on...
Następnego ranka powiedziałam do niego przy śniadaniu:
– Przepraszam cię.
– Za co? – Spojrzał na mnie zdumiony.
– Za nieszczęśliwe dzieciństwo.... Męczyliśmy się oboje z twoim ojcem, a ty cierpiałeś.
Przez chwilę milczał.
– A co ty tak nagle o tacie? – mruknął w końcu.
– Bo widzę, że ty nie dostrzegasz, że mały cierpi w tej całej sytuacji tak samo jak kiedyś ty, a może nawet bardziej. A Agata... może po prostu jest sadystką. Nie wiem, o co jej chodzi, ale wygląda na to, że wszczynanie awantur to jest jakiś jej nałóg. Ale gdy patrzę na ciebie, wydaje mi się, że ty też jesteś od niej uzależniony. Pewnie tak jak ja byłam uzależniona od twojego taty... Nie powiedział wtedy nic.
Minęło parę tygodni. Po kolejnej wizycie u Agaty wrócił z dziwnym wyrazem twarzy.
– Poprosiłem ją, żebyśmy jednak spróbowali znów razem mieszkać, pomimo że nie przeprosiła mnie za to, że oczerniała mnie w obecności Tomka. Wykpiła mnie. Miałaś rację, Agata jest podobna do nałogowca. Dotarło, że z pijaczką nigdy bym się nie ożenił. Ty taty nie byłaś w stanie wyleczyć, nałogowiec musi sam chcieć. Agata nie widzi problemu. Ale ja już nie chcę go nie dostrzegać. Postanowiłem, że to koniec.
Nic nie odpowiedziałam. Chyba po prostu nie potrafiłam uwierzyć, że się zdecydował.
Jakąś godzinę później usłyszałam, że Agata znów do niego dzwoni. Wstrzymałam oddech. Syn odebrał. Przez chwilę słuchał. Potem powiedział: „Nie”. Rozdarła się, wymyślała mu... Ale tym razem on po raz pierwszy od lat trzymał głowę prosto, nie kulił się, nie brał na siebie winy.
– Nie – powtórzył. – I pamiętaj, że jeśli będziesz mi utrudniać kontakty z małym, załatwimy to w sądzie.
Może dlatego w kolejną niedzielę nie robiła przeszkód, gdy zabrał Tomaszka do mnie.
– Babciu – powiedział mój wnuczek – a pamiętasz, jak raz jedliśmy najlepszą pizzę na świecie? U tej pani, co myślała, że ja najbardziej lubię frytki?
– Skinęłam głową.
– A możemy znowu tam pojechać? Spojrzałam na Rafała. Wziął głębszy oddech, przytulił syna i powiedział:
– Pojedziemy.