"Mój romans zaczął się dwa lata wcześniej, od chwili zapomnienia. I na niej miał się skończyć, ale wciąż trwał. A ja przecież nadal kochałam męża. Jednak te ukradkowe spotkania z Adamem wzmacniały mnie, dodawały sił. Doznania z kochankiem urozmaicały moje poczynania w sypialni z mężem. – To taki nasz mały sekret, który dodaje życiu emocji – mówił Adam, który też kochał swoją żonę. – Nikt nie ma do nas pretensji i nikogo nie krzywdzimy – przekonywał. Ale wkrótce poczułam, że zdrada bardzo boli..." Karolina, 35 lat
Deszcz siąpił, a ja nie miałam parasola. Z trudem stawiałam kroki na mokrym bruku, obiecując sobie, że już nigdy więcej nie założę szpilek. Byłam wściekła na siebie. Dlaczego znowu uległam? Przecież spotkałam się z nim, żeby skończyć ten romans.
– Nie chcę dłużej tego ciągnąć – powiedziałam już w przedpokoju. – To koniec.
Miałam nadzieję, że zrozumie. Ale spojrzał na mnie z tym swoim cielęcym zachwytem w oczach, z pożądaniem, z jakim głodne dziecko patrzy na czekoladowy torcik, a moja stanowczość zaczęła topnieć. Podszedł i pomógł mi zdjąć płaszcz. Poczułam ciepły, pieprzowy zapach, który tak dobrze znałam, mieszankę wody toaletowej i jego ciała…
– Jesteś taka piękna – powiedział. Napięte mięśnie rozluźniły się, a całe zmęczenie kilku poprzednich dni ustąpiło pod dotykiem jego dłoni. Nic takiego nie zrobił, tylko lekko pogłaskał mnie po plecach i to wystarczyło, żebym stopniała jak wosk. Nie umiałam się oprzeć, kiedy zaczął całować mój kark. Nie chciałam mu niczego ułatwiać, nie odwzajemniałam jego pieszczot, tylko posłusznie się im poddawałam. Po karku przyszedł czas na obojczyki i dekolt. Rozpiął moją bluzkę i zamek spódnicy… Chwilę później wyłuskał mnie z ubrań, jak pestkę ze skorupki i nagą zaniósł na łóżko. Całował i pieścił moje ciało, pozbywając się koszuli, spodni i bielizny. Kochałam miękki i zdecydowany dotyk jego dłoni. Szalałam z rozkoszy, chciałam go wciągnąć w siebie bez reszty, pochłonąć na zawsze…
– Szkoda, że nie jestem modliszką – wyszeptałam, kiedy wróciły mi zmysły.
Leżeliśmy w wymiętej pościeli, w cudzym mieszkaniu. I było nam dobrze.
– Zjadłabyś mnie? – spytał.
– Tak – mruknęłam. – Jednocześnie bym cię miała i nie miała. Byłbyś we mnie, a nie musiałabym się z tobą spotykać. – Przecież chcesz tego – odwrócił głowę i spojrzał mi w oczy. – Nie zrezygnowałabyś z takiej miłości.
– Przecież to nie miłość – mruknęłam.
– Jak to nie?
Oparłam się na łokciu i popatrzyłam na kochanka. Niepozorny, łysiejący 40-latek. Kto by pomyślał, że Adam może mnie pociągać? Pod tym względem mój romans był nie do wykrycia. Mąż nigdy nie podejrzewałby, że coś może nas łączyć. Sama nie wiem, co mnie w nim pociągało. To była chemia, dzika żądza, której nie umiałam się oprzeć. Nasz romans zaczął się dwa lata wcześniej, od chwili zapomnienia. I na niej miał się skończyć, ale wciąż trwał. Spotykaliśmy się raz w tygodniu, czasem rzadziej. Nikt nie wiedział, że jesteśmy parą, nawet przyjaciel Adama, który wypożyczał nam mieszkanie. Było dobrze i mogłoby tak trwać, ale wiedziałam, że nie powinno. Kiedyś wszystko mogłoby się wydać, wystarczy przecież głupi przypadek i tragedia gotowa. A na nią nie mogliśmy sobie pozwolić.
– Ty kochasz żonę, a ja męża – powiedziałam. – Łączy nas tylko seks.
– Seks tak smakuje, tylko kiedy ludzie się kochają – stwierdził.
Kilka lat temu podobne emocje przeżywałam z Łukaszem, ale kiedy urodziła się Kasia i dopadła nas codzienność, wszystko jakoś zbladło. A przecież nadal kochałam męża.
– Ten związek do niczego nie prowadzi – upierałam się.
– A powinien? Chcesz, żebym się rozwiódł? Ty się rozwiedziesz? Pobierzemy się?
– Nie to miałam na myśli. Takie romanse rzadko kończą się happy endem – próbowałam wyjaśniać.
– Dlatego nie możemy ciągnąć tego w nieskończoność. – Masz wyrzuty sumienia? – spytał.
Przez chwilę w milczeniu analizowałam minione dwa lata. Romans mnie wzmacniał i dodawał sił, a seks z Adamem wcale nie sprawiał, że nie miałam ochoty na Łukasza. Doznania z kochankiem urozmaicały moje poczynania w sypialni. Byłam rozbudzona, świadoma siebie i aktywna. Na to mąż nigdy nie narzekał.
– To taki nasz mały sekret, który dodaje życiu emocji – mówił Adam. – Nikt nie ma do nas pretensji i nikogo nie krzywdzimy.
– Twoja żona i mój mąż mogą mieć inne zdanie – stwierdziłam. – Lepiej nie prowokować losu.
Usiadł na łóżku i spojrzał mi w oczy.
– Co cię naszło? Skąd te czarne wizje? Nikt nic nie podejrzewa. Nawet jeśli ktoś nas razem zobaczy, to znamy się z pracy.
– Nie pracujemy razem.
– Ale nasze firmy współpracują. Spojrzałam wymownie na jego nagie ciało i zaczęłam się śmiać. – Spotkania służbowe wyglądają inaczej. Adam teatralnym gestem naciągnął na siebie kołdrę.
– A teraz? Lepiej? Zawsze potrafił mnie rozśmieszyć. To na pewno była ważna część jego męskiego seksapilu.
– Po co się martwić, co by było, gdyby? – spytał Adam, spoglądając na zegarek. – O do diabła, powinienem za chwilę być w domu. Powiedziałem Marcie, że zostanę z dzieciakami.
Rozstaliśmy się jak zwykle. Obiecaliśmy, że się zdzwonimy. W domu czekał na mnie mąż. Jak zwykle poczułam dreszcz strachu, że wyczuje coś podejrzanego w moim zachowaniu. I jak zwykle nie wyczuł. „Czy wszyscy mężowie są tacy ślepi?”, przemknęło mi przez głowę.
W sobotę razem z Łukaszem poszłam na przyjęcie do jego szefa. Pan prezes z rozmachem świętował swoje 50. urodziny. Salon domu wypełniał tłum gości. Wielu z nich znałam, czułam się z nimi wyśmienicie. Krążyłam między rozbawionymi grupkami i nie zwracałam uwagi na to, co robi mój mąż.
– Córka prezesa jest bardzo ładna, prawda? – powiedziała w pewnym momencie Agata, żona przyjaciela Łukasza. Nie rozumiałam, dlaczego nagle zmieniła temat i właśnie ode mnie oczekuje oceny urody jakiejś dziewczyny.
– Nawet nie wiem, która to jest – odpowiedziałam zaskoczona.
– Ta, która od dwóch godzin nie odstępuje twojego męża na krok – w jej głosie wyczułam nutkę jadowitej satysfakcji. Zaniepokojona rozejrzałam się po salonie. Łukasza tam nie było.
– Wyszli na taras – szepnęła Agata. Uśmiechnęłam się, udając obojętność. Przecież nie będę zazdrosna o jakąś smarkulę. Bo ile lat może mieć córka prezesa? Nie śpiesząc się, niby przypadkiem podeszłam jednak do uchylonych drzwi. Wieczór był chłodny, na zewnątrz nie było prawie nikogo. Tylko jedna para stała oparta o barierkę. Uśmiechnięta młoda kobieta zbliżała twarz do twarzy mężczyzny. Wyraźnie widziałam grę jej ciała… Nie było wątpliwości, że aż kipi erotyzmem. Chociaż oboje nawet się nie dotykali, miałam wrażenie, że patrzę na prawdziwy seks. Serce mi się ścisnęło. „Cholera, to wygląda jak zdrada!”, kołatało mi się w głowie. „Zdrada? To boli!”, jakbym słyszała własny głos.
Wyszłam na taras i pod byle pretekstem poprosiłam Łukasza, żebyśmy wrócili do domu. I zrozumiałam, że już nie spotkam się z Adamem. Nawet po to, żeby mu znowu powiedzieć, że to naprawdę koniec.