"To miały być tanie wakacje u szwagierki, a kosztowały nas krocie! Totalnie się spłukaliśmy..."
Fot. 123 RF

"To miały być tanie wakacje u szwagierki, a kosztowały nas krocie! Totalnie się spłukaliśmy..."

"Byliśmy bardzo wdzięczni Ance, że nas do siebie zaprosiła. Myśleliśmy, że to będzie tani urlop we Włoszech. Jednego nie wzięliśmy pod uwagę... Chociaż zapłaciliśmy jej za mieszkanie, ona bez skrępowania wykorzystywała naszą wdzięczność. Regularnie zostawiała nam kartki, co mamy jej kupić... Ale na tym jeszcze nie koniec!"  Justyna K., 33 lata

Urlop planujemy z mężem zwykle w maju, kiedy nie ma jeszcze wakacyjnych cen i tłumów. Rok temu byliśmy we Włoszech, u siostry męża. To miały być tanie wakacje, a totalnie się przez nie spłukaliśmy. Ale od początku...

Szwagierka zaprosiła nas do siebie 

– Gdzie się tym razem wybierzemy? – spytałam męża.
– Możemy jechać do Anki. Rozmawiałem z nią, zaprasza do siebie.
– Ojej... to miło z jej strony – uśmiechnęłam się. – Wynajęła jakieś nowe mieszkanie... Dorzucimy się jej do czynszu i wszyscy będą szczęśliwi. Dla nas to też okazja. Możemy za niewielkie pieniądze pomieszkać w fajnym miejscu.
To była prawda, bo Anka, moja szwagierka, mieszkała we Włoszech. Od kilku lat pracowała tam jako pielęgniarka. 
Na początku maja zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy do Włoch. Po wielu godzinach w trasie dotarliśmy na miejsce. Trzeba przyznać, że Anka mieszkała w uroczej włoskiej dzielnicy. Cicha uliczka, na której mieściły się małe kamieniczki. W jednej z nich szwagierka wynajmowała malutkie 2-pokojowe mieszkanie. Gdy weszłam do środka, przestraszyłam się, czy na pewno wszyscy się tutaj pomieścimy.
– Damy radę – śmiała się Anka.
– Aha! Nie wiesz, ile mamy bagażu – zażartowałam.
Zaczęło się wnoszenie wszystkiego na górę, dmuchanie materaców, które przywieźliśmy z Polski. Nasza córeczka miała niezła zabawę, a Anka w tym czasie odgrzała makaron. – Sorry, że tylko tyle, ale nie miałam kiedy zrobić zakupów – wyjaśniła zmieszana. – Nie ma problemu, jutro pojedziemy do sklepu, kupimy wszystko – zaoferował się wspaniałomyślnie mój mąż. Zresztą nie mieliśmy wyboru. Kolejny dzień musieliśmy zacząć od zakupów. Anka pobiegła do pracy, a lodówka była kompletnie pusta. Szwagierka zostawiła nam na stole kartkę, co mamy jeszcze kupić, skoro już będziemy w markecie. Zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do najbliższego sklepu. Wydaliśmy ponad 180 euro, ale wyjechaliśmy z wózkiem wypełnionym po brzegi. Z trudem pomieściliśmy to wszystko w lodówce u Anki.
– Uuuu, zaszaleliście – stwierdziła wieczorem szwagierka, wyjmując jedno chłodzone wino.
– Powinno starczyć na tydzień...

Nie chciała dorzucić się do zakupów

Mogło się tak wydawać, ale lodówka szybko pustoszała i znowu musieliśmy pojechać na zakupy. Szybko stało się niepisanym zwyczajem, że to my zaopatrujemy lodówkę. Anka nie dorzucała się do zakupów, a nam jakoś głupio było ją o to prosić, choć z zapasów korzystaliśmy wszyscy. Dlaczego? Co prawda daliśmy Ance 400 euro za mieszkanie, ale wiedzieliśmy, że gdybyśmy chcieli przyjechać do Włoch na dwa tygodnie, za noclegi w hotelu zapłaciliśmy dużo więcej. Szwagierka myślała chyba podobnie, bo bez skrępowania wykorzystywała naszą wdzięczność. Regularnie zostawiała nam kartki, co mamy jeszcze kupić... Na tym nie koniec. Któregoś dnia pojechaliśmy zwiedzać Wenecję. Oczywiście całą czwórką. My ze Zbyszkiem wszystko finansowaliśmy. Tramwaj wodny, obiad... Nawet pamiątkę musieliśmy szwagierce kupić. Czułam się tak, jakbyśmy mieli drugie dziecko. Wenecja nie jest jednak tania, za wszystko trzeba płacić jak za zboże. Miło spędziliśmy czas, ale zostawiliśmy tam kolejne 150 euro. Szwagierka obiecywała, że odda nam trochę pieniędzy, ale jak tylko wróciliśmy do domu, temat natychmiast zniknął. Tak było na każdym kroku. Gdziekolwiek pojechaliśmy, my byliśmy sponsorami. Co więcej, szwagierka wciąż pożyczała od nas drobne kwoty i zapominała je oddać. To prawda 5-10 euro to nie są duże pieniądze, ale jak się co chwilę komuś pożycza, robi się z tego całkiem spora suma.

Zaprosiła nas na drogą kolację, ale to MY musieliśmy zapłacić

Innym razem szwagierka zabrała nas na kolację. Pamiętam dokładnie jej słowa:
Zapraszam was wieczorem do świetnej knajpki. Znajomi ją prowadzą i mają super jedzenie. Poszliśmy. Anka musiała dobrze znać to miejsce, bo zaczęła zamawiać, nim kelner zdążył przynieść kartę. Na stół wjechały różne przysmaki z grilla. No i obowiązkowo wino, bo przecież byliśmy we Włoszech, a u nich wino do kolacji jest jak przysłowiowa kropka nad „i”. Wszystko było smaczne, a kiedy kelner przyniósł rachunek, Anka szybko przesunęła go w stronę brata.
– Co? 200 euro? – Zbyszek aż zbladł. – A co ty myślałeś? To elegancka knajpa – rzuciła jak gdyby nigdy nic.
Słuchaj, tym razem musisz się się dorzucić do tej naszej WSPÓLNEJ kolacji.
– Ale... – jęknęła Anka i zajrzała do portfela. – Mam tylko 10 euro.
Dałabym głowę, że to te same, które pożyczyłam jej rano. Zbyszek zapłacił, choć nigdy w życiu nie byliśmy na takiej drogiej kolacji. Wróciliśmy do domu, a on postanowił rozmówić się z siostrą.
– Słuchaj, co tu jest grane? – słyszałam z sąsiedniego pokoju. – Jesteśmy ci bardzo wdzięczni za gościnę, ale zachowujesz się tak, jakbyś w ogóle nie miała pieniędzy.
A wtedy Anka się zaczęła wzbudzać w nim litość, opowiadała o swojej trudnej sytuacji. O tym, jakie życie we Włoszech jest drogie, że ciągle pożycza pieniądze od znajomych i krótko mówiąc, ma długi.
– Dlaczego nic wcześniej nie mówiłaś?
– Nie chciałam was martwić...

Domyśliłam się, gdzie leży problem

Wątpiłam jednak, czy Anka powiedziała Zbyszkowi całą prawdę. Jej garderoba nie wyglądała jak szafa osoby, która ma jakieś problemy finansowe. Niektóre ciuchy wciąż miały metki, co wskazywało na nowe zakupy. Kosmetyki, których używała Anka, też do najtańszych nie należały. Obserwując zwyczaje szwagierki, miałam wrażenie, że jej największym problemem jest przesadna miłość do zakupów. Kiedy podzieliłam się z mężem swoimi wątpliwościami, powiedział tylko:
– Tak czy inaczej to moja siostra, muszę jej pomóc.
Do końca wyjazdu utrzymywaliśmy więc Ankę, a kiedy wyjeżdżaliśmy, Zbyszek zostawił jej nasze ostatnie 200 euro. Przedziwne. To miały być tanie wakacje, a totalnie się przez nie spłukaliśmy.
„Następnym razem przyjazd do Anki trzeba będzie lepiej przemyśleć”, postanowiłam, co oznaczało, że raczej już do niej nie przyjedziemy. Co ciekawe, w tym roku Anka przyleciała w maju do Polski. Dwa tygodnie spędziła ze swoimi rodzicami nad morzem. Kiedy wrócili, teściowa zaczęła mi się skarżyć, że Anka ciągle nie miała pieniędzy i wszystko jej trzeba było fundować. – Przez nią wydałam więcej niż planowałam. Aaaa, i jeszcze musiałam dać jej jakieś pieniądze na drogę. Nie wiem, dlaczego ona sobie tak kiepsko radzi, skoro całkiem nieźle zarabia? – westchnęła głośno. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na Ankę. Ciągle kupuje coś nowego. Wydaje więcej niż zarabia. Zawsze się znajdzie ktoś, kto jej pożyczy albo ją zasponsoruje... 

 

Czytaj więcej