"Myślałem, że w końcu znalazłem tę jedyną… Niestety, dla niej byłem tylko kumplem"
Fot. 123 RF

"Myślałem, że w końcu znalazłem tę jedyną… Niestety, dla niej byłem tylko kumplem"

"Jestem niepoprawnym romantykiem, co gorsza, szybko się angażuję, chyba za szybko, skoro wciąż kończy się rozczarowaniami i rozstaniami, z mniejszym lub większym hukiem. Sądziłem jednak, że w tym przypadku scenariusz będzie inny...". Wojtek, 35 lat

 

Ledwo poznałem Anetę, od razu uznałem, że to kobieta mojego życia. Mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów, podobne przeżycia, poglądy. Mój ostatni związek zakończył się rok wcześniej. Nie wypalił, jak wszystkie poprzednie. Wierzyłem, że tym razem się uda. Rozmawialiśmy codziennie, głównie przez Messengera. Nawet nie zauważyłem, kiedy zakochałam się jak wariat.

Miałem nadzieję, że odwzajemni moje uczucia

Nie spieszyłem się z wyznaniami, bo na wstępie mi powiedziała, że chce być sama. Nie brała pod uwagę związku z kimkolwiek, ale naiwnie liczyłem, że zmieni zdanie. Przed pierwszym spotkaniem denerwowałem się jak sztubak. Chciałem wypaść jak najlepiej.
Na żywo nie wyglądała tak dobrze jak na zdjęciach, choć nadal była bardzo atrakcyjna. Internet i realne życie to często dwa odrębne światy, niemniej silna więź istniała – potwierdziło się, że faktycznie świetnie się rozumiemy i dogadujemy. Żartowaliśmy, śmialiśmy się, więc byłem przekonany, że zaskoczyło i z tej mąki będzie chleb. Rozstaliśmy się, obiecując sobie następne spotkanie.
Tym boleśniej odczułem zawód, gdy miesiąc później oznajmiła, że kogoś poznała i że on ma właśnie „to coś”.
„To coś, czyli co? A co z nami?”
Zdziwiła się, że w ogóle o to pytam. Jej zdaniem nie było żadnych nas, chyba że w czysto koleżeńskim sensie.
„Byłam przekonana, że czujesz podobnie i pasuje ci przyjaźń. Naprawdę cię lubię, jesteś świetnym facetem, ale wspólne tematy, wiele podobieństw to za mało, gdy zabraknie tego czegoś… Sama nie wiem… jakiegoś metafizycznego pierwiastka”.
Ja tym bardziej nie miałem pojęcia, czego dokładnie jej brakowało w naszej relacji.

Jeszcze nigdy nie czułem się tak rozczarowany!

Długo leczyłem się z zauroczenia Anetą. Miałem ochotę zerwać z nią wszelkie kontakty – żeby mniej bolało – jednak nie zrezygnowałem z naszej znajomości. Aneta pozostała dla mnie ważna. Czy chciałem tego, czy nie, zaprzyjaźniliśmy się, zależało mi na niej. Po prostu musiałem przestać patrzeć na nią jak na kobietę. Była owocem zakazanym. Jak żona brata albo dziewczyna najlepszego kumpla.
Po kilku miesiącach przeszło mi. Odkochałem się i nie żywiłem ani żalu, ani nadziei. Rozmawialiśmy rzadziej, lecz nadal często. Aneta układała sobie życie ze swoim wybrankiem, a ja szczerze życzyłem im jak najlepiej.
Leczenie złamanego serca jest trudne. Pomaga, gdy zrozumiesz, że zdecydowanie nic z tego nie będzie. Jeśli czekasz na cud – czyli, że ukochana kobieta dostrzeże w tobie to, czego dotąd nie widziała – zamykasz sobie drogę do szczęścia z kimś innym.

Znów zacząłem chodzić na randki

Gdy przestałem czekać, zauważyłem, ile jest wokół ładnych, inteligentnych i wyjątkowych dziewczyn, u których miałem szanse. Które nie skreślały mnie z góry, bo nie miałem magicznego, metafizycznego „czegoś”. Znów zacząłem chodzić na randki. Kilka pierwszych spotkań pominę milczeniem, ale później trafiłem na Alicję. Spodobało mi się jej poczucie humoru, swoboda, otwartość. Dobrze się czułem w jej towarzystwie i oboje chcieliśmy umówić się ponownie.
I wtedy dostałem SMS-a, który mógł ten pączkujący romans zdusić.

Aneta trafiła do szpitala...

Alarmującą wiadomość wysłała jej koleżanka. Natychmiast oddzwoniłem.
– Rodzinie nic nie powiedziała, bo się wstydzi. A ciebie nie chciała martwić, ale uznałam, że powinieneś wiedzieć. Wiem, ile dla niej znaczysz, dużo o tobie mówi, zwłaszcza ostatnio.
– Co się stało?
– Jej facet… Pobił ją. Co za… Jeśli możesz, to przyjedź, na pewno się ucieszy. Podam ci adres.
Zwolniłem się wcześniej z pracy. Dojazd z Wrocławia do Poznania zajął mi prawie dwie godziny.
Mój widok zaskoczył Anetę, ale raczej pozytywnie. Nawet postarała się uśmiechnąć. Wyglądała źle. Postanowiłem, że biorę wolne. Nie zostawię jej samej w takiej sytuacji. Nie ma mowy.
Szef nie robił mi problemów, bo akurat nie mieliśmy wielu zleceń. Za to Aneta protestowała. Że nie trzeba, że nie muszę, że cieszą ją moje odwiedziny i tyle wystarczy.
– Nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań.
Zobowiązań nie miałem, za to miałem oczy. Widziałem, jak cieszy ją moja obecność. Zatrzymałem się u niej i pomagałem po powrocie ze szpitala. Dużo rozmawialiśmy i ponownie zbliżyliśmy się do siebie.
Co się dokładnie stało, opowiedziała mi trzeciego dnia.

Jej facet miał "To coś", ale okazał się zwykłym draniem

Początkowo faktycznie było rewelacyjnie. „To coś”, wzajemny pociąg, fascynacja dawało im napęd, nakręcało. Jednak po paru miesiącach zaczęło się psuć. Facet zrobił się strasznie zazdrosny, nie mogła mieć praktycznie żadnych znajomych. Kłócili się coraz częściej, coraz głośniej, coraz poważniej. Raz zobaczył ją na ulicy z kolegą z pracy. Gdy przyszła do niego, rozpętał awanturę i na koniec ją pobił.
– Chyba rozumiesz, że nie wolno ci tego ciągnąć. Musisz z nim zerwać! Żadnych ostatnich szans. Ten facet jest niebezpieczny. Będzie tylko gorzej.
– Wiem, wiem... – Pokiwała smętnie głową. – Próbował mnie przepraszać, ale... już mu nie wierzę. Wcześniej tylko mnie szarpał, popychał, już wtedy… – Zagryzła wargi, spod powiek wypłynęły jej łzy. – Słyszysz, co mówię? Tylko szarpał? Boże! Nie chcę go już widzieć, ale będę musiała… w sądzie.
– Kto zawiadomił policję? Ty czy szpital?
– Szpital – szepnęła. – Ja… nie potrafiłam. Sam przeraził się tym, co zrobił. Płakał. Wezwał pogotowie. W tamtej chwili byłam mu skłonna wybaczyć, ale... nie wolno mi, prawda?
– Prawda – uciąłem.
Zostałem u niej na kolejny tydzień. Chodziliśmy na długie spacery, do kina, gotowałem dla niej, oglądaliśmy razem telewizję, graliśmy w scrabble. To prawie przypominało związek. Tyle że spałem na kanapie.

Chciała, żebyśmy spróbowali raz jeszcze, ale ja...

– Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy niedługo po naszym poznaniu? – zapytała ostatniego wieczora przed moim wyjazdem.
Wzruszyłem ramionami.
– O mnóstwie rzeczy.
– Mówiłeś o tym, że są sprawy ważniejsze od fizyczności. Że jak się ludzie rozumieją, mają wspólne tematy, podobne charaktery… to warto się nad tym zastanowić. I spróbować.
– Owszem, ale…
Chwyciła mnie za rękę, jakby nie chciała, żebym wypowiedział słowa, których wolałaby nie usłyszeć. Musiałem się powstrzymać, by nie cofnąć dłoni. Współczułem jej, zależało mi na niej, ale to nie była miłość. Dlatego kontynuowałem.
– Ostatnio bardzo dużo o nas myślałem. Nawet nie w tym rzecz, że musiałem się z ciebie wyleczyć i że mi się udało. Po prostu jeśli ma zagrać, to powinno zagrać za pierwszym razem. Tak uważam, tak czuję. Zaiskrzyło, ale tylko z mojej strony. Trudno. Teraz sytuacja się odwróciła. Przepraszam. Widać nie było nam pisane.
Pokiwała głową. Przytuliłem ją mocno, jak bliską przyjaciółkę, którą przecież cały czas była.

Chciałem być dla kogoś pierwszym wyborem

Nie wiem, czy Aneta faktycznie spojrzała na mnie inaczej i dostrzegła owo „coś”, czy za jej drugim wyborem kryło się swego rodzaju wyrachowanie. Lubiła mnie, ufała mi, wiedziała, że nigdy bym jej nie skrzywdził. Ale ja chciałbym być dla kogoś pierwszym wyborem, a nie bezpieczną opcją. Ona z kolei zasługiwała na coś więcej niż związek z litości.
Dzisiaj dalej się przyjaźnimy, co akceptuje moja dziewczyna. Między mną i Alicją wciąż iskrzy, tak jak na początku. Ani przez chwilę nie żałowałem swojej decyzji.
Aneta nadal jest sama, sparzyła się i trudno jej na nowo komuś zaufać. Co gorsza, nie ufa też własnemu osądowi…

 

Czytaj więcej