"Do naszej kamienicy wprowadziła się samotna dziewczyna, Ewa, z dziesięcioletnim synem. Polubiłam ją, a nasi chłopcy często ze sobą spędzali czas. Sąsiadka wieczorami sprzątała biura, więc jej Mateusz bywał u nas do późna. Ale pewnego dnia Ewa nie przyszła po niego. Wtedy poznałam jej bolesną tajemnicę i postanowiłam jej pomóc..." Justyna, 35 lat
Pierwszy raz zobaczyłam ją, gdy schodziłam z wózkiem po schodach. Tlenione włosy, długie czerwone paznokcie, obcisła bluzka, obcisłe dżinsy i buty na koturnie. W pierwszej chwili nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia, ale... okazała się bardzo miła!
– Pomogę pani! – powiedziała przyjaźnie, odstawiając dwie wypchane torby, i zniosła ze mną wózek.
– To pani wprowadziła się na poddasze? – spytałam.
– Tak. Ja i Mateusz. Ogromnie mu się tam podoba.
– Mąż?
– Syn.
– A ja mam dwójkę. Starszy ma dziesięć lat, a ten kolega osiem miesięcy. Maciek – przedstawiłam mojego oseska.
– Ewa – wyciągnęła do mnie rękę.
– Justyna – odpowiedziałam.
– Miło mi – uśmiechnęła się i dodała: – Jak będziesz czegoś potrzebowała albo miała ochotę na rozmowę, to wpadnij do mnie na herbatę.
– Kiedyś wpadnę – obiecałam.
Ewa ujęła mnie swoją bezpośredniością. Szybko się zakolegowałyśmy. Jej syn Mateusz zaprzyjaźnił się z moim Tomkiem. Chłopcy spędzali ze sobą czas i bawili się razem. Cieszyło mnie to, bo Tomek, który był przyklejony do komputera, potrzebował towarzystwa rówieśników. Sąsiadka często wieczorami sprzątała biura, więc jej Mateusz bywał u nas do późna.
Pewnego dnia Ewa długo nie wracała z pracy. Nie odbierała telefonu, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego się spóźnia. Gdy minęła 22.00, przestraszyłam się nie na żarty.
– Mateusz, może zostaniesz na noc u nas – zaproponowałam i dodałam, siląc się na spokój:
– Mamie pewnie coś wypadło...
Mateusz zwiesił głowę. – Mama czasem... nie wraca – wydukał mały.
– Jak to? – zdziwiłam się.
Mateusz skulił się w sobie.
– Nie chcesz mówić? – odgadłam.
Pokręcił głową.
– Ale może mi zaufasz? Co mama robi, gdy jej nie ma? Pracuje gdzieś na nocki? – grałam głupią.
– Pije – wyznał chłopiec i zaczerwienił się aż po uszy.
A mi szczęka opadła.
– Kiedy był jeszcze tata, to pili ciągle. Teraz... teraz ona nie chce. Ale czasem jej się nie udaje...
– Często tak jest? Kiedy ostatnio nie wróciła na noc?
Mateusz znów pokręcił głową.
– Niech się ciocia nie gniewa. To nie jest często. Mama zawsze wraca. Tylko dziś...
Zdenerwowałam się.
– Proszę, powiedz prawdę. To ważne. Może zdołam jej pomóc.
– Ostatnio nie wróciła na początku roku szkolnego. W jedną sobotę.
Trochę mi ulżyło, teraz rok szkolny się kończył. Ale, żeby Ewa piła?
Nigdy nie widziałam w domu Ewy żadnych butelek, a Mateusz zawsze był czysty, lekcje miał odrobione, w mieszkaniu też wszystko było w porządku. Nie tak wyobrażałam sobie alkoholiczkę, ale co ja mogłam o tym wiedzieć? Pomyślałam jednak: co to za straszliwa nieodpowiedzialność z jej strony zostawić takiego małego chłopca!
Nagle zadzwonił telefon. To była Ewa.
– Mateusz jest u was? – spytała zdenerwowana.
– Pomyliłam autobusy, rozładowała mi się komórka, wylądowałam na drugim końcu miasta. Teraz jakaś pani pozwoliła mi zadzwonić ze swojego telefonu – wszystko wyrzuciła z siebie z szybkością karabinu maszynowego.
Nie brzmiała jak pijana. W jej głosie słychać było panikę i zmęczenie.
– Wszystko dobrze – powiedziałam. – Mateusz stoi obok. Gdzie jesteś? Może Adam po ciebie podjedzie?
– Nie róbcie sobie kłopotu. Już widzę nadjeżdżający autobus.
Mateusz słyszał tę rozmowę i wyglądał na przestraszonego. Pewnie przez to, że zdradził mi tajemnicę.
– To czekamy – zapewniłam ją.
Przytuliłam chłopca.
– Dobrze zrobiłeś, że powiedziałeś mi prawdę – uspokoiłam Mateusza. – Bardzo lubię twoja mamę. A jeśli ma kłopoty, to razem jej pomożemy, co nie? – uśmiechnęłam się do niego.
„Co ten biedny mały musiał przeżywać, gdy jego rodzice pili razem”, myślałam ze zgrozą. Ewa wkrótce dotarła i przepraszała nas za kłopot. Niby wszystko było w porządku, ale patrzyłam na nią już trochę inaczej. W końcu to... alkoholiczka?
Po jakimś miesiącu zebrałam się na odwagę i w sobotę, gdy chłopcy byli na podwórku, zostawiłam Macieja mężowi i poszłam do przyjaciółki. Nie miałam pojęcia, jak zacznę rozmowę...
– Justyna? – zdziwiła się, kiedy zobaczyła mnie na progu.
– Wejdź, napijemy się kawy...
Na stole zobaczyłam butelkę po whisky. To wiele mi ułatwiło.
– Piłaś? – spytałam bez ogródek.
– Tak, straciłam pracę – rzuciła Ewa. – Mam tydzień na znalezienie czegoś nowego – rozpłakała się.
Usiadłam obok i przytuliłam ją. Poczułam od niej woń alkoholu.
– Ewa, wypiłaś sama całą butelkę? – nie odpuszczałam.
Przyjaciółka pokiwała głową i zaczęła płakać jeszcze bardziej.
– Ja się przecież tak bardzo staram. Przestałam pić cztery lata temu, ale czasem nie wytrzymuję – łkała, pociągając nosem.
– Jestem tu – powiedziałam. – Pomogę ci, chociaż nie wiem jak.
Ewa rozszlochała się na dobre.
– Nie odtrącaj mnie – poprosiła. – Całe życie marzyłam o takiej przyjaciółce jak ty, ale nigdy jej nie miałam. Moja mama... – urwała nagle.
– Co „twoja mama”? – drążyłam.
– Była cudowna. Piękna. Ale pewnego dnia tato odszedł i zostałyśmy same. Mama zaczęła pić, a potem przyprowadzać do domu różnych mężczyzn – opowiadała Ewa. – Uciekłam stamtąd dopiero jak miałam osiemnaście lat...
– Uciekłaś z domu? – zdziwiłam się.
– Tak, przygarnęła mnie ciotka. Znalazłam pracę i jakoś się usamodzielniłam...
– Ale czemu uciekłaś? – pytałam.
– Ci faceci matki... oni robili ze mną, co chcieli... – wyrzuciła przyjaciółka, a ja poczułam, jak moim ciałem wstrząsają dreszcze. Chłopcy spędzali ze sobą czas i bawili się razem.
– Ewa, tak mi przykro – wyszeptałam, obejmując ją mocno. – Tak strasznie mi przykro...
Ewa płakała jak dziecko. Pomogłam jej położyć się do łóżka i obiecałam, że zajmę się Mateuszem. I słowa dotrzymałam. Następnego dnia, kiedy Ewa wytrzeźwiała, odbyłyśmy jeszcze jedną rozmowę – szczerą i motywującą. Po niej przyjaciółka zdecydowała się zacząć terapię dla osób uzależnionych. Wspieram ją w tym mocno i wierzę, że da sobie radę. Bo już nie jest sama...