"Mój facet chciał mieszkać ze mną bez zobowiązań. Zadziałałam i szybko tego pożałował...!"
Fot. 123 RF

"Mój facet chciał mieszkać ze mną bez zobowiązań. Zadziałałam i szybko tego pożałował...!"

"Byłam zakochana w Dawidzie po uszy i skakałam ze szczęścia, gdy się do mnie wprowadził. Niestety nie tak to sobie wyobrażałam. Dawid czasem wracał do domu, czasem nie. Ze swoich rzeczy przeniósł do mnie tylko piżamę i szczoteczkę do zębów. Mówił, że potrzebuje przestrzeni. Nie mogłam dać się tak traktować! Sprawę załatwiłam bardzo szybko..."  Joanna, 34 lata

Siedziałam z przyjaciółką w kawiarni. Mimowolnie słuchałam, jak gość przy sąsiednim stoliku nadawał z zadowoleniem:
– Stałe związki? To nie dla mnie! Ja muszę czuć wolność. Dom, kredyt, nie daj Boże dzieci, seks ciągle z jedną i tą samą laską: zupełnie mnie to nie interesuje. Okej, jak ktoś lubi kapcie i telewizor, to niech się daje pochować za życia, czemu nie. Ja jestem zbyt niezależny, typ zdobywcy, muszę mieć nowe wyzwania…
Zerknęłam z ukosa, zaciekawiona, jak też ten wygląda typ zdobywcy, bo taka gadka wydała mi się znajoma. W knajpie było dość tłoczno, zza cudzych pleców mignął mi tylko profil z nienagannie przystrzyżonym zarostem.
– Co się tak rozglądasz? – zapytała Monika wracająca z toalety.
– Chciałam zobaczyć, jak wygląda ten koleś, co tak nawija o wolności w związku.
Przyjaciółka obrzuciła krótkim spojrzeniem stoliki wokoło.
– Wygląda mi raczej na typ palanta – skwitowała. – A co? Z czego się śmiejesz?
– A nic, skojarzenia miałam. – Uśmiechnęłam się do własnych wspomnień.  A było tak…

Poznałam kiedyś takiego niebieskiego ptaka

Parę lat temu, po studiach i po stażu za granicą zaproponowano mi pracę w oddziale firmy we Wrocławiu. Co prawda wolałabym Warszawę albo w ogóle gdzieś daleko, ale Wrocław też fajne miasto, poniekąd rodzinne, więc nie narzekałam. Od czegoś trzeba zacząć.
Kiedy przyszłam do biura, on już tam był. Niewiele starszy ode mnie, pewny siebie, wygadany, wygląd całkiem spoko. Nie było dziewczyny, która by się za nim nie obejrzała, co zdaje się dosyć lubił. Ja też się za nim obejrzałam. A ściślej mówiąc, wpadłam na niego, wychodząc z windy.
– Najmocniej przepraszam! – powiedziałam.
Przytrzymał mnie w pasie.
– Ależ cała przyjemność po mojej stronie. – Uśmiechnął się uwodzicielsko. – Proszę wpadać, kiedy pani ma ochotę.
– No nie, no bez przesady. – Odwzajemniłam uśmiech i wysunęłam się z objęć. – Nie mam w zwyczaju tratowania współpracowników.
– W naszej firmie przestrzegamy zasad równego tratowania. – Puścił do mnie oko. – Więc może się zdarzyć, że ja wpadnę na panią…
„Inteligentny!”, przemknęło mi przez głowę. Przez resztę dnia miałam wyśmienity humor.
I tak to się zaczęło. Spotkania przy dystrybutorze z wodą, skracanie dystansu, przypadkowe dotknięcia na korytarzu, kawa w bufecie na dole, kolacja po szkoleniu...

Po miesiącu byłam już zakochana na amen

Chodziłam otoczona swoim obłoczkiem szczęścia jak w różowej mgiełce i nawet nie zauważałam pełnych politowania spojrzeń koleżanek. Zresztą, gdybym zauważyła, uznałabym, że po prostu mi zazdroszczą. Dawid był naprawdę super i świetnie się rozumieliśmy.
– Myślisz, że wygrałaś los na loterii? – zagadnęła mnie kiedyś dziewczyna z działu promocji, kiedy stałyśmy w kolejce po kanapki.
– O co ci chodzi? – zdziwiłam się. – Jedną wegetariańską i jedną z jajkiem i szynką poproszę.
Mieliśmy z Dawidem zwyczaj, że nawzajem kupowaliśmy sobie kanapki, dziś była moja kolej.
Laska z promocji uśmiechnęła się krzywo.
– Nie ty jedna kupujesz mu kanapki z szynką. Miły ten nasz Dawidek, ale dosyć niestały. Uznałam, że powinnaś wiedzieć.
Popatrzyłam na dziewczynę: nie zauważyłam śladów złośliwej satysfakcji, wyglądała zwyczajnie. Wzruszyłam ramionami.
– Dzięki, poradzę sobie – odparłam, zgarniając z blatu sandwicze.
„Co za plotkarskie środowisko!”, myślałam, wracając. Nie przejęłam się zbytnio. Jednak zasiane ziarenko niepokoju gdzieś sobie po cichutku kiełkowało. Zaczęłam się uważniej przyglądać mojemu chłopakowi. Ta swoboda, te uśmiechy rozdawane na prawo i lewo, „Deeejwiiid” skamlane przez jakąś dziunię z maślanymi oczami na firmowej imprezie. Cóż, może laska z działu promocji miała trochę racji? Prowadzaliśmy się tak z Dawidem z pół roku, aż zdecydowaliśmy się razem zamieszkać u mnie. Ściślej: ja zaproponowałam.
– Czemu nie – zgodził się mój mężczyzna.

Mieszkał u mnie, ale bez zobowiązań...

Dziwne to było mieszkanie. Czasem wracał do domu, czasem nie. Czasami tylko informował mnie przez telefon, że wyjeżdża. Ze swoich rzeczy przeniósł do mnie tylko piżamę i szczoteczkę do zębów. Chyba nie tak to sobie wyobrażałam. W końcu przeprowadziłam męską rozmowę. To było po tym, gdy odkryłam, że ma zainstalowanego w telefonie Tindera.
– Skarbie, ale o co ci chodzi? – zdziwił się. – Jestem wolnym duchem, potrzebuję trochę przestrzeni, nowych doznań… Jest nam ze sobą dobrze, po co to komplikować?
– Przeciwnie, ja chcę uprościć – warknęłam. 

Szlag mnie trafił. Postawiłam sprawę jasno!

Wychodzę. Jak wrócę, ma cię tu nie być. Klucz zostaw pod wycieraczką. Miło było, cześć.
Sprawę załatwiłam bardzo szybko. Jeżeli myślał, że go będę błagać na kolanach, to się pomylił. Numer Dawida zablokowałam, skasowałam zdjęcia.
Następnego dnia poprosiłam w firmie o przeniesienie do innego oddziału. Tym razem zawodowe szczęście się do mnie uśmiechnęło i tak stałam się bywalcem słynnego warszawskiego Mordoru, dzielnicy korporacyjnych biurowców. Wbrew temu, co mówią, podobało mi się tu.

Powiedział, że już nie chcę przestrzeni ani nowych doznań...

Któregoś zimowego popołudnia, wychodząc z firmy, natknęłam się w półmroku na znajomą sylwetkę.
– Asia, poczekaj! Porozmawiaj ze mną! Asia, proszę! – wołał za mną Dawid, bo minęłam go jak powietrze i szłam w stronę metra.
Dogonił mnie na chodniku.
– Asiula, nie zostawiaj mnie, błagam. Myliłem się! Już nie chcę przestrzeni ani nowych doznań, chcę ciebie!
Zrobiło mi się cieplej na sercu, ale nie dałam się tak łatwo.
– Fajnie, że wiesz, czego chcesz – skwitowałam kpiąco. – Ale dalej nie interesuje cię, czego ja chcę. A ja chcę więcej przestrzeni i spokoju, żeby rozwijać karierę.
– W porządku, poczekam – odparł.
To było cztery lata temu…
– No i co? – spytała Monika, kiedy skończyłam opowiadać.
– I dalej czeka. – Uśmiechnęłam się i zerknęłam na komórkę. – O, właśnie po mnie przyjechał. Mamy iść wybrać obrączki.

 

Czytaj więcej